Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

wtorek, 21 sierpnia 2012

Wyprawa

Winda była już sprawna tzn. wyremontowana w piątek 10 sierpnia ale nie miała odbioru technicznego z Urzędu Dozoru Technicznego. W związku z tym musiałem siedzieć na dupci w domu w weekend i czekać na załatwienie spraw formalnych. Wszelkie formalności zostały dopełnione 14 sierpnia.

Następnego dnia wybrałem się w odwiedziny do Marysi, która przyjechała na rehabilitację do Woli Batorskiej koło Niepołomic. Marysia mieszka na Ukrainie i nie widziałem jej 3 lata. Znamy się z Marysią z rehabilitacji w Dąbku i zostałem zaproszony do nich na grilla. Decyzja o odwiedzinach to dla mnie wręcz wyprawa. Musiałem jechać od siebie z domu pod kombinat czyli pod bramę Huty, a tam trzeba się przesiąść w autobus podmiejski. Bałem się czy na tej trasie będzie taki bus aby był dostosowany i wyposażony w klapę po której mógłbym wjechać. O dziwo ten autobus był wyposażony w to dobrodziejstwo dla niepełnosprawnych wózkowiczów. Na Woli Batorskiej w ośrodku Ostoja byłem koło 12:10.
Po ich obiedzie zaczęliśmy przygotowania do grillowania. Było super ale ja miałem autobus do Krakowa o 15:46. To nie linia miejska gdzie autobusy jeżdżą co 15 min. Następny bus był o 20:46. Nie chciałem jechać tym wieczornym bo gdyby się okazało, że nie ma klapy to... będę musiał nocować na Woli Batorskiej. Było tak fajnie, że jednak olałem popołudniowego busa.
Gdy czekałem wieczorem na autobus na przystanku to nie powiem ale lekko byłem zdenerwowany czy przyjedzie auto z klapą czy też nie? No i w końcu przyjechał... bez klapy:( Serce miałem w gardle ale pasażerowie i kierowca wnieśli mnie. Wysiąść z busa już było łatwiej tylko trzeba było mnie asekurować bym nie wypadł z wózka podczas wysiadania.

Autobus do domu był już cywilizowany więc reszta drogi do domu była łatwizną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)