Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

piątek, 5 października 2012

Było i się skończyło

Przez kilka dni była u mnie w Krakowie koleżanka z Rzeszowa. Ona również jak ja jest chora na SM chodź jest całkowicie sprawna pomimo, że choruje już 7 lat. Jej leki służą. Jej obecność sprawiła, że byłem zmuszony do większej aktywności fizycznej bo przecież trzeba było się gdzieś wybrać, ubrać na miasto, a nie tylko siedzenie w domu w dresie. Niestety ale wszystko co fajne szybko się kończy.

Wczoraj gdy jechałem ją odwieść na dworzec to w autobusie jechaliśmy z innym wózkowiczem. Siedzieliśmy na swoich pojazdach obok siebie. Ja na elektrycznym, a on na aktywnym wózku ręcznym. Zauważył, że łapie mnie spastyka w nogach, które niesfornie podskakują i zapytał się co mi się stało, że usiadłem na dupci:)
Nie mam żadnych oporów w mówieniu na co jestem chory. Od razu mu powiedziałem. On natomiast jest paraplegikiem pourazowym. Chwilkę porozmawialiśmy no i przyszedł czas wysiadać z autobusu. Tak się złożyło, że wysiadaliśmy razem na tym samym przystanku. Najpierw ja wysiadłem (czyt. wyjechałem), a potem on. Pożegnaliśmy się, podali ręce. Grzecznościowo życzyliśmy sobie zdrowia i on pojechał. Patrzyłem na niego, jak zapierdziela na tym swoim aktywnym wózku. On się na nim poruszał szybciej niż zdrowi ludzie. Może to zabrzmi dziwnie ale było miło na niego patrzyć. Jeszcze dziwniejsze jest to, że zazdrościłem mu jego "sprawności". On ma zapewne ustabilizowane problemy neurologiczne od pasa w dół. U mnie o stabilizacji czegokolwiek nie ma co mówić.

Mieliśmy jeszcze z Magdą trochę czasu do autobusu więc pojechaliśmy na Rynek Główny. Idąc ul. Floriańską, Magda robiła jeszcze dla siebie jakieś zakupy z ciuchami. Na Rynku wiosna. Piękna pogoda. Nie chce się wierzyć, że to jesień. Udało nam się również pójść na obiad.

Podczas warsztatów w Wiśle dr Joanna Woyciechowska mówiła o dobroczynnym działaniu witamin B, a szczególnie B12 na system nerwowy oraz witaminie D3. W tej chwili dostaje znów zastrzyki z Milgammy N, która zawiera witaminy B. Dzisiaj odebrałem zamówioną przesyłkę z witaminą D3. To kapsułki po 5000 IU (ang. international unit). Dr Woyciechowska w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie zaleca zażywać 10000 IU dziennie witaminy D3, a minimum to 5000 IU.


Trochę pogrzebałem w internecie i znalazłem informację na temat dawkowania witaminy D3 oraz skutków ubocznych. Skutki uboczne są i nie brzmią one zbyt friendly ale ja się takim duperelami nie przejmuję. Nie przejmowałem się skutkami ubocznymi Betaferonu, Tysabri, obecnie nie przejmuję się Mitoxantronem to i nie będę się przejmował potencjalnymi skutkami ubocznymi przedawkowania witaminy D3. Pod tym linkiem znajdują się informację na temat dawkowania oraz ewentualnych skutków ubocznych witaminy D3.

Bo życie to nie ilość wdechów czy wydechów, to chwile, które zapierają nam dech.:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)