Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 6 marca 2011

Mały sukcesik:)

Ostatni raz widzieliśmy się z moją Olą we wtorek. Mieliśmy się spotkać
w sobotę ale Ola rozchorowała się w piątek. To tylko przeziębienie ale mimo wszystko nie brzmiała przez telefon najlepiej. Oboje podjęliśmy decyzję o tym, że się nie spotkamy w ten weekend. Przede wszystkim chodziło o to żeby Ola szybko się wykurowała by mogła funkcjonować od poniedziałku. Oczywiście nie zaniedbałem rehabilitacji bo w miarę możliwości robiłem to co mogłem ale to jest bez porównania do indywidualnej pracy z rehabilitantem. Ola już dochodzi do siebie i wygląda na to, że będziemy mogli wspólnie poćwiczyć we wtorek.

W piątek przywieźli mi do domu ręczny wózek inwalidzki. Wózek jest bardzo fajny, przede wszystkim bardzo lekki. Hmmm… czy się cieszę? Cieszę się, ponieważ taki wózek jest o wiele bardziej poręczny niż mój wózek elektryczny ale to wciąż wózek i z tego nie jestem zadowolony.


Skoro nie mogłem się spotkać z Olą w sobotę to zdecydowałem się odwiedzić basen AGHa. Pojechaliśmy razem z Tomkiem. W ramach testów zabrałem mój nowy ręczny wózek. Tym razem nie musiałem się w ogóle przejmować tym czy w autobusie jest podjazd dla wózka czy też nie bo w zasadzie takim lekkim wózkiem można mnie łatwo wepchać praktycznie do każdego niskopodłogowego autobusu. W przeciwieństwie do mojej ostatniej basenowej wyprawy w drodze z domu i do domu podjechały akurat autobusy z podjazdem.

Udało mi się popływać. Nawet było nieźle. Myślę, że zrobiłem jakieś 10 długości basenu. Mógłbym pływać więcej ale Tomek mnie stopował. Po basenie nie byłem zmęczony. W drodze powrotnej zaglądnęliśmy na stacje benzynową na hod dogi. Zjadłem od razu dwa! Jak już podjechaliśmy pod klatkę to wstałem z wózka i sam bez pomocy pokonałem te kilka schodów do windy. Potem w windzie dalej cały czas stałem, a gdy już winda mnie zawiozła pod mieszkanie to wszedłem
o własnych siłach albo na własnych nogach do mieszkania.

Z tego jestem najbardziej dumny. To mój sukcesik:)

W niedzielę leniuchowałem. Niestety ale takich dobrych nóg jak po basenie już nie miałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)