Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

sobota, 7 stycznia 2012

Czy to stała tendencja zwyżkowa?


Wczoraj umówiłem się z kumplem  –  Sławkiem na odwiedziny. Już rano czułem, że będę chyba w stanie te kilkanaście metrów na dworze przejść samodzielnie o kijkach. Zadzwoniłem do Oli aby się zapytać co ona myśli o tym pomyśle. Chciałem się upewnić, że nie strzeliło mi nic głupiego do głowy i że nie porywam się z motyką na słońce. Tak ja się spodziewałem, Ola utwierdziła mnie w mojej decyzji zachęcając do spróbowania. Miałem do kumpla jechać do domu do Skały pod Krakowem. Ostatnio u Sławka i Łucji byłem jakieś półtora roku temu. Łucja wówczas była jeszcze w ciąży, a dzisiaj ich syn ma już 15 miesięcy. Ale ten czas szybko leci!
Sławek mnie odebrał z domu. Powiedziałem mu, że idę o kijkach ale by również wziął chodzik, tak na wszelki wypadek gdybym po drodze opadł z sił. Wyszedłem z mieszkania o kijkach i doszedłem do auta, które stało przed klatką. Gdy dojechałem do Skały to również poradziłem sobie bez pomocy chodzika aby dojść z auta do nich do domu. U Sławka i Łucji posiedzieliśmy i pogadali. Trochę się u nich zastałem i jak wracałem do auta to skorzystałem z chodzika ale gdy już wysiedliśmy z auta pod moja klatką to do domu zaszedłem sam o kijach.

Ogólnie nie jestem jakoś optymistycznie nastawiony do mojego leczenia. Przedtem nie pomagał Betaferon i Tysabri to czegóż mógłbym się spodziewać po Mitoxantronie?  Prawda jest taka, że od jakiegoś czasu czuję większą siłę i pewność siebie. Już do szpitala do którego poszedłem na chemię zaraz po świętach zabrałem kije nordic walking. We wrześniu po szpitalu poruszałem się przy pomocy chodzika, a w grudniu  już wiedziałem, że poradzę sobie i będę chodził po szpitalu o kijach. Tak samo było wczoraj. Czułem, że dam radę! Nie wiem co myśleć. Nie chcę opowiadać i wychwalać działania chemii ale coś jest na rzeczy. Mam wrażenie, że Mitoxantron zatrzymał albo znacznie ograniczył szkodliwy wpływ mojego SM-u, a intensywna i regularna rehabilitacja powoli i wreszcie przynosi pozytywne efekty. Wreszcie czuję iż moja codzienna 1,5 – 2 godzinna praca przynosi jakieś pozytywy. Jak sięgam pamięcią wstecz to ostatnio taki dystans pokonałem samodzielnie w czerwcu 2010 roku po przyjeździe z rehabilitacji w Dąbku. Może lepiej podnosiłem wówczas nogi ale z pewnością bardziej się na nich chwiałem i byłem mniej stabilny. Wczoraj też nie pędziłem z tymi kijami ale sam fakt, że dałem redę jest dla mnie wielkim powodem do zadowolenia.

Musiałem się pochwalić Oli. Rozmawialiśmy i mi przypomniała, że kiedyś jej mówiłem o swoim marzeniu, że nie chcę od życia wiele, że chciałbym kiedyś móc sam zajść z domu do auta o kijach. Gdy mi o tym przypomniała to poleciały mi łzy ze wzruszenia. Kiedyś, kiedy to mówiłem to traktowałem to jak marzenie, w zasadzie coś nieosiągalnego, coś co człowiek by chciał ale raczej się nie spełni, a wczoraj to się stało! Powiedziała mi również, że jest ze mnie dumna:) Teraz muszę zacząć chyba marzyć o większych rzeczach:). Z tego wrażenia to nie wiem o czym marzyć bo jeszcze się spełni:).

Właśnie przyszła do mnie Marysia – prawie żona mojego brata. Chwalę się jej swoim wczorajszym wyczynem, a ona się pyta: Ciekawe co Ci dodało takiej siły? Odpowiedziałem jej, że nie wiem bo przecież się nie zakochałem. Mówię, że może to jakaś zasługa Mitoxantronu, a Marysia, że jej się wydaje, że to raczej zasługa Oli i pozytywnej energii jaką we mnie tłoczy. Bez sprzecznie to co Ola robi dla mnie jest wielkie i bez niej nie było by mnie w tym miejscu w którym teraz jestem. Ciągle zachodzę w głowę jak to się stało, że takie mamy dobre układy. Ola to nazywa patologią w pozytywnym tego słowa znaczeniu bo nie przywykła do takich relacji, a ja wolę przyjaźnią. Nasze wzajemne stosunki bez stosunków są wyjątkowe:) i chwała jej za to.

Dzisiaj mam w domu dzień odwiedzający. Był przyjaciel Tuta, Dżakub, wieczorem ma przyjść Tomek, a i w ciągu dnia był na chwilę brat z Marysią. Dzisiaj robie sobie przerwę od rehabilitacji. Odpoczynek na delektowanie się moją formą:) i za to wypije sobie drinka – szklaneczkę burbona z lodem na zdrowie!



1 komentarz:

  1. i oby ten stał trwał, a nawet postępował, ale tylko we właściwym kierunku!

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)