Przez ostatnie 2 tygodnie mega nuda. Ciągle to samo. Rano ćwiczę na rowerze, a czasami popołudniu przychodzi do mnie Ola i ćwiczy ze mną. Gdy Oli nie ma, a popołudniu mam siłę i wenę to robię inny zestaw ćwiczeń. Mam taki bogaty zestaw moich fizycznych niedoróbek, że z wyborem ćwiczeń nie mam problemu. Tego nie idzie ogarnąć.
W weekendy jeździmy z Tomkiem na basen. W tę sobotę zaliczyłem zonga na basenie. Plan jest zawsze taki, że dojeżdżamy wózkiem do drabinek, ja się ich łapię, wstaję z wózka i breakdance'em, w wielkiej trwodze, trzymając się drabinek schodzę do wody. Tak było do tej pory ale w sobotę wstaję z wózka, chwytam się drabinek i... nogi mnie nie utrzymały. Znalazłem się na poziomie płytek podłogowych. Już nie musiałem się podnosić tylko w tej pozycji wsunąłem się do wody.
Pływałem ale szału nie było. To zawsze jakaś odmiana i coś innego od mojej codziennej chałtury. Nie wyszedłem sam z wody. Ponoć nie miałem bardzo spastycznych nóg ale one nie miały żadnej siły. Tomek musiał wskoczyć do wody i wsadzić mi nogi na poszczególne szczeble drabinki bym mógł wyjść z wody.
Szału nie ma - równia pochyła w dół ale to nic nowego - nuda :) Dobrze, że dziś widać słońce bo już zapomniałem jak ono wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie miło gdy się przedstawisz:-)