Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 30 lipca 2012

W domu mam harem i patologię

Kawa, leki, jogurt, a potem rozpocząłem rehabilitację. Siedzę i ćwiczę na piłce i dzwoni telefon. To Aga, pyta się czy może być u mnie za 10 min. w domu. Powiedziałem jej, że pewnie. Musiałem tylko ubrać koszulkę. Nawet przy mojej niezborności 10 min. to aż nadto.
Aga przyjeżdża do Krakowa do szpitala co miesiąc po odbiór Betaferonu. Agę poznałem na początku mojej choroby przez Tomka rehabilitanta. Wówczas byliśmy w podobnym miejscu na skali EDSS. Myślę, że Agnieszka w tej skali nie posunęła się prawię w ogóle za to ja popędziłem w kierunku jej końca:( Tyle lat minęło, a ją ani czas ani SM nie bierze. Szczęściara :)

Siedzimy, rozmawiamy a tu dzwoni domofon. What the fuck? Kogo niesie? Aga poszła do domofonu i okazało się, że to szła do mnie pielęgniarka środowiskowa na zastrzyk. Agnieszka otworzyła drzwi pielęgniarce, a pani Teresa widząc nową kobietę u mnie stwierdziła:
"Pan to ma dobrze. Co do Pana przychodzę to widzę nową, inną, piękną kobietę."
Kiedyś spotkała Olę, a dzisiaj Agnieszkę. To wygląda co najmniej jakbym w domu miał harem. Może jutro będzie u mnie Ola i Iwona to znów się zdziwi kobieta:)

Powoli kończy mi się seria 10 zastrzyków z Milgammy N. Pielęgniarka zasugerowała, że zapyta się lekarza i może dostanę jeszcze trochę więcej Milgammy bo ona na zlecenia lekarzy robiła wieksze serię. Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli chodzi o podsumowanie obecnej serii zastrzyków to nie wiem co mam myśleć. Dzisiaj mam dobry dzień ale i bez witaminy B12 takie dni się również zdarzały.

Pielęgniarka poszła do kolejnych, swoich obowiązków - obowiązków, a po niedługim czasie wyszła również Agnieszka i pojechała do siebie. Siedzę na dupsku, a tu telefon od Oli, że za chwilę będzie u mnie w domu na rehabilitację. Cóż miałem zrobić? Trzeba było się poświęcić:)
Ola wystrojona bo była na rozmowie o pracę. To nie za bardzo odpowiedni strój na rehabilitację.
Wyprzedziła mnie i poszła do mojej szafy po swoje ciuchy do przebrania. Zawsze to robiła w przedpokoju. Idę "dziarsko" do swojego pokoju, wchodzę, a Ola... w rajtkach się przebiera. Zaskoczyło mnie to ale przecież naga nie była. My już taką patologię mamy bo przecież nie wypraszam jej z pokoju jak pielęgniarka robi mi zastrzyk w tyłek.

Z racji tego, że niedawno sam ćwiczyłem to zostałem potraktowany łagodnie przez Olę. Tylko mnie naciągała.

Gorący i leniwy weekend

W sobotę byłem umówiony na wywiad nt życie osób niepełnosprawnych a internet.  Umówiłem się w Galerii Krakowskiej na godzinę 12:30. Dobrze, że te "przybytki" są klimatyzowane bo przynajmniej można tam wytrzymać. Wolałbym spotkanie na świeżym powietrzu ale upał na dworze był... masakryczny:(
Chyba po godz. 14 nasze spotkanie dobiegło końca. Pojechałem coś zjeść i wybrałem się w kierunku basenu. Żar z nieba lał się niemiłosierny dlatego drogę w kierunku basenu przemierzałem plantami. Odrobina zieleni robiła wielką różnicę w porównaniu do skwaru który rozlewał się od nagrzanych murów starego miasta. Zahaczyłem jeszcze na chwilę o fontannę na Placu Szczepańskim. Największą frajdę miały dzieci.
Najciekawsze jest to, że woda w fontannach nie jest wodą bieżącą i krąży w nich w obiegu zamkniętym. Nie jest ona w żaden sposób czyszczona, a więc kąpią się w niej np. gołębię, psy, pewnie sikają do niej pijani goście wieczornych imprez w krakowskich pubach, a rodzice i dzieci mają radochę. Co prawda jest tabliczka informująca o zakazie kąpieli ale kto by w taki gorący dzień przestrzegał tego zakazu? Może gdyby była umieszczona tabliczka o tym, że kąpiel w wodzie grozi zatruciem lub chorobami skóry to wówczas chętnych było by znacznie mniej lub wcale.





Generalnie nie śpieszyło mi się na basen. Posiedziałem na błoniach w cieniu. Tam się dało nawet wytrzymać.




Do wody wszedłem dopiero koło 17. Na sportowym basenie nie było tłumów, a mnie się świetnie pływało. W wodzie byłem prawie 90 min. Popływałem i crawlem i zgodnie z zaleceniami Oli na plecach. Gdy pływam na plecach to tak jak bym się relaksował. W ten sposób przyjemne z pożytecznym czyli odpoczywałem pływając, a po basenie... piwko:)



Do domu wróciłem przed 22. To był fajny dzień aczkolwiek gorący.

Tak wyglądała moja sobota, a w niedzielę stwierdziłem, że mam lenia. Nie chciało mi się nigdzie iść. Na godzinę 18 zapowiedział się u mnie Tomek z żoną. Oboje wrócili z urlopu. My z Moniką wypiliśmy butelkę wina + dopijaliśmy grecką wódką Ouzo którą przywieźli z urlopu.
Oczywiście największym podczaszym był Tomek. Dbał o to abyśmy mieli pełne kieliszki, a sam popijał tylko piwko.
Gdyby nie to, że miałem mieć gości to nawet nie chciało by mi się ubrać. Niedziela była bardzo leniwa:)

czwartek, 26 lipca 2012

Jest do kitu :(

Dzisiejszy dzień od rana był do dupy. Już rano jak wstałem to źle mi się funkcjonowało. Byłem jak zamurowany. Sirdalud + kawa i czekam. Niestety ale coś mnie nie odpuszcza. Zbieram się do łazienki, do wanny i dzwoni Ola. Mówi, że będzie u mnie w ciągu 45 min. czyli przed 10, a miała być koło południa. Powiedziałem jej by się nie spieszyła, a sam poszedłem do wanny. Myłem się expresowo ale to słowo w moim przypadku już dawno straciło znaczenie. Niestety ale mam coraz większe problemy ze swoją sprawnością. Już nie jestem w stanie ubrać skarpetek siedząc na wannie. Teraz muszę ubierać skarpetki w pokoju. To stosunkowo nowy objaw bo chyba od jakiegoś miesiąca lub dwóch.


Wyszedłem z wanny. Stoję w stroju Adama i słyszę domofon. To Ola otwiera drzwi do klatki kodem, a po  około minucie jest u mnie pod drzwiami wejściowymi. Śpieszę się :) ale nie zdążyłem... Oczywiście ale nie otwarłem jej drzwi. Bidulka musiała czekać pod drzwiami aż się ubiorę. Przy okazji słyszała jak bluzgałem podczas ubierania skarpetek, majtek itp.
Ćwiczenia mi nie szły przez moją spastykę. Starałem się ale nie miałem weny. W międzyczasie przyszła pielęgniarka by mi zrobić zastrzyk z Millgammy N, a potem wpadła Iwona czyli biały kotek:) Posiedzieliśmy i pogadaliśmy, a potem dziewczyny poszły. Ola do siebie do domu, a Iwona do siebie.

Postanowiłem, że dzisiaj wybiorę się na basen. Moja mama miała przyjechać o 17 z pracy i mnie wypuścić. Zacząłem się przebierać w kąpielówki o 16.30 i to był horror. Poszedłem do łazienki po kąpielówki. W drodze z łazienki do pokoju zahaczyłem o szafkę w przedpokoju by zabrać przy okazji buty. Zabrałem wszystkie klamoty, doszedłem do pokoju, siadłem na łóżku i zacząłem się przebierać. To był dramat. Z niczym sobie nie mogłem poradzić. Nie szło mi zdejmowanie majtek i ubieranie kąpielówek na basen. Nie mogłem sobie poradzić z wiązaniem butów. Gdy sobie poradziłem to byłem mokry. Pot mi dosłownie kapał z czoła, a moje wkur....e sięgało zenitu. Okazało się, że mój podkoszulek również jest przepocony ze zmęczenia i trzeba znów się myć i przebierać. Co za kosmos. Gdy już się z tym uporałem i wreszcie wyszedłem na dwór to sobie zdałem sprawę że... słabnę. To będzie mój nowy wskaźnik moich ograniczeń.

Moje problemy z ubieraniem skarpetek w łazience + problemy z przebraniem się świadczą o tym, że słabnę i raczej nie jest to gorszy dzień, a tendencja. Zdałem sobie sprawę, że choroba mnie coraz bardziej ogranicza, że moja rehabilitacja przedłuża nieuniknione, że choroba odebiera mi dosłownie wszystko.
Normalnie zdrowy człowiek gdy ponosi jakaś porażkę np. w życiu osobistym to ma możliwość albo to życie poukładać sobie na nowo albo znaleźć inne zajęcie np. pracę lub hobby. Ja nie mam szans na samo realizację w pracy a hobby...? No cóż, wszystkie moje lub potencjalne hobby wymagają... sprawności! To jest mega, mega smutne.
Wszystko zmierza w kierunku... łóżka. Oczywiście nie stanie się to jutro ani za tydzień ale tak będzie. Zdałem sobie z tego sprawą w autobusie, w drodze na basen. Dość już okłamywania się, że będzie dobrze!

Na basenie pływało się beznadziejnie. Byłem bardzo spastyczny :( 

środa, 25 lipca 2012

Przerwa

Była u mnie dzisiaj pani Teresa. To moja pielęgniarka środowiskowa która robi mi zastrzyki z Millgammy N w mój tyłeczek. Powiedziałem jej, że wybieram się do przychodni ponieważ lekarz przez pomyłkę zapisał mi Sirdalud MR 6 mg na 100% odpłatności :(

To była zwykła rozmowa przy zastrzyku, tak dla zabicia czasu, a tu pani Teresa sama się zaoferowała, że zaniesie mi receptę i załatwi nową. Jutro mam mieć nową receptę :)

Dziś mam przerwę od Oli. Coś jej wypadło :P

wtorek, 24 lipca 2012

Kulminacja medyczna

Od zeszłego tygodnia znów zażywam Millgamme N. Ot taki miałem w zasadzie kaprys. Kaprys bo po ostatniej serii nie zauważyłem żadnych zmian albo wzmocnienia. Tak samo jest z Mitoksantronem. Nie czuję poprawy ani pogorszenia. Można powiedzieć, że jedno i drugie przelatuje przeze mnie jak woda.

Dziś miałem w domu medyczną kulminację. Najpierw była u mnie Ola na rehabilitacji, a pod koniec ćwiczeń przyszła pielęgniarka by mi zrobić zastrzyk z Milgammy. Pielęgniarka nachwaliła się i prawie piała z zachwytu nad urodą Oli. Musiałem wkroczyć do akcji i sprowadzić jedna i drugą na ziemię. Powiedziałem jej by nie przesadzała z tym zachwytem. Po prostu Ola ujdzie w tłumie! Ogólnie było wesoło.

Nawet mnie Ola pochwaliła, ale to było przed tym, jak powiedziałem o jej przeciętności. Ponoć jestem silniejszy w plecach bo ładnie siedziałem na dwóch beretach i nie dawałem się z nich zepchnąć. Może rzeczywiście tak jest, ale chodzę słabiej. To zadziwiające bo dawno nie ćwiczyłem na beretach, a od 2 dni znów siedzę na piłce.

Nie mam ostatnio nastroju na wychodzenie z domu. Sam fakt i cyrki z wyprowadzaniem wózka z domu nie nastrajają mnie pozytywnie. Może się jakoś zmuszę w najbliższym czasie i wybiorę się znów na basen.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Ale się działo :)


Niedziela była bardzo intensywnym dniem.
Pobudka kolo 8 rano. Kawa i Sirdalud MR i czekam aż się obudzę, dojdę do siebie i sztywność mięśni spadnie. Poranna toaleta, prysznic i zabieram się do odkurzania. Ot tak mi do łba strzeliło. To tak wszystko ładnie i przyjemnie brzmi ale te czynności trochę mi zeszły. Koło 10.30 przyszedł do mnie drugi Rafał ps. Tuta.

Zapowiadał się, że dziś do mnie wpadnie na kawę. Przywitałem go bez koszulki i z deka umęczony odkurzaniem i porządkami. Dawno się nie widzieliśmy. Tuta zrobił kawę ponieważ jest traktowany jak domownik. Posiedzieliśmy, pogadali i słyszę domofon. Toż to Ola idzie na rehabilitację.

Tuta jeszcze chwilkę posiedział i poszedł, a my zabraliśmy się do ćwiczeń. W międzyczasie zadzwoniłem do Iwony by do nas wpadła jak ma czas bo przecież mieszka na przeciwko. Powiedziała, że nie za dużo tego czasu ma ale zaraz do nas wpadnie. Poprosiłem Olę aby zostawiła dla Iwony otwarte drzwi, a my by nie tracić czasu zabraliśmy się do ćwiczeń. Po chwili ćwiczeń zmęczyłem się i położyłem się na materacu na boczku twarzą w kierunku ściany. Ola też się zmęczyła tym upałem i ćwiczeniami i... przytuliła się do mnie. Nie wiem jak to wyglądało ale nagle wchodzi Iwona i lekko zdziwiona pyta się czy nam nie przeszkadza? Nie jestem pewien ale wydaje mi się, że chyba żadne z nas tzn. ja lub Ola nie ruszyło się. Iwonie odpowiedzieliśmy, że nie przeszkadza nam. Dopiero po krótkiej chwili z grzeczności podnieśliśmy się oboje. Ach ten upał jest nie do wytrzymania. :)

Iwona przyszła w bardzo fajnej sukience. Była w niej ostatnio na wieczorze panieńskim i fajnie wyglądała. Dzisiaj też było na czym oko zawiesić. Niestety postała z nami tylko chwilę i poszła załatwiać swoje sprawy, a my z Olą dokończyliśmy... ćwiczenia:)

Po ćwiczeniach byłem lekko zmęczony wiec smęciłem się jak smród po gaciach. Siedzę, leżę i tak na zmianę aż tu słyszę domofon. Ktoś otworzył domofon na dole kodem do otwierani drzwi. Po chwili w progu pojawia się Dżakub. Przyszedł mi pomóc z wózkiem elektrycznym. Chodziło o to aby rozkręcić sterownik lub jak kto woli joystick który mógł ulec uszkodzeniu. Rafał rozkręcił sterownik, przeczyścił go i skręcił. Podłączyliśmy go do wózka i... działa! Huuuuurrrrrra! Powiedział abym po testował przez chwilę wózek w domu. Bardzo się do tego zadania przyłożyłem i jeździłem wózkiem po przedpokoju raz do przodu, a raz do tył. Myślałem, że wózek już naprawiony ale po chwili na wyświetlaczu pojawił się znaczek J. Jak mniemam to skrót od joystick. Ta literka powodowała, że z wózka nie da się w ogóle korzystać. Znów trzeba było rozkręcać, a po ponownym skręceniu sterownika działał on ale tylko przez bardzo krótki czas, a potem znów wyskakiwało J. Dżakub tę czynność, a więc rozkręcanie, dłubanie, macanie wnętrzy sterownika wykonywał z 5 raz. Gdy już byliśmy nastawieni, że bez wysłania wózka do serwisu się nie obejdzie to nagle po kolejnym skręceniu joysticka okazało się, że wózek nadzwyczaj długo jeździ. Postanowiliśmy, że skoro tak dobrze nam idzie to trzeba jechać na dwór przetestować wózek. Przezornie wzięliśmy zestaw narzędzi tak na wszelki wypadek gdyby coś się stało.
Pojechaliśmy do pizzerii na piwo. Skoro okazało się, że naprawiliśmy sterownik to znaczy, że zaoszczędziłem 2500 zł na naprawie. Trzeba było to oblać. W międzyczasie przyjechał do nas mój brat Adam i oblewaliśmy wszyscy razem. Nie wiem ile tych piwek wypiłem ale trochę tego było. Kto ich najwięcej wypił? Dżakub, mój wybawca. Znów mi uratował dupę i 2500 zł. Niech mu idzie na zdrowie.

W pizzerii posiedzieliśmy do wieczora. Rafał poszedł do domu, a ja z młodym, z moim bratem poszliśmy, a w zasadzie pojechali do mnie do domu. Adam stał na tylnej części wózka i trzymał się oparcia, a ja prowadziłem. Wyglądało to tak jakby jechał na Segway'u. Wózek został przetestowany, oblany i wygląda na to że jest sprawny. Tym razem można powiedzieć Huuuuurrrrrra!

Nie byłem bardzo pijany, raczej lekko podchmielony. Zdecydowałem się, że trzeba iść się wykąpać do wanny. Rozebrałem się z problemami ale to nic nadzwyczajnego. Przecież zawsze jest problem. Siedząc jeszcze przed pójściem do wody na krawędzi wanny nagle zsunąłem się i wylądowałem na podłodze w łazience. Nie będę opisywał jaka wściekłość mnie dopadła. Próbowałem się podnieść ale nie miałem sił. Dopiero mama mi pomogła się podnieść i znów siedziałem na krawędzi wanny. Chwilkę odsapnąłem, rozebrałem się i wszedłem do wanny.

W wannie się rozkleiłem i to na maxa. Nagle zobaczyłem to co mnie czeka w niedalekiej przyszłości. To nic, że dziś moja kraksa byłą spowodowana alkoholem - jutro może tak być bo to SM mnie tak okaleczy. Po prostu się przestraszyłem tego i się zaczęło. Rozkleiłem się i to ostro. Zadzwoniłem do Oli, chciałem się wygadać. Ola chciała nawet do mnie przyjechać ale to nie miało by sensu. Wiedziałem, że nie ma nic na moje pocieszenie w sprawie choroby bo oboje sobie zdajemy sprawę na co jestem chory. Dopiero po 30-40 minutach rozmowy się uspokoiłem. Nie wiem co mi powiedziała ale mnie rozśmieszyła. Pod koniec naszej rozmowy, mówi, że mogła by przyjechać i usiąść na wannie i byśmy porozmawiali :) Cholera, tę kokietkę trzeba cały czas kontrolować. Gdybym się zgodził to by jeszcze była gotowa to zrobić. 

Lepszej rehabilitantki nie mogłem sobie wybrać. Full wypas od samego początku. Rano przytulanie, wieczorem pogaduchy o życiu w łazience, a właściwie w wannie - dopiero się rozkręcamy:)

Zawsze lubiłem posiedzieć w wannie. Nigdy nie wchodziłem do wody na 10-15 minut. Raczej to szło w dziesiątki minut, nawet aż do godzin. Wczoraj w wannie siedziałem chyba z 3 godziny. Żeby Wam to unaocznić to wystarczy zerknąć na moją rozmoczoną łapę, a tak wyglądało całe moje ciało.

Rozmoczona ręka po 3 godzinach moczenia.
Dziś, 09.07.2012 o godzinie 9.05 Ola obchodzi swoje 25 urodziny. Ponoć zaraz po urodzeniu, Ola miała  7 stopni w skali Apgar. Popatrzcie co się stało z tym brzydkim kaczątkiem.

Pewnie te 7 punktów w skali Apgar dostała
za  tę lordozę lędźwiowo  - krzyżową :)

To owłosione na jej  prawym ramieniu to moja noga.
Właśnie mnie naciąga. Takie widoki mam podczas rehabilitacji :)


sobota, 7 lipca 2012

Dziewczyny się bawią

Wczoraj w zasadzie nic się nie działo do godziny 0:30. Normalny dzień, bez żadnych ekscytacji. Siedzę, a w zasadzie już leżę i dogorywam bo przecież ten cholerny upał wysysa ze mnie życie i nagle dzwoni telefon. Wiecie kto dzwonił?

Ola - cała uchachana, lekko trzaśnięta i z pewnością nie przez upał. Nawija chwilę i daje mi do telefonu swoją koleżankę Aśkę. Z Asią poznaliśmy się kiedyś u Oli w domu. Alkomatu nie mam w telefonie ale wydawało mi się, że poziom skażenia był podobny albo nieco większy niż przedmówczyni. Dziewczyny, rehabilitantki i świeżo upieczone magisterki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego  wybierały się na imprezę do miasta ale zrobiły sobie biforek u Oli. Potem poszły na miasto w tany.
Dziś się dowiedziałem, że podczaszym u Oli była Aśka, a że ów podczaszy miał ciężką rękę to dziewczyny były lekko ociężałe tzn. nie bulgotały w telefonie ale było fajnie. To było słychać!

Kiedyś, dzwoniłem do Asi, by zaproponować jej kawę ale wówczas była w Paryżu. Z oczywistych powodów przełożyliśmy tę kawę na inny bliżej nie określony termin. Wczoraj rozmowa z Aśką zaczęła się od tego, że pamięta o kawie i że na pewno się umówimy itp. To brzmiało jak przeprosiny ale nie było za co przepraszać. Może to wina... upału:)
Aśka zaprosiła mnie w najbliższy wtorek na grilla u siebie w ogrodzie na godzinę 18. Mówię, że nie za bardzo dam  radę bo mam od poniedziałku gościa u siebie w domu. Przyjeżdża do mnie Magda, która również jest chora na SM chodź prawie po niej tego nie widać. Znamy się z Magdą od jakiegoś czasu, a jej przyjazd do mnie nie jest pierwszym. Była u mnie o ile pamiętam ze 3 tygodnie temu i spędziliśmy cudowny weekend. Mam nadzieję, że nadchodzące dni w towarzystwie Magdy będą co najmniej równie fajne.
Aśka powiedziała bym przyszedł na grilla razem z Magdą. Nie wiem czy będziemy bo to zależy od Magdy ale jeśli tylko damy radę to na pewno się spotkamy u Asi.

Ola u mnie dziś była na rehabilitacji. Poćwiczyliśmy i naciągnęła mnie. W taki upał to jakiekolwiek ćwiczenia wymagające ode mnie ruchu czynnego powodują, że pot mnie zalewa, dlatego w tej chwili moja aktywność fizyczna została ograniczona do niezbędnego minimum.

Ola ma w poniedziałek 25 urodziny ale prezent i życzenia dostała już dziś bo nie wiem czy będzie okazja widzieć się w poniedziałek. Moje życzenia chyba były właściwe bo się dziołcha wzruszyła ale czemu się dziwić skoro wiem co jej potrzeba. Tego jej życzyłem:)

Ola, jeszcze raz, wszystkiego NAJ!

Moją dupę uratował ...

W czwartek miałem komisję lekarską w związku z ponownym wnioskiem jaki złożyłem w Powiatowy Zespole Ds.Orzekania o Niepełnosprawności. Ogólnie nuda i upał ale musiałem jechać gdyż w tej chwili jestem wg urzędników zdrów. Poprzednie orzeczenie miałem wydane na 4 lata i jego ważność wygasła z końcem maja. Ostatni raz gdy byłem na tej komisji to przyszedłem jeszcze samodzielnie, aczkolwiek o kijkach. Cieniutko to moje chodzenie wówczas wyglądało ale dziś chciałbym mieć ten komfort jaki miałem wtedy. Ciekawe czy będę tak mówił o sytuacji obecnej w 2016 roku?
Planowałem, że pojadę na komisję samodzielnie wózkiem elektrycznym no ale wiadomo co się z nim stało - spier..... się.
Moją dupę uratował Rafał, ps. Dżakub. Ostatnio często to robi. Na niego zawsze mogę liczyć. Sam miał perypetię z dojazdem do mnie i była mała obsuwa ale kogo to obchodzi. Mieliśmy być tam między 16 a 17 więc luzik. Kwadrans akademicki spóźnienia chodź uważam punktualność za cnotę. Jedna i druga jest dziś ewenementem.

Do lekarza szybko się dostałem ale czekaliśmy później na wywiad zawodowy. Przed 17 Rafał poszedł dowiedzieć się o co chodzi. Okazało się, że pani wołała mnie tuż po 16, a skoro mnie nie było to znaczy, że mnie nie ma i chyba nie będzie. Ta pani w ogóle była jakaś dziwna. Chodziła jakoś tak powoli, jakby była zmulona albo naćpana. Może to przez ten upał. Suma summarum, jej zachowanie było dziwne.

Umówiłem się, że Ola wpadnie do mnie na rehabilitację i że zgarniemy ją po drodze. Gdy już zapakowałem się do auta to dzwonie po Olę i mówię, żeby wychodziła za 5 min bo będziemy u niej, a Rafał krzyczy, żeby Ola ubrała mini. No tak, tak. Czemu się tu dziwić, każdy chce na takie nogi patrzyć.
Podjeżdżamy pod mieszkanie Oli, a Rafał już z daleka krzyczy, że to nie mini tylko krótkie spodenki. Whatever nogi były. To nic, że Rafał stwierdził, że mają mały feler ale wyglądały super. Ja już może do nich przywykłem więc nie zachwycam się za każdym razem no ale absolutnie - mucha nie siada!

Dżakub mnie i Olę odwiózł do domu. Podjeżdżamy pod dom a dzwoni do mnie Tomek i mówi, że jest u mnie w domu. To u niego na oddziale poznałem Ole. Moja mama mu otworzyła, a on przyszedł, a właściwie przyjechał na rowerze po pendriva z filmami. Mam nadzieję, że te filmy nie będą mu potrzebne bo przecież wyjeżdża do ciepłych krajów na dwu tygodniowy urlop. Pogratulował Oli zdobycia magistra i pojechał, a my z Olą mieliśmy się zabrać za rehabilitację ale zaprosiliśmy Iwonę.

Ola zaczęła opowiadać no i była komedia. Ja już to słyszałem ale nie Iwona. Tak czy siak było to o wiele bardziej interesujące niż rehabilitacja, a do tego te upały. Z rehabilitacji nic nie było nie licząc oczywiście rehabilitacji śmiechem.


środa, 4 lipca 2012

Jestem bez nóg :(

Co za pie...y dzień ale od początku.
Wczoraj od rana dzień jakiś niedorobiony. Budzę się, a czuję się jakby mnie ktoś z krzyża zdjął. Łyknąłem Sirdalud MR, wypiłem kawę i po 30 minutach zacząłem się jakoś kręcić. Mycie, a potem wpadłem na pomysł, że odkurzę swój pokój i przedpokój. Odkurzanie mi jakoś szło. Czułem się taki zadowolony z siebie, a potem przyszło zapłacić za tę dumę. Ścięło mnie na maxa. Leżałem i odliczałem czas kiedy Ola przyjdzie do mnie na rehabilitację.
I tu Ola spadła mi jak z nieba. Zadzwoniła, że i ona jest wykończona i że może w taki upał to byśmy zrobili sobie wolne. Bardzo mi się ta propozycja spodobała. Można powiedzieć, że była taka... rozsądna.

Na popołudnie miałem plan, że pójdę wreszcie na basen. Nie było mnie tam od dawna. Jakoś nie miałem nastroju na chodzenie na basen. O 16 przyjechał mój przyjaciel po pracy aby mnie wypuścić z domu. Cały dzień był upał, a tuż przed wyjściem pogoda zaczęła się psuć. Mimo to nie zrezygnowałem i Rafał mnie wyprowadził. W ramach przezorności ujechałem 5 klatek pod swoim blokiem i zaparkowałem w klatce bo robiło się niebezpiecznie mokro. Słowo niebezpiecznie było tylko na początku bo za chwile chlusnęło jak z węża strażackiego. Siedziałem pod daszkiem w klatce ale jak zawiało to w 5 sekund byłem mokry i musiałem się szybciutko ewakuować do środka do klatki .


Gdy już przestało padać to miałem pierwszy tego dnia problem ze swoim elektrycznym wózkiem. Gdy wyjeżdżałem z klatki to jakoś tak dziwnie "zawiesiłem" się w progu. Dziwnie, bo w klatce prawie progu niem ale wózek nie chciał jechać. Daje gaz do przodu, silniki się włączają ale nie jadę. Włączam, wyłączam wózek i nic. Dzwonie do Rafała, że chyba będzie mnie musiał holować do domu, a przecież przed chwilą do niego wrócił. Zasugerował mi, że może włączył mi się hamulec w wózku. Patrzę i rzeczywiście tak się stało. Gdy wyjeżdżałem z klatki to zahaczyłem prawą częścią wózka o futrynę i dźwignia się przełączyła. Dobrze, że Rafał pomyślał o tym. Gdy już ruszyłem w kierunku basenu to na dworze było już prawie sucho. Na basen jechałem autobusem.

Wysiadłem na krakowskich błoniach. Mimo, że było ciepło to pogoda była nie pewna. Stwierdziłem, że poczekam i zjem coś przy w barze przy stadionie Cracovii. Deszcz wisiał w powietrzu od dłuższego czasu ale nie mógł się zdecydować. Zjadłem zapiekankę, wypiłem kawę i zdecydowałem, że jadę. Jadę wzdłuż błoń i nagle wózek stanął i nie chce jechać.
Migają mi światełka na joysticku, a wózek ani drgnie. Włączam go i wyłączam i nic. Jestem na błoniach, deszcz wisi na włosku, ludzi jak na lekarstwo, a ja się... relaksuje. Co za masakra i stres. Po 10 min wózek się włączył z problemami. Stwierdziłem, że nie ma co jechać dalej i trzeba wracać. Wróciłem się na przystanek i czekam na autobus. Niestety ale autobus musiałem przepuścić bo wózek znów przestał działać. Dobrze, że tym razem byłem już na przystanku i gdyby się rozpadało to już by mi się nie lało na głowę. Miałem trochę czasu to kombinuję z wózkiem. Włączam go i wyłączam i czekam aż wózek się włączy. W końcu się udało. Wózek się odpalił ale jakoś dziwnie. Bieg miałem drugi i nie dało się go zmienić na żaden inny ale przynajmniej można było jechać. Gdy już wsiadłem do autobusu to postanowiłem, że nie będę wyłączać wózka by go nie prowokować. Niestety ale już w czasie jazdy w autobusie wózek znów zaczął świrować. Efektem tego było to, że gdy przyjechałem na miejsce to by wysiąść z autobusu musiałem prosić innych pasażerów aby mi pomogli, a nie jest to łatwe bo wózek i ja to jakieś 200 kg. Biedni ludzie bo odźwigali się na maxa by mnie wynieść z tym bajzlem z autobusu.  Z tych nerwów zapomniałem, że w wózku można odłączyć jedna wajchą silniki i nie jako włączyć luz jak w samochodzie. Wówczas można wózek pchać jak zwykły ręczny tylko cięższy. Znów musiałem dzwonić po Rafała by mnie zholował do domu. To on o tym pomyślał i całe szczęście bo nie wiem jak by miał wyglądać mój powrót do domu.
Sam wjazd wózka do domu po szynach, które są rozkładane na schody bez zasilania jest lekko rzecz ujmując... ciężki. Dobrze, że Rafał to duży, silny chłop.
Przygoda 100 lecia. W głowie się kotłuje z nerwów nawet teraz jak o tym pisze.

Z informacji jakie uzyskałem w serwisie wynika iż mam uszkodzony joystick, a nowy kosztuje 2500 zł bo wózek już nie jest na gwarancji.

Myślicie, że to koniec mojego pecha w dniu wczorajszym? Nie, to nie wszystko. Jeszcze przestał mi działać telefon komórkowy, tzn. działa ale nie do końca ponieważ są problemy z ekranem dotykowym. Muszę to sprawdzić ale mam nadzieję, że telefon jest jeszcze na gwarancji.

To wszystko z wczoraj. Dziś na razie spokój.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Pani mgr Aleksandra


Dziś Ola miała obronę pracy magisterskiej. Dzwoni do mnie koło 13 i mówi, że dostała pałę. Gdyby nie zdała to by do mnie zadzwoniła i była by i dla mnie i wszystkich wokoło bardzo nie sympatyczna. Ufff jaka ona potrafi być niedobra jak jest zła. W takim momencie najlepiej siedzieć cicho i się nie odzywać, a że jak pisałem wczoraj, znamy się jak łyse konie to już po głosie wiedziałem, że kłamie. Gdy dzwoniła to banana miała od ucha do ucha. Wiedziałem, że zdała i wiedziałem, że dostałą piąteczkę i wszystko się potwierdziło. Jaka dumna była z siebie jak paw. Gratulacje:)

Jeju, jak ten czas szybko leci. Przyszła do mnie po raz pierwszy do domu z końcem października 2010, a już jest połowa 2012 roku. Oj, wiele przeszliśmy razem i osobno. Były wzloty i upadki. Kto by przypuszczał, że takie relacje będą nas teraz łączyć.

Mówi, że sprawiłem jej przykrość bo myślała, że sprawie jej niespodziankę i przyjdę na jej obronę pracy z kwiatami. Co za przewrotna kobieta. I co jeszcze? Kiedyś jak się jej pytałem czy mogę przyjść to kategorycznie powiedziała, że NIE! I dziś mi mówi, jacy mężczyźni są nie domyślni, jakby o tym nie widziała i jedzie mi dalej, że dawniej to bym jej tak nie zrobił. To prawda ale dawniej były inne relacje. Sprowadziłem ją na ziemię - szorstka przyjaźń! Sama mówi, że traktuję ją jak psa no ale lubimy się i możemy na siebie liczyć. Dziś nie musiała na mnie liczyć bo szła tak wyluzowana na tę obronę, że równie dobrze mogła iść na spacer. Wiedziała, że umie i zda i ja też!

Za to przegrałem z nią zakład. Podpuściła mnie. My się zakładamy standardowo o pół litra Martini. Założyłem się z nią o to, że nie przyjdzie na jej obronę poprzedni chłopak. Coś tam mówiła, że się pytał kiedy Ola ma obronę pracy ale nie wiedziałem, że tak dokładnie się wypytywał o godzinę itp. No i przegrałem. Ciekawe jak byśmy oboje wyglądali? Jak dwa głupki do jednej laski. On startuje jeszcze do niej, ja już nie. Dobrze, że nie jestem taki domyślny.

Ciekawe czy był z kwiatami?

niedziela, 1 lipca 2012

Powietrze jak z suszarki

Co za koszmar. Mówię o temperaturze za oknem. W Krakowie żar się leje z nieba. Ogólnie rzecz biorąc powietrze jest jak z suszarki.

Ola przychodzi do mnie na rehabilitacje ale traktuje mnie łagodnie. Więcej ćwiczeń mam biernych niż wymagających mojego wysiłku bo ledwie zacznę coś robić to siódme poty ze mnie wychodzą. W sobotę więcej gadaliśmy niż ćwiczyli. Ona była jakaś tyrpnięta, a ja ugotowany atmosferą za oknem. To ładne usprawiedliwienie dla mnie bo ogólnie jestem osłabiony albo słabo chodzę. Co prawda to moje osłabienie może być spowodowane chemią którą wziąłem we wtorek ale... No właśnie, myślę że to nie wina chemii, a choroby. Mam nadzieję, że Mitoxantron stopuje mój SM ale widocznych efektów tego nie ma. Gdyby było tak, że ktoś by się mnie zapytał co z moją dynamiką postępu choroby przed i w czasie kuracji to chyba powiedziałbym, że jest taka sama. Pytanie można zadać inaczej. Co by było gdyby nie chemia? No i właśnie dlatego wlewam to gówno w siebie, a ponieważ mi to nie szkodzi, nie zmula mnie po tym dziadostwie to dlatego biorę to.

Podobnie było dzisiaj. Ledwie się kręcę po mieszkaniu. Gdy ćwiczę w staniu przodem przy drabinkach to Ola obstawia moje tyły i lubi się "znęcać" nade mną i smyra mnie po karku. Wie, że tam mam wrażliwe miejsce i że prąd przechodzi mnie od karku do kości ogonowej. To oczywiście nie pierwszy i nie jedyny raz ale my już taki przyjacielski mamy układ. Zestaw jej "znęcania" jest znacznie obszerniejszy ale coś muszę zostawić na deser. Ja rączki trzymam grzecznie przy sobie.
Co tu dużo mówić, znamy się z Olą jak łyse konie i wiemy o sobie wszystko. To fajny układ. Dziś nawet podczas ćwiczeń powiedziałem Oli, że często sex bardzo komplikuje związki ludzi, a przez to, że u nas tego nie ma to mamy właśnie taki super układ.

Wczoraj późnym wieczorem wpadł do mnie Tomek. Przyniósł piwko i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Zimne piwko było super ale film porażka. To był mój wybór ale całkowicie przypadkowy. Nie wiem co bardziej mnie wykończyło. Czy był to alkohol - jedno piwo, temperatura za oknem czy właśnie ten film. Po jakimś czasie oboje zrezygnowaliśmy z tej filmowej katorgi.

Dziś na wieczór zapowiedział się Tomek na finał Euro 2012. Piwko będzie, powietrze jak z suszarki już jest ale będą również emocje, a to gwarantuje, że mnie nie zmuli prócz tego czuć jakiś chłód za oknem.

Burzy jeszcze nie ma ale wszystko możliwe.