Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 25 marca 2013

Słaby weekend

W weekend była u mnie Ola by mnie rehabilitować. W sobotę jeszcze było jako tako lecz w niedzielę to nie mogłem usiedzieć na beretach. Już rano jak wstałem to wiedziałem, że chyba jest gorszy dzień, niekorzystny biomet, może będzie padał deszcz albo coś z ciśnieniem było nie tak. A może zupa była za słona? To takie pieprzone zaklinanie rzeczywistości byle nie zwalać tego na chorobę.
Zanim przyszła Ola to poszedłem na rower. Nie biłem żadnych rekordów. Chciałem się zwyczajnie rozruszać. Mój rozruch trwał 15 min. ale na nie wiele się zdał bo gdy przyszła Ola to z beretów leciałem na lewo i prawo. Walczyłem ale efekty były mierne. Trochę się siłowałem z Ola. Ona mnie DELIKATNIE spychała, a ja próbowałem się nie dać. Od tego delikatnego spychania to się spociłem na czole. Jaja!
Potem zeszliśmy do parteru na materac. Jestem już tak niezborny, że Ola mi zdejmuje buty bo gdybym ja się tym miał zajmować to by to... dłużej trwało. Tam już był w zasadzie odpoczynek bo tylko mnie naciągała.

Wieczorem przyszedł do mnie przyjaciel. Oglądaliśmy na Polsacie program Must be the music.
Przy okazji Rafał zdjął mi z roweru do naprawy rurę, która trzyma kierownicę. Od pedałowania prawię ją urwałem. Jak to zrobiłem? Gdy pedałuję to trochę bujam się na lewo i prawo no i przenoszę to swoje bujanie na kierownicę i na w/w rurę. Musiałem dużo przejechać tych kilometrów bo doszło do zmęczenia materiału i rurka pękła. Trzeba będzie ja zespawać.

Wieczorem poszedłem do wanny. To dopiero jest gimnastyka. Wejście jest jeszcze w miarę łatwe bo jestem suchy ale wyjście z wanny gdy jestem mokry i śliski albo wilgotny to, to jest niezły hardcore! Już nie raz spadłem z powrotem do wanny i trzeba było całą operację wyjścia powtarzać. Bywało już, że spadałem z wanny na podłogę. Siedziałem na kraju wanny z wilgotnym dupskiem. Nachyliłem się do przodu by wytrzeć nogi no i mnie pociągnęło tak, że byłem na podłodze. To trochę przypomina skok na Małysza albo teraz na Żyłę - leci się na pysk!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)