Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 31 lipca 2014

Sądny dzień

Wczoraj byłem w Krakowie na rezonansie magnetycznym głowy i kręgosłupa szyjnego. Transport dla niepełnosprawnych miałem umówiony już tydzień wcześniej. Tak na wszelki wypadek by nie zabrakło terminu. Busik przyjechał po mnie na Wolę Batorską punktualnie o 11 tak jak się umówiliśmy. Z Woli Batorskiej pojechałem do siebie do domu by obejrzeć podjazd na wózek, który akurat jest na ukończeniu. Myślę, że będzie git na tyle na ile jest to możliwe.

Z domu pojechałem autobusem na rezonans. Badanie miałem o 13.15. Czekam, czekam, czekam i czekam. W międzyczasie okazało się, że zawiesił się rezonans. Czekam, czekam, a minuty lecą. Mam umówiony transport na Wolę Batorską na godzinę 16. Na badanie prosili by przyjść na czczo to zjadłem tylko śniadanie. Jestem głodny, zmęczony i zdenerwowany bo nie wiem czy zdążę.
Na badanie wszedłem o 16. Prawie 3 godziny opóźnienia. No i na transport nie zdarzyłem, a przełożyć też się go nie udało bo nie mieli wolnych terminów. To nie taksówka. Wyszedłem o 17. Słaby, zmęczony, głodny i wkurzony. Ogólnie masakra. Najpierw musiałem iść coś zjeść. Byłem tak głodny, że gdybym mógł to cheesburgery żarł bym. Wciskał bym je jak świnia na siłę byle szybko. Podobnie jak podczas zawodów w biciu rekordu w jedzeniu hod-dogów na czas.


Zjadłem więc czas by zacząć kombinować jak wrócić na wieś do ośrodka. Autobus do Woli Batorskiej miałem o 19:25 z pod kombinatu w Nowej Hucie. Myślę sobie - kupa czasu. Powinienem zdarzyć bez problemu dojechać autobusem z centrum miasta pod kombinat. Przyjechał jeden autobus bez platformy wjazdowej dla osób niepełnosprawnych. Potem drugi i trzeci, a mnie gól skacze. Żołądek mam mega ściśnięty z nerwów. Zaraz i na autobus do Woli Batorskiej nie zdążę. Jedzie kolejny bus. Już nie miało dla mnie znaczenia czy on będzie czy też nie będzie mieć mieć platformy. Jakoś musi mnie wnieść kierowca do autobusu. Może pasażerowie pomogą? Na szczęście okazało się, że była platforma. Ufffff.... co za ulga. Gdy już byłem w busie to sprawdziłem rozkład. Ten autobus jeśli przyjedzie pod kombinat o czasie to będzie 5 minut przed odjazdem autobusu do Ostoi. I znów nerwy, stres. Zdążę czy nie zdążę? Na każdym przystanku sprawdzałem czy ludzie się guzdrają podczas wsiadania i wysiadania. Jakbym mógł cokolwiek przyśpieszyć. Jeszcze przed dojechaniem pod kombinat to zastanawiałem się czy w autobusie 211 do Woli Batorskiej będzie czy nie będzie platformy. Okazało się, że zdąąrzyłem o czasie, a do autobusu wsiadłem bez problemu bo był wyposażony w platformę. Do ośrodka wróciłem po 20.

To miał być miły dzień. Miał być rezonans potem obiad, ciasteczko, kawa i powrót. Pełen relaks, a wyszło tak, że wróciłem wyrąbany, zmęczony i wkurzony na maksa. Miałem wszystkiego dość. Nawet nie bardzo miałem ochotę oglądać mecz Legii Warszawa z Celtic Glasgow. Wyluzowałem się dopiero gdy zrobiłem sobie drinka z colą. Ogarnął mnie wówczas błogostan, a wszelkie emocje opadły.

Do tygodnia mam mieć wyniki rezonansu. Kompletnie mi nie zależy na tym co oni tam napiszą. Co mnie obchodzi, to że mi napiszą, że mam w głowie dziury jak w serze szwajcarskim. Przecież można się i bez tego spodziewać, że nie będzie dobrze. A gdyby mi napisali, że nie mam zmian od 2006 roku to jakie to ma znaczenie? Przecież siedzę już na wózku inwalidzkim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)