Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 11 grudnia 2014

Goście, goście :)

Chyba powinienem zacząć od tego w jakiej jestem formie, w jakiej byłem w we wtorek. Na tym skończyłem poprzedni wpis. By nie przedłużać to wróciłem do niedzielnej mizerii. Gdybym był karciarzem i miał taki dar przewidywania to by mi już dawno ręce, nogi i gębę obili bo by mi nikt nie uwierzył, że to przewidziałem. Zna się już tego esemka jak własną kieszeń ale czemu się dziwić skoro tyle czasu razem spędzamy ze sobą:) Doskonale pasują do naszych wzajemnych relacji słowa przysięgi małżeńskiej, szczególnie fragment "że Cię nie opuszczę aż do śmierci":) 

We wtorek pojawił się u mnie mój przyjaciel Dżakub. Wpadł przed 19-tą w drodze na basen, a że pływanie zaplanował koło godziny 21 więc trochę posiedzieliśmy. Aż ciężko w to uwierzyć ale siedzieliśmy o suchym pysku. W sumie był dopiero wtorek ale Polakowi nie wiele trzeba by odszukać okazji. Tym razem się nie dało bo miał jechał autem na basen, a i pić alkoholu nie powinno się przed wejściem do wody:)
Przypomniało mi się, że mój jeden głośnik coś nie za bardzo chce grać od czasu mojego ponownego wprowadzenia się do domu po remoncie. Dżakub jak to Dżakub przystąpił do działania. Upewnił się, że to nie wina kabla i zdecydował - rozkręcamy! Ja myśląc przez pryzmat moich kulawych rączek pomyślałem - nie zdążymy ale Rafał już się zabrał do rozkręcania. Chwila moment i już głośnik był rozkręcony. Siedziałem obok i lookałem co on tam grzebie, a że było zbyt ciemno to Dżakub poszedł po latarkę. Wrócił i zarządził - trzymaj, do czegoś się przydasz. Dostałem latarkę i można powiedzieć, że razem naprawialiśmy ten głośnik. Świecąc tą latarką czułem się jak takie małe dziecko, które chce tatusiowi pomóc, a tylko przeszkadza. Ów tatuś w tej swojej wspaniałości by mieć trochę spokoju i uszczęśliwić synka daje mu latarkę i mówi - świeć synu, pomagaj:) i wszyscy są szczęśliwi:) Naprawdę szybko mu to poszło i oto usterka naprawiona:)
Tak się czułem. Wiadomo, że się nie obrażam bo nie ma o co ale to też uświadamia, jaka jest moja przydatność - znikoma:) Proszę nie odbierać tego jako coś co mnie zasmuciło. To wszystko jest przykre ale takie jest moje życie. Jeśli miałbym wybierać czy się śmiać czy płakać to zdecydowanie wybieram to pierwsze:) 

Środa była jakaś taka rozlazła. Umówiłem się z Marcinem na 17 na rehabilitację. Specjalnie dla niego już rano ubrałem dres by go nie gorszyć, a tu wysłał mi smsa popołudniu, że musi odwołać nasze spotkanie. A mogłem sobie tak siedzieć cały dzień w majtkach:)
W sumie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na mecz w Lidze Mistrzów wpadł mój brat. Dobrze, że się wcześniej nie zdecydowałem wyskoczyć ze spodni:) Przyniósł orzeszki, piwo, ja kupiłem pizze no i oglądaliśmy. F.C. Barcelona wygrała 3:1 z Paris Saint-Germain F.C.

Wróciłem z łazienki ale już dupką kręcić mi się nie chciało. Jutro coś potańczę breakdance przy drabinkach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)