Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 18 marca 2012

Ale odleciałem na maxa:)

Sobota była dla mnie mega intensywna. Przed południem przyszła do mnie Ola na rehabilitację. Troszkę się nade mną poznęcała ale ogólnie potraktowała mnie bardzo lajtowo ze względu na moje ostatnie osłabienie i większą spastykę. Jak zwykle trochę pogadaliśmy o tym co u niej i u mnie. Ot, takie ploteczki – prawie babskie:)

Potem udało mi się obejrzeć film pt. „Nietykalni”. O filmie powiedziała mi jedna z czytelniczek mojego bloga – Allijah. Jak to ujęła cyt. „Zamiast rozckliwiać sie romansidłami lepiej oglądnij sobie ten film”. Zapraszam do przeczytania recenzji tego filmu. Ja powiem tylko od siebie, że film jest cudowny. Płakałem na nim ze śmiechu i z wzruszenia. Dawno mi się nie zdarzyło aby film wywołał u mnie tyle pozytywnych emocji. To wspaniałe kino francuskie. Myślę, że taka dawka optymizmu i nadziei przyda się każdemu:)


Popołudniu miał po mnie przyjechać brat z rodzinką i pojechaliśmy na Lotnisko Zator. Brat załatwił mi przelot motolotnią w ramach rozrywki i urozmaicenia życia:) Jadąc tam z Krakowa trochę pobłądziliśmy ale w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Okazało się, że w tym dniu nie ma dwu osobowej motolotni ale w zamian przelecę się małym dwu osobowym samolotem. Całe to lotnisko to kawałek pola i 3 hangary. Pas był dosyć podmokły. Mój brat mnie pchał z wózkiem po tym podmokłym gruncie z niemałym trudem, a to było z górki w tę stronę. Śmieszył mnie dźwięk chlupania wody pod jego nowymi butami:) Mnie było do śmiechu ale jemu za pewne nie! Dojechaliśmy pod samolot i jakoś udało mi się z pomocą do niego wsiąść. Miałem wątpliwości ale gdyby to nie było możliwe to by musieli mnie dopchnąć kolanem:) Nie przepuściłbym takiej frajdy.


Zająłem miejsce pasażera ale ja wolę sformułowanie, że drugiego pilota – tak brzmi bardziej profesjonalnie! Najpierw pojechaliśmy na koniec pasa startowego, ustawiliśmy się pod wiatr. Takie są zasady, że się startuje i ląduje pod wiatr. Grzesiek – pierwszy pilot zameldował się przez radio na lotnisku, dostał zgodę i… gaz do dechy. Chwila moment i już byliśmy w powietrzu.

Przygotowania do startu:-)
Przygotowania do startu:-) Rola drugiego pilota jest kluczowa:)
Przygotowania do startu:-)
Kołowanie.
Tuż przed oderwaniem się od ziemi.
No i odleciałem:)
Grzesiek włączył transponder. Po włączeniu tego urządzenia samolot był widoczny przez kontrolerów lotów na podkrakowskim lotnisku w Balicach. Zameldował się, że to lot widokowy w kierunku góry Żar.

Kamerka Live na górze Żar.
Chyba to meldowanie na lotnisku w Balicach było raczej po to, aby pokazać mi jak wygląda rozmowa pilota z wieżą kontroli lotów niż był to wymóg – takie odniosłem wrażenie. Lecąc w kierunku tej góry Grzesiek dał mi joystick bym kierował samodzielnie samolotem. Frajda jest ale wodziło mnie w górę i w dół, lewo i prawo jakbym był pijany. Trzeba się przyzwyczaić do czułości tego joysticka. To jest tak samo, gdy bierze się po raz pierwszy joystick w grze komputerowej i zaczynasz kierować autem. Jeździsz wówczas również jak pijak i nie masz kompletnie wyczucia, a tu jeszcze na pewno dochodziły zaburzenia móżdżkowe które przekładają się m. in. na kłopoty z równowagą.
Lecąc nad tą górą zaintrygował mnie na jej szczycie sztuczny zbiornik wody. Po jakiego grzyba taki wielki basen na szczycie góry? Od razu pomyślałem, że takie cos to tylko gdy jest hydro elektrownia. Grzesiek mi potwierdził, że na tej górze jest elektrownia szcytowo - pompowa.

Zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej na górze Ża 
To dla mnie ciekawostka ponieważ o takim rodzaju hydro elektrowni się tylko uczyłem i nigdy nie widziałem czegoś takiego, a zwłaszcza z góry. Cała, wyprawa trwała około 20 min.
Na koniec mój brat musiał wypchać wózek razem ze mną w drogę powrotną pod górę. Na górze był mokry jak szczur!

... to już jestem na ziemi.
Dodaj napis
a tu wróciłem już do rzeczywistości:(

Ciekawostką jest to, iż taki samolot spala 9 litrów benzyny w ciągu godziny lotu. Przelot do Kołobrzegu zajmuje około 2,5 godziny. Można polecieć jak to Grzesiek mówi na smażoną rybę i wrócić wieczorem do domu.

Wielkie podziękowania należą się Grzegorzowi, ponieważ zrobił mi wielką frajdę. Nie musiał tego robić ponieważ się wcześniej nie znaliśmy Powiedział mi, bym przyjechał do niego w maju, jak już lądowisko wyschnie i wówczas polecę motolotnią:) Na pewno będę!

Po powrocie do Krakowa poszliśmy coś zjeść do pizzerii. Ledwie wróciłem do domu, a tu za moment przyszedł w odwiedziny Tomek. Obejrzeliśmy film Szamanka. Boże.., ten film został na Filmwebie oceniony na 4,4. Ja uważam, że to i tak o 3 punkty za wysoko. Nie będę się o tym filmie już więcej rozpisywał bo nie chcę się już denerwować.

Tak oto wyglądała u mnie sobota. O niedzieli opowiem w następnym wpisie o ile znów mnie nie dopadnie nie moc:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)