Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

I skoczyłem ze spadochronu:-)

Od dawna chciałem skoczyć na spadochronie. Ciągle w życiu coś było ważniejsze albo przeszkadzało ale w końcu się zaparłem. Nie obyło się bez problemów bo do skoku było mi potrzebne zaświadczenie od lekarza. Poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu to mnie wysłał do lekarza medycyny sportowej. Olałem go i poszedłem do swojego neurologa. Mamy tu w Krakowie takiego fajnego lekarza - Stanisława Ruska. Ten jak usłyszał pomysł to mi przyklasnął i takowy dokument wystawił:-)

Umówiłem się na taki skok na piątek 07.08.2015 w firmie KrakSky. Przyjechali moi przyjaciele, rodzina i znajomi. Oto główna obsada: Dżakub z Natalią, brat ze swoją połówką i moją chrześnicą Alą oraz Sabina, Arek i Marcin. Na lotnisku najpierw papierkologia, a potem chwila czekania. Miałem skakać w tandemie więc przeszedłem szybkie howto. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. Goście nie omieszkali robić sobie różnych żartów ale ja lubię takie klimaty:-)  Było bardzo wesoło i nie czułem się w ogóle zdenerwowany.

 

W końcu przyszedł czas na ubieranie w specjalny kombinezon oraz uprząż. To już robiliśmy w namiocie razem z Marcinem z firmy KrakSky. Nie dość, że na zewnątrz temperatura w okolicach 36 st. C to w namiocie jeszcze gorzej. Niby w cieniu ale piekarnik. Mnie było bardzo gorąco ale dopiero gorąco musiało być tym którzy mnie ubierali w ekwipunek.

Brat Adam, Sabina rehabilitantka z Ostoi i Marcin z którym mam skakać.
 

Brat z Marysią, swoją lepszą połową.

Brat i Sabina kontrolują wszystko.
Ostatnie foto :-)

I do nekrologu:-)
A na zewnątrz sielanka:-)


Luzik.

Zastanowiłeś się dobrze?


Jakbyś widział światełko... :-)


Już gotowy.

Marcin też.

A teraz jazda do samolotu i nie wracaj:-)



No to lecimy:-)

Kołujemy i...

odlot:-)

Papa wujku:-)

Marcin mówił mi przed skokiem, że ludzie tak chojrakują ale mięknie im rura gdy się uchyla drzwi tuż przed skokiem i patrzy w dół. Mnie to nie przerażało. Samolot krążył i nabierał wysokości. Cały czas byłem spokojny. Jedyne co mi nie dawało spokoju to moje bebechy. Cały czas coś w nich bulgotało. Zapewne one się denerwowały, a ja razem z nimi martwiłem się czy to tylko gazy czy na dole będzie wstyd?:-) Wtedy to i tak nie wyskoczyłbym do kibelka:-)

Gdy tak samolot nabierał wysokości to pomyślałem sobie, a co by było gdybym się rozbił? I wiecie co? Miałem taki wielki spokój. Przecież miałem fajne życie, niczego nie żałuję. Naprawdę to był wielki spokój, cudowne uczucie:-)

Nagle zaczęło się zamieszanie bo osiągnęliśmy docelową wysokość czyli 3000 metrów i czas skakać. Usiadłem na rogu razem z Marcinem. Nogi mam spuszczone w dół. Wszystko takie malutkie i w końcu skok i ożesz k....a mać, ja pie..... Maaaaasaaaaaakraaaa!!!!! Spadek swobodny to niezła jazda. Nic mnie do tej pory nie zaskoczyło ale tego się nie spodziewałem.
Teraz trochę matematyki. Prędkość swobodnego opadania to 200 km/h czyli 55 m/s. Swobodny lot trwa około 35 sekund czyli w tym czasie pokonałem prawie 2000 metrów. Swobodne opadanie było coooool ale trzeba było się zmagać z zapieraniem tchu przez pęd powietrza i ogromnym hałasem.  Nagle mocne szarpnięcie. Otworzył się spadochron - co za ulga, co za cisza:-)




Kogo oni wypatrują?












Na koniec dostałem gratulacje, dyplom tylko szampana brakowało.

Do końca tygodnia będę mieć jeszcze więcej zdjęć i film z lotu:-) a te które są to dzięki Arkowi, który chował się za obiektywem aparatu:-)

Skok ze spadochronu to super sprawa i każdemu polecam. Zawsze chciałem to zrobić więc zrealizowałem ten punkt życia i bardzo się z tego cieszę lecz już bym raczej drugi raz nie skoczył. Nie dlatego, że się boję tylko by to robić często trzeba złapać bakcyla. W tym wszystkim najważniejsze jest to, że zrobiłem to! Skoczyłem!

Można powiedzieć, że "I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem"

P.S.
Dostałem jeszcze film ze skoku:-)





7 komentarzy:

  1. Szacunek! Wygląda dość bezpiecznie ale sama bym się pewnie nie zdecydowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super skok, a jakie świetne ujęcia, na pewno będzie to pamiątka na całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo za odwagę.To jest prawdziwy wyczyn, nie jedna osoba by już się poddała w życiu.A na skok ze spadochronu mało kto się decyduje.Naprawdę gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szacunek za odwagę, bo to nie lada wyczyn. Ale filmik z Kilera jak zwykle robi ogromny efekt. Chyba jedna z najlepszych scen z filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do dopiero gość! Niejeden by się bał, odkładał skok na "kiedyś", a Ty po prostu spełniłeś marzenie i skoczyłeś. Brawa za odwagę! :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)