Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 5 grudnia 2013

Przeprowadzka

Nic mi nie jest. Po prostu od 3 tygodni jestem i mieszkam w Warszawie u mojej kochanej Dorotki. Spakowałem się do 2 dużych pudeł, które wysłałem kurierem, a sam wsiadłem do pociągu na wózku elektrycznym i pojechałem do Warszawy. Dziwne było uczucie podczas pożegnalnej imprezy, którą zorganizowałem w pizzerii Grizzo. Jedliśmy, piliśmy i było fajnie ale chyba już nigdy nie będę miał okazji ich spotkać razem w takim gronie. Nawet teraz jak to pisze to czuje się jakoś dziwnie. Z większością znałem się całe swoje życie. Smutno mi teraz jak o tym pisze ale serce nie sługa.

Jak już na początku pisałem, do Warszawy wybrałem się pociągiem w którym znajdował się przedział dla osób niepełnosprawnych. Na wyposażeniu pociągu była rozkładana platforma po której wjechałem swoim wózkiem do przedziału. Miał mnie odprowadzić mój brat, przyjaciele i mama. Okazało się, że na dworcu w Krakowie żegnała mnie tylko mama. Niestety ale reszcie się nie udało dotrzeć o co absolutnie nie mam pretensji tym bardziej, że uprzedzali mnie, że mogą nie zdążyć. Nie było miło patrzeć na moją mamę która płakała. Martwiła się co to będzie i jak to będzie. To było bardzo przykre i ja też się rozklejałem.

Na dworcu Centralnym w Warszawie obsługa pociągu bardzo sprawnie rozłożyła podjazd, a ochrona pokierowała mnie do wyjścia. Z dworca do Dorotki zamówiłem Przewóz osób niepełnosprawnych . Dojechał ekspresowo bo w ciągu 30 min. od mojego telefonu. To jest dla niego zdecydowany plus ale mnie ostro policzył. Z dworca Warszawa Centralna do dorotki na Białołęke jest około 20 km. Wg cennika na jego stronie powinienem zapłacić około 40-50 zł, a on mnie skasował na 80 zł i jeszcze mi powiedział, że to taka cena bym nie był "stratny". Nie chciało mi się z nim kłócić ale czy on myśli że słoik z Krakowa na wózku to jakiś frajer albo idiota? Ja mu jeszcze pokaże. Ja sobie go wypożyczę następnym razem, a cenę ustalę z góry.

U Dorotki mam normalne życie. Mogę bez problemu wyjść z domu na wózku. Nigdy nie myślałem, że tak wielką radochę sprawią mi normalne zakupy w sklepie. Normalni ludzie jak coś takiego słyszą, że muszą iść na zakupy to traktują to jak zło konieczne.

Ciąg dalszy nastąpi niebawem, a teraz idę oglądać film z moją Dorotką.

3 komentarze:

  1. taksówkarz policzył Ci tak mało ze współczucia, że słoik z Krakowa na wózku przyjechał do Warszawy i jeszcze musi biedak jechać na Białołękę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wojtku, bardzo się cieszę z Twojego szczęścia, życie we dwoje jest o wiele przyjemniejsze,i tzn., tylko jedno każdy znajdzie swoją drugą połówkę...

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)