Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

sobota, 27 sierpnia 2011

Dąbek -> Kraków

Wstałem o 7:30, wziąłem prysznic i na śniadanie. Coś tam podzióbałem, zjadłem pół kromeczki i pojechałem do pokoju 349 na kawę. To nie mój numer pokoju, w swoim tylko spałem. Pokój 349 należy do Maćka. To u niego były wszystkie prywatne imprezy i te poranne czyli kawowe i te wieczorowe czyli rozrywkowe. Dostałem kawę ale widać było, że atmosfera w pokoju jest jakaś przygnębiająca. Ela, jak nie Ela jakaś cicha, to samo Maciek, Grzesiek i Kinga. Przyszła później Bogusia i też nic się nie zmieniło. O sobie już nie wspomnę. Rafał powiedział, że będzie po 11. Im bliżej było tej godziny tym ciszej w pokoju. Po 10 poszedłem się spakować. Dla mnie pakowanie to nie problem. Zdejmuję z półki i przekładam do walizki. Czasami trzeba było dopychać. Spakowałem się w 45 min i wróciłem znów do pokoju i czekaliśmy. Nie powiem, że milczeliśmy cały czas ale nie było nikomu do śmiechu. W końcu przyjechał Rafał. Poszliśmy razem z Rafałem do mojego pokoju po rzeczy i do samochodu. Grzesiek pomógł Rafałowi wsadzić wózek do auta. Jak wszystko już spakowaliśmy to podjechaliśmy autem pod nową recepcje. Umówiłem się z pokojem 349, że tam się pożegnamy. No jak zwykle się rozkleiłem. Pożegnałem się na samym początku z Grześkiem, a potem z Eweliną. Ewelina to jedna z chorych która jest w szczęśliwym związku małżeńskim z byłym rehabilitantem z Dąbka. Podczas obecnego pobytu jest w ciąży a spodziewany termin porodu to styczneń. To taki promyczek i dla mnie i dla innych, że jednak mimo SM można być kochanym i założyć rodzinę. Chciałbym jej więcej powiedzieć ale gdybym się rozgadał to by bym się jeszcze bardziej rozkleił. Pożegnałem się z Bogusią, Maćkiem i drugim Grześkiem, a na deser została Ela. Przy niej bym się jeszcze bardziej rozkleił ale już byłem jakiś oszołomiony tą sytuacją. Widujemy się raz do roku. Gdybym miał policzyć tygodnie w ciągu ostatnich lat to by ich wyszło w sumie 9, a mimo to wywarła na mnie piorunujące wrażenie na samym początku nie tylko pod względem urody. Pamiętam, że jeszcze nie dawno miała ze mą jechać do Dąbka, że się rozchorowała, że później jeździłem i prosiłem o jak najszybszy drugi termin abyśmy się mogli spotkać, a tu dzisiaj już się żegnaliśmy. Przez ten tydzień nie nacieszyłem się nią:( Poprosiłem ich wszystkich aby pomagali Eli i by nie pozwolili jej się przeforsować. Nie udało mi się pożegnać z przecudną Danusią z Chabówki. Danusia to takie żywe srebro – prawdziwa góralka. Wybrała się na spacer na wieś, a że Rafał przyjechał wcześniej to nie zdążyła wrócić. Ona na pewno będzie to przeżywała ale odbijemy to sobie we wrześniu w Krakowie jak przyjedzie tylko nie wiem czy za nią nadąrze:)

Teraz jak to piszę to akurat piję kawę w filiżance od Hani:) To takie dziwne uczucie – to się chyba nazywa wzruszenie.
Podróż przebiegła w zasadzie bez problemu. Jedynie mimo auta z klimatyzacją doskwierała nam lekko temperatura zwłaszcza w słońcu. Gdy podjechaliśmy na stacje benzynową i zatrzymaliśmy auto w cieniu to wreszcie poczuliśmy chłód. Dzisiaj aż ciężko sobie wyobrazić sytuację i taką podróż autem bez klimatyzacji, np. maluchem. Nie piłem dużo wody w aucie bo po pierwsze nie miałem specjalnie takiej potrzeby, a po drugie nie chciałem latać do ubikacji. Ostatnie siusianie miałem w Dąbku koło 11.30, a teraz mimo godziny 20:10, wypicia szklanki wody, piwa podczas meczu Wisły, notabene przegranego i picia kawy to dopiero powoli zaczynam myśleć o… To jedna z nie wielu rzeczy która jeszcze w miarę dobrze działa:)

Teraz wybieram się do wanny i zamierzam się zrelaksować. Mam nadzieję, że się z niej bezpiecznie wykaraskam – to będzie taki sprawdzian:) Jutro może przeglądnę zdjęcia z pobytu.

2 komentarze:

  1. pożegnania zazwyczaj są trudne, wywołują wzruszenie, smutek a nawet łzy... ot taka ich natura
    nie lubię pożegnań, no chyba, że z tym co "niefajne" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w 100% tylko dlaczego płaczę i tęsknię za ludźmi których widuję raz w roku? Bo są wyjątkowi. Będzie mi ich brakowało:(

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)