Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

środa, 21 marca 2012

Zbiorczo i relacja ze pobytu w szpitalu

W niedzielę przed południem odwiedziła mnie Ola. Ani ona nie tryskała szczęściem ani ja. Poćwiczyliśmy trochę tzn. bardziej lightowo niż normalnie. Było więcej naciągania i rozciągana, a mniej ćwiczeń stricte fizycznych chodź i bez nich się nie obyło.

W Krakowie była piękna pogoda ale jakoś nie chciało mi się nigdzie wychodzić. Miałem zamiar siedzieć w domu bo nie miałem nastroju, celu ani towarzystwa do wychodzenia. Mimo to zadzwoniłem później do brata i poprosiłem aby wypościł mnie z domu. Wymyśliłem sobie pretekst do wyjazdu. Chciałem sprawdzić rodzaje i dostosowanie sal kinowych dla osób niepełnosprawnych w Krakowskim Centrum Kinowy ARS. To taki mały, wręcz kameralny zestaw kin. Jest tam 6 sal kinowych, począwszy od sali dla 20 osób, a skończywszy na największej dla 237 osób. Kina te znajdują się w samym centrum Krakowa, tuż koło Rynku Głównego.


Kiedyś chodziłem do tego kina jako zdrowy człowiek ale wówczas kto by zwracał uwagę na bariery architektoniczne. Trzeba było odświeżyć pamięć i zweryfikować moje możliwości "techniczne" co do tego lokalu.
Przyjechałem najpierw na rynek, a tu ludzi jak mrówek - piękna pogoda i cieplutko. Jak zwykle urzekły mnie stoliki i ogródki na rynku.
 

Stwierdziłem, że nie będę teraz, póki jest słonko i tak ciepło włóczył się po kinie i poszedłem na kawę. Siadłem, zamówiłem kawę, założyłem słuchawki od mp3 i pełen relaks. Miałem świat w d...e. Czas płynął więc i przy jednej kawie nie dałbym rady wysiedzieć. Domówiłem jeszcze dwa piwka i tak oto minęły mi 3 godziny w błogiej sielance. Dzięki muzyce na uszach, zamkniętych oczach i wystawionym fece-ie do słońca byłem totalnie odprężony i zrelaksowany. Nie spodziewałem się, że można tak pozytywnie naładować akumulatory. Posiedziałbym dłużej ale słonko się schowało za Sukiennicami, a i powoli mój pęcherz zaczął dawać znać. Trzeba się było zbierać do domu. Do kina niestety nie dotarłem ale ono mi przecież nie ucieknie. Ponoć najbliższy weekend znów ma być piękny to może uda mi się to sprawdzić w następnym podejściu.
Mogło się wydawać, że z takiego początku dnia nic dobrego nie będzie a tu się okazało, że był to naprawdę fantastyczny dzień.

Teraz poniedziałek bo mam zaległości:)
W poniedziałek, przed południem była u mnie Ola - znów. Nie wiem co ona tak ciągle do mnie przychodzi:) Mimo iż był to dopiero 19 marzec, a kalendarzowa wiosna miała przyjść dnia następnego to ona wyglądała jak wiosna. Uśmiechnięta, promieniejąca, śliczna, urocza. Jak wchodzi coś takiego do domu to wszystkie problemy się chowają. Mnie wystarczy kilka sekund i od razu po jej wejściu wiem jaki ona ma dzień. Banana miała od ucha do ucha, a buzia jej się nie zamykała.To jest prawdziwa Ola. Nie będę jej więcej słodził bo jej się w głowie powywraca od tych komplementów. Przez to jej pozytywne nastawienie nawet nie wiem co robiliśmy na rehabilitacji. Ta jej pozytywna energia zakręciła mną na maxa, a czas zleciał błyskawicznie.
Późnym popołudniem wybrałem się do swojego lekarza rodzinnego po skierowane do szpitala na Mitoxantron. Wycieczka, jak wycieczka. W zasadzie nie ma o czym mówić. By uprościć życie lekarzowi to przyjechałem z gotowym i wypełnionym skierowaniem do szpitala. Chciałem mu pomóc. Przecież po co ma się zajmować moim PESELem i innymi biurokratycznymi pierdołami. Miał postawić tylko pieczątki i podpis ale był wyraźnie zainteresowany moim zdrowiem i leczeniem. Poopowiadałem mu dlaczego chemia, a nie coś innego. Chciał mi wypisywać wnioski do szpitali na rehabilitacje ale ja mam do takich placówek już złożone dawno skierowania i czekam na przyjęcie ze względu jak to określono na mój "stan stabilny".
Do domu wróciłem. Jeszcze miałem do zrobienia kilka spraw i oczywiście spakować się. Wiadomo, że to co innych trawa 15 minut to u mnie 45. Na sam koniec, przed północą poszedłem zrobić sobie szybką kąpiel. Nie wiedziałem czy dam rade w szpitalu wejść pod prysznic ze względu na wysoki stopień oraz moją większą spastykę. Perspektywa mojego nie mycia się pod prysznicem była dla mnie wysoce niekomfortowa. Na szcęście okazało się, żę udało mi się wieczorem zdobyć twierdze - prysznic!

Wtorek, dzień przyjęcia do szpitala Rydygiera. Pobudka po 6 rano. Mycie, ubieranie, szklanka wody, leki na spastyke i odjazd. Bez jedzenia to ja funkcjonuje rano bez problemu ale bez kawy to już jest gorzej. Musiałem być na czczo ze względu na badania krwi które mi po przyjęciu robią w szpitalu. Była ładna pogoda, chodź nie za ciepło. Toż to był dopiero pierwszy dzień wiosny. Autobus mam pod domem a pętla końcowa pojazdu jest pod szpitalem. Wsiadłem i wysiadłem bez problemu.
W szpitalu nastąpiła pewna zmiana. Przenieśli tą małą, ciasną, niedostosowaną klitkę z piwnic szpitala, która się zwie izba planowych przyjęć na parter do głównego holu, tuż obok szatni. Do tego pomieszczenia mogłem już śmiało i bez problemu wjechać wózkiem, a nie jak poprzednio zostawiałem wózek przed drzwiami i w swój rachityczny sposób szedłem z papierami przez próg do miłych pań. Teraz jest to niebo a ziemia.
Po wklikaniu mnie do komputera pojechałem na oddział. Jadąc do pielęgniarek mijam dwie sale należące do dr Ruska który w tym szpitalu jest naszym opiekunem. Widzę, że sala 16 jest zajęta przez kobiety no to już wiedziałem, że ja będę stacjonował na sali nr 17. Przyjeżdżam do dyżurki, kładę papiery i od razu słyszę sala nr 17 no to jadę. Wjeżdżam na sale i widzę 2 łóżka do wyboru, do koloru. Pomyślałem, że znów będę sam na sali. Nie lubię tego ponieważ nawet nie ma do kogo otworzyć ust w ciągu dnia. Wybrałem łóżko koło okna. Rozpakowuje się, a tu za chwile wchodzi na sale inny, nowy pacjent. To Tomek, chory na SM i też został wciągnięty na Mitoxantron.
Rozpakowaliśmy się, siadłem na łóżku a tu do pokoju wchodzi Danusia. Danka to moja ziomalka, krajanka i towarzyszka w niedoli w chorobie ponieważ ona również jest na to badziewie chora i tak jak ja przyjeżdża do szpitala co 3 miesiące na Mitoxantron. Dankę poznałem w Dąbku podczas zeszłorocznego pobytu i okazało się, że to właśnie moja "sąsiadka" ponieważ mieszka po sąsiedzku w Chabówce koło Zakopanego. Danka to wulkan energii i cholernie wesoła dziewczyna. W Dąbku sikaliśmy ze śmiechu z niej, a i tutaj od razu było wesoło. Przedstawiłem Dankę mojemu sąsiadowi i od razu Danusia zaczęła opowiadać, że jest od poniedziałku i dostała sale nr 16. Wchodzi do łazienki, a tam smród. Podchodzi do otwartej muszli, zagląda do środka a tam... nawalony, wielki, cuchnący klocek! Naciska spłuczkę, woda leci ale gówno nie spływa! Poszła zgłosiła problem ale nikt nie chciał się zająć tą śmierdzącą sprawą. Powiedziałem Dance, że jak będzie miała potrzebę skorzystania z ubikacji to niech wpadnie do nas tylko by i nam nie zatkała naszego kibelka. Oczywiście śmiech na sali ale ona powiedziała, że tak nie może być ponieważ ona potrzebuje spokoju i musi się zkubić. Tak samo było w Dąbku. Latała na drugi koniec ośrodka do swojego kibelka by się mogła skupić. Danka i możliwość jej zobaczenia była pierwszą miłą niespodzianką tego dnia.
Później mnie podłączyli do Solu Medrolu. Kroplówka leci u mnie i u Tomka, ja się patrzę, a wchodzi Ola. Odszczelona tak, że mucha nie siada. Makijaż perfekcyjny. To było WoW! Nie powiedziała mi, że mnie odwiedzi w szpitalu chodź już od jakiegoś czasu wiedziała, że tak zrobi. Ach te kobiece tajemnice. Chciała mi zrobić niespodziankę i to jej się udało. Weszła do nas, a za nią ładny zapach perfum. To perfumy od Iwonki bo ponoć była u niej wcześniej. Aż było miło. Zaraz przyszła Danusia i przedstawiłem dziewczyny sobie. Od razu się polubiły. Ola miała banana na twarzy, Danka jak zwykle też, a i został do tej dyskusji włączony temat zatkanej toalety u Danki więc już się zrobiła komedia na maxa. Dankę po chemii ciągnęło na wymioty więc szybko musiała nas opuścić. Na początku rozważała opcje skorzystania ze swojej toalety ale szybko przypomniała sobie, że to w tej chwili nie będzie możliwe. Poszła do pielęgniarek i poprosiła o coś na brzuch.
My tym czasem z Olą gadamy, śmiejemy się, a Tomek obok nas słucha i też się śmieje. Potem do Tomka też przyszła jego znajoma.
Ola wyszła przed godz. 17. To była druga tego dnia przemiła niespodzianka.
Gdy Ola wyszła to Tomek i jego gość, prawie jednogłośnie stwierdzili, że Ola to niezła laska. Przez grzeczność nie zaprzeczę:D

Chciałem wieczorem zrobić zdjęcie tego cuchnącego klocka i wstawić na bloga aby podzielić się z Wami swoimi wrażeniami ale niestety po którymś razie gówno spłynęło. Danka mówi, że gdy znów tu przyjdzie do szpitala, a będzie sala do wyboru to najpierw zanim wybierze salę to najpierw będzie oglądała kibelki - cała Danusia.

Na koniec chciałem się z Wami podzielić mega newsem. Jedna z czytelniczek mojego bloga, konkretnie ta co poleciła mi film o którym pisałem w poprzednim wpisie napisała do mnie maila. W sumie to nie było by w tym nic dziwnego ale gdy czytałem tego maila to się popłakałem. List który do mnie napisała był tak wzruszający i ujmujący, że łezka się nie raz zakręciła. Miałem wrażenie jakby siedziała w mojej głowie. Gdy jej odpisywałem to się jej zapytałem czy on jest prawdziwa?
Rzadko się tak zdarza, by mieć o kimś tak bardzo pozytywne wrażenie po przeczytaniu maila. Jestem pod wielkim wrażeniem. Myślę, że to może być początek bardzo ciekawej znajomości, a co z tego wyjdzie? Czas pokaże.

A teraz idę spać bo po chemii stałem się mega senny:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)