Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 10 lutego 2013

Weekend cz. 1

W piątek wieczorem przyszedł mój brat Adam i przyjaciel Dżakub na... wódkę. Posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Przyjechała również pizza. Nie opiłem się bo nie było czym. Dawniej to pewnie by tak było ale teraz to chyba mam zdrową wątrobę bo dobrze metabolizuje alkohol.

Rano następnego dnia wstałem bez problemu. Umyłem się i zabrałem do ćwiczeń. Rekordu na rowerze nie pobiłem ale dobrze mi się ćwiczyło. Poza tym nie mogłem przeginać bo po południu miała do mnie przyjść Ola na rehabilitację, a wieczorem umówiłem się z Tomkiem na basen.
Ola przyszła koło 17. Wie że lubię pierogi ruskie wiec zrobiła je dla mnie. Ostatnio się samorealizuje w kuchni. Mówi, że gdyby miała dla kogo gotować to by było inaczej, a tak to od czasu do czasu dla mnie coś upichci. Nie da się ukryć, że dobrze i smacznie gotuje. Przyniosła dla mnie jeszcze coś co się nazywa pieczeń rzymska. Nie wiem nawet co to jest. Ani jednego ani drugiego jeszcze nie jadłem.
Zabraliśmy się do ćwiczeń. Już nie jestem w stanie z nią tak ćwiczyć jak dawniej bo... wiadomo. No co mam zrobić? Nie mam wyboru. W czasie ćwiczeń towarzyszyła nam Iwona która przyniosła mi mały różaniec z napisem Jerusalem.

Iwona dostała ten różaniec od swojej znajomej. Różaniec został poświęcony w Betlejem i leżał w miejscu narodzenia Jezusa. Ta znajoma powiedziała, że ma dwa takie różańce i trzymała je dla ważnych jej sercu osób. Jeden dla Iwony, a drugi dla mnie. Dziewczyny się znają ale ja? Dostałem ten różaniec od osoby której nie znam za to ona czyta mojego bloga. Jej babcia modli się za mnie. Niesamowita historia. Aż dziw, że coś takiego się może zdarzyć. Wiecie, to brzmi jak historia z bajki - za górami, za lasami, dawno, dawno temu... tyle, że to się stało parę dni temu. Czasami się zdarza, że najwięcej dostaje się od ludzi, którzy sami nie wiele mają. Dziś bardzo często nie wiesz kto jest twoim sąsiadem w bloku, a tu taka niespodzianka.
Bardzo dziękuję za ten dar. Aż się wzruszyłem.


Tomek przyjechał po mnie po godzinie 19 i pojechaliśmy na basen. Trochę obaw miałem ale nie o to, że się utopię w wodzie tylko o to co na około. Ubieranie, rozbieranie, prysznic, wejście i wyjście z wody.
Jeśli chodzi o pływanie to trochę wyszedłem z wprawy. Nie pływam już jakieś pół roku. Ostatni raz pływałem na basenie w Dąbku ale tamten basen jest dla mnie za mały więc nie można się tam podciągnąć i potrenować techniki i kondycji.
Poradziłem sobie sam. Rozebrałem się i wszedłem do wody. W wodzie też nieźle mi się pływało. Nie mogę narzekać po tak długiej przerwie. Niestety nie byłem sam w stanie wyjść z wody. Gdy już stanąłem na drabinkach to nie miałem siły podciągnąć nogi do góry na kolejny stopień. Tomek musiał wejść do wody i przesuwać moje nogi do góry.
Po basenie poszliśmy do knajpy. Ja na piwo, a Tomek jako kierowca wybrał.... kawę. Do domu dotarłem przed północą.  Obejrzeliśmy jeszcze połowę Obcy - 8. pasażer "Nostromo"

Teraz idę ćwiczyć bo potem przyjdzie Ola na kolejne ćwiczenia. Resztę napiszę później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)