Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

wtorek, 12 maja 2015

Wasza pomoc:-)

Jakiś czas temu prosiłem na swoim blogu o pomoc w budowie łazienki dla chorego na stwardnienie rozsiane Pana Mieczysława z Grójca. Pieniądze oczywiście są i robią dobro. Jeśli możecie lub chcecie jeszcze coś dorzucić to Bóg zapłać:-)

Z kronikarskiego obowiązku zamieszczam linka BUDOWA ŁAZIENKI DLA CHOREGO NA SM MIECZYSŁAWA KASZUBY Z GROJCA pod którym można obserwować postęp prac.



czwartek, 7 maja 2015

Pass

Teraz od jakiegoś czasu ćwiczę z Mateuszem. Dobrze mi się z nim ćwiczy. Pamiętam jak mi mówił, że musimy zacząć ćwiczyć aktywnie bo przecież o to chodzi w rehabilitacji by pobudzić i wytworzyć nowe połączenia nerwowe. Wszyscy znamy tę teorię i w bardzo wielu przypadkach ona się sprawdza. U mnie niestety nie za bardzo ale uległem Mateuszowi i się zgodziłem.

Ćwiczyliśmy aktywnie i było widać poprawę. Robiłem ćwiczenia których przedtem nie byłem w stanie. Nie ćwiczyłem jakoś mocno, zresztą Mateusz bardzo pilnował, bym się nie przemęczył i tak było. Nie byłem zmęczony po ćwiczeniach, a spać szedłem po północy. Wszytko było tak jak być powinno.
Któregoś dnia, jakieś 4 tygodnie temu w nocy po ćwiczeniach poczułem, że coś mnie spina. Okazało się, że to zginacze uda. Złapała mnie spastyka w nowym miejscu i już nie puściła. Teraz ćwiczymy z Mateuszem dużo rozciągania, a ćwiczenia aktywne ograniczyliśmy do absolutnego minimum.
To nie pierwszy taki przypadek, że ćwiczę, jest progres, a potem regres. Wystarczy poczytać posty wcześniejsze. Szczególnie polecam WOW, ale wypas:). Można looknąć na kilka wcześniejszych postów by zobaczyć jak rosnę i wszystko idzie ku górze. Idzie, idzie, kulminację osiągam WOW, ale wypas:) a potem regres.

W tym tygodniu wyszedłem z domu by zobaczyć jak świat wygląda. Była ładna pogoda więc pojechałem zwiedzić Kraków. Fizjologia dała o sobie znać i pojechałem do galerii do toalety. Toaleta oczywiście dostosowana dla kulawych:-) Tak się niestety zrobiło, że wywróciłem się i leżałem na ziemi z 15 minut zanim uzyskałem pomoc. Oczywiście to nie była wina kibelka:-)

Bloga zacząłem pisać bo chciałem dzielić się pozytywnymi emocjami. Zacząłem go pisać anonimowo bo nie zależało mi na poklasku i tak jest do dziś. Z czasem powoli, bez reklamy, zaczęli go czytać moi znajomi, chorzy na SM i nie dało się dłużej ukrywać tego kto jest autorem. 

Andżelika, psycholog przez dłuższy czas nie mogła zrozumieć jak to jest ze mną. Z jednej strony mówię o smutnej rzeczywistości, a z drugiej jestem pogodny i wesoły. Siedzę w domu lecz zaczynam czuć lęk przed wychodzeniem z domu, a do cykorów nie należę. Nie kładę się spać i nie myślę o tym jakie moje życie jest beznadziejne. Nie wstaję rano z myślą, że przede mną kolejny kijowy dzień. To nie w moim stylu.
Ogólnie się nie nudzę w domu i mam zajęcia ale to nie to co mi sprawia frajdę. Dla mnie musi być to WOW! Kiedyś było o czym pisać. Coś się działo w moim życiu bo mimo bycia samemu, na wózku to byłem w stanie żyć aktywnie, a najmniej pisałem o chorobie. Potrzebuję adrenaliny, emocji, coś się musi dziać, a statyka mnie nudzi. Jestem pozytywnie nastawiony do życia bo taki jest mój charakter.

To co piszę ostatnio jest zaprzeczeniem tego co było podstawą powstania tego blogu i jest w nagłówku. To nie jest żaden protest, bunt, wołanie o pomoc itp. itd. To jest zmiana. Robienie kolejnych wpisów na blogu mnie dołuje. Zmusza do koncentrowania się na swoim jestestwie a tego nie lubię dlatego na razie mówię pass.