Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 15 sierpnia 2019

Połamałem się

Znowu była długa przerwa ale tym razem jest o czym pisać :)

11 lipca gdy siedziałem na skraju łóżka i razem z mamą szykowałem się do przesiadania na wózek to  nagle i niespodziewanie, moje nogi podwinęły się pod łóżko. Straciłem podparcie i całym ciałem runąłem na ziemię. Zero amortyzacji.
Nie panikowałem bo mogłem ruszać nogą. Trochę mnie bolało prawe kolano ale czemu tu się dziwić? Po takim upadku ma prawo boleć. Nie bez trudu zostałem pozbierany z ziemi. Ubrałem się i tak sobie cały czwartek siedziałem na wózku przy telewizji, polityce, serialu, filmie albo coś czytałem. Nie pamiętam co dokładnie robiłem ale nie przejmowałem się nogą bo nie miałem czasu, czyli dzień jak co dzień. Wieczorem gdy brat wsadzał mnie do łóżka to podczas zdejmowania spodni zwrócił uwagę, że prawe kolano jest spuchnięte. "Konsylium" złożone z mamy i brata orzekło, że powinienem iść do szpitala. Mnie się raczej chciało bardziej do łózka, niż na SOR, tym bardziej, że noga oprócz spuchlizny nie bolała. Pobolewało jak stłuczenie. Noc była spokojna.
Rano przed pracą przyszedł Adam by mnie wyciągnąć z łóżka na wózek bo od upadku nie mogę się wspierać na prawej nodze, która była silniejsza. No i znowu mi trują, że spuchnięte kolano, że powinienem jechać do szpitala. Wysłałem do Mateusza, rehabilitanta, zdjęcie moich kolan z opisem jak to się stało.


Mówi, że wygląda na to, że to stłuczenie rzepki i on raczej nic nie zrobi bo jest stan zapalny. Poprosiłem by przyjechał i oblookał sprawę bo mi w domu nie dadzą żyć :)

Przyjechał koło 17. Ogląda kolano, kość udową i mówi, że wg niego to złamani kości udowej. On czuje jak kość o kość chrobocze i czuje złamanie. Muszę jechać do szpitala. Do tej pory byłem spokojny i wyluzowany ale po takiej diagnozie w sekundę zrobiłem się blady, ciężko mi było oddychać. Zsunąłem się na wózku, zrobiło mi się słabo. Mateusz mówi do mnie... nie mdlej, oddychaj, przestraszył się. Ja też się wystraszyłem ale nie śmierci. Tego się nie boję od dawna tylko konsekwencji neurologicznych, czy wrócę do swojej "sprawności". Nie będę mógł, ćwiczyć ze złamaną nogą, a to ma swoje konsekwencje.  Czy będę jeszcze samodzielny itp., itd. Moim umysłem zaczęły rządzić emocje, strach. Negatywne projekcje, bez mojej kontroli wymyślały scenariusze, że będę leżeć non stop w łóżku i zero kontroli. Wizja śmierci chodź błogosławieństwem to wydawała mi się odległa i niemożliwa. Od dawna mam przeczucie, że los będzie dla mnie o wiele bardziej okrutny i życie oraz SM nie raz mnie jeszcze upokorzy zanim przejdę na drugą stronę.
Wydaje mi się, że byłem "osłabiony" przez jakąś minutę. Zdałem sobie sprawę z tego, że muszę ruszać. Mleko już się rozlało i trzeba działać. Trzeba się pakować do szpitala. Nie ma wyboru. W sekundy odzyskałem kontrolę i nie było już śladu omdlenia. Mateusz mówi, że nigdy nie widział takiego złamania na własne oczy. On widzi zazwyczaj złamanie na zdjęciu RTG ale nie tak jak u mnie. Mówi, że normalny człowiek to idzie do lekarza, rentgena, ortopedy, a nie czeka na rehabilitanta i diagnozę. Tyle, że ja nie jestem normalny - jestem wyjątkowy :) Mateusz nie mógł patrzyć na to jak to się rusza osobno w nodze. Był zdziwiony, że mnie to nie boli i że noga nie spuchła bardziej. Jedynym usprawiedliwieniem tego mogło być to, że siedzę na wózku, nie obciążam nogi i dlatego noga jest mało spuchnięta i bolesna.

Trochę żartu, czarnego humoru, beki z siebie i mój umysł przejął kontrolę i zaczął działać.
Nie chciałem czekać na karetkę. Mówię, że pojadę autobusem na wózku z Adamem. Wszyscy się zgadzają no to działam. Pakuję się, przebieram, jestem gotowy do wyjścia z domu ale w tym momencie wózek elektryczny odmawia posłuszeństwa. Nie działa, świeci się ale nie chce jechać. Już byłem spokojny ale usterka znowu podniosła mi ciśnienie. Przez krótką chwilę próbowaliśmy uruchomić wózek ale efektów było brak. Szybko podjąłem dedycję, że biorę ręczny wózek, brat mnie pakuje do auta i jedziemy.
Przyjechałem na SOR. W wielkim skrócie to rejestracja, rentgen i diagnoza: złamanie spiralne 1/3 dalszej trzonu kości udowej prawej i zakwalifikowany do operacji.




Tymczasowe unieruchomienie nogi w gipsowej łupce i przyjęcie na oddział i decyzja o tym, że jutro będę miał operację podczas której noga zostanie poskładana i poskręcana na śrubach.
Przed operacją zostałem umieszczony na wypasionej sali i byłam na niej sam. To był piątek, a ja byłem w szampańskim nastroju. Kompletnie nie przejmowałem się ani nogą ani operacją. Byłem królem życia :)
 



Co chwilę przychodziły do mnie młode, piękne pielęgniarki. Myśmy z Adamem je komplementowali bo naprawdę były ładne. Adam mówi, że zazdrości mi bo on musi wracać, a ja tu zostaje :) Pielęgniarki też nie pozostawały w tyle i też nas chwaliły, że takie przystojne rodzeństwo. Jedna zapytała nawet czy my jesteśmy bliźniakami? Co jak co ale tu przegięła :). Generalnie było wesoło.

W sobotę operacja w pełnej narkozie. Nie bałem się nic a nic bo jak pisałem wyżej, nie mam poczucia tego, że tak łatwo i bezboleśnie uda mi się z tego świata odejść. Muszę jeszcze pocierpieć więcej, najlepiej fizycznie i psychicznie.
Operacja zaczęła się około 13, a o 15 byłem na sali pooperacyjnej. Lekarze coś tam do mnie gadali, maszyny pikały, pielęgniarka co chwilę mnie szturchała bym oddychał. Gdyby nie to, że byłem taki senny to bym jej coś powiedział ale nie miałem sił. Wtedy chciałem ją zabić :) Koło godz. 17 już bardziej kumałem. Przyszli lekarze i powiedzieli mi, że wszystko jest ok, że mam w nodze płytkę, śruby i drut tytanowy. Z tym ostatnim przed operacją był problem bo był tylko stalowy ale na szczęście udało się w ostatniej chwili odszukać tytanowy drut i okręcić nim kość.







Ktoś może zapytać jaka to różnica między tytanem, a stalowym implantem? W przypadku implantów stalowych nie mogę korzystać z rezonansu magnetycznego. Chodzi o to, że w stalowym obiekcie wytwarzają się prądy wirowe pod wpływem silnego pola elektromagnetycznego z rezonansu magnetycznego, a to zaś powoduje duże nagrzanie elementów stalowych. Dzięki implantom tytanowym nie będę musiał ich wyjmować oraz będę mógł bez przeszkód robić rezonans. To tyle z "wykładu" o fizyce.

Sala pooperacyjna już nie była tak spokojna jak ta poprzednia. Było na niej kilka osób i co chwilę coś się działo. Generalnie to spokoju nie było. Po operacji nic mnie nie bolało. Byłem słaby i tyle. W niedzielę zostałem przeniesiony na salę ogólną i tam leżałem z innymi. Leżałem dosłownie. Nic mnie nie bolało ale nie mogłem się za bardzo podnieść do góry nawet na łóżku elektrycznym. Chodzi o to, że wzrosła mi spastyka i nie za bardzo byłem elastyczny w plecach. Gdy w elektrycznym łóżku  guzikiem podnosiłem oparcie pod plecami to nie zginałem się w plecach tylko byłem spychany w dół łóżka. Generalnie było trudno siedzieć. Jadłem i piłem w pozycji pół siedzącej / leżącej. Nie robiłem tego sam. Byłem karmiony. Moja jedyna w miarę sprawna ręka była za słaba i o wszystko musiałem prosić personel. Nie było z tym problemu ale jednak ta zależność od osób trzecich i brak samodzielności to rzecz przykra. To są tortury psychiczne. Nie byłem w najlepszej formie fizycznej ani psychicznej. Z dnia na dzień czułem się co raz lepiej. We wtorek przy rehabilitantach udało mi się chwilkę posiedzieć na skraju łózka. To było błogosławieństwo. Co za ulga, jaka przyjemność. Nie do uwierzenia. Od środy 17 lipca jestem w domu.

Jestem pełen uznania i wdzięczności za opiekę i profesjonalne podejście do sprawy. Operacja została wykonana w Klinice Chirurgii Urazowej i Ortopedii, 5 Wojskowego Szpitala Klinicznego z Poliklinika w Krakowie przy ul. Wrocławskiej.

O tym jak sobie radzę w domu po powrocie opiszę w następnym wpisie. Mam nadzieję, że to będzie za kilka dni.
   



1 komentarz:

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)