Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

piątek, 18 lipca 2014

Takie tam... przemyślenia.

Coś tu na Woli Batorskiej robię dla siebie. Jakieś rozmowy z psychologiem, rehabilitacja i takie tam pitu-pitu:) U mnie to takie zaklinanie rzeczywistości. Większości rehabilitacja pomaga. Sam widziałem to na własne oczy. Dziś jestem na Woli Batorskiej, mam tu codziennie rehabilitację. Coś tam postoje przy drabinkach, rotorek pokręci moimi nogami, a na deser mam ćwiczenia indywidualne z Martą. Nie można narzekać, a ja z niejednego pieca chleb jadłem jeśli chodzi o rehabilitacje.
Większość ludzi jak słyszy, że przez 14 miesięcy nic nie ćwiczyłem to myśli, że to mój protest, depresja albo inna głupota. Teraz jest bardzo dobra okazja by się przekonać jak to będzie tu na Woli Batorskiej. Jestem tu najprawdopodobniej do końca sierpnia bo w domu mam remont łazienki. Będzie czas by zweryfikować moje teorie. Ja wiem, że u mnie cokolwiek robię to to nie ma żadnego znaczenia na postęp choroby. Pisałem o tym nie raz ale teraz jest okazja by zweryfikować mój stan gdy będę wracać do domu. Było by cudownie gdybym mógł zachować to z czym tutaj przyjechałem. O jakimś polepszeniu nie marzę, a jak będzie to okaże się z końcem sierpnia.

A jak jest teraz? Teraz ledwo co przesiadam się z łóżka na wózek. Ubieranie spodni, majtek, skarpetek, butów to dramat. Z jednej strony nogi są spastyczne, a z drugiej moje ręce które mają / powinny zapanować nad nogami też są zbyt słabe. Nie jest mi już obce proszenie opiekunek o pomoc. Jeśli chodzi o korzystanie z WC to jeszcze sobie radzę samodzielnie. Gdy jestem już na wózku to daję radę wstać i sikać na stojąco. To jakiś komfort ale czy powinienem się z tego cieszyć? Czy to potrwa długo? Czy mam zaklinać rzeczywistość i mówić sobie, że na pewno wszystko będzie dobrze? Ja już to nie raz robiłem ale się nie przekładało na rzeczywistość.
Wszystko tutaj jest frendly dla osób niepełnosprawnych, a pod prysznicem jest sajgon ze względu na moje ograniczenia. Muszę się przesiąść na wózek kąpielowy, taki z dziurą na dupę. Samo przesiadanie z mojego wózka na kąpielowy jest niebezpieczne, a wtedy jeszcze jestem suchy. W drugą stronę gdy jestem wilgotny, śliski, jest o wiele bardziej hardcorowo.
W nocy przy łóżku mam kaczkę. Gdy zachodzi potrzeba to nie jestem wstanie w rozsądnym czasie wstać i dotrzeć do łazienki. W tym miejscu to chyba powinienem się cieszyć, że  nie jestem kobietą i że mogę korzystać z kaczki. No to się ciesze - hahahaha.

Wczoraj podczas rozmowy z psychologiem gdy się mnie zapytała jak się czuję to pierwsze co mi wpadło do głowy to, że czuję się stary. Nie stary wiekiem lecz jak stary, niepełnosprawny człowiek. Mam wrażenie,że wszystko co robię to robię po raz ostatni. Wszystko co miałem, było, to czas przeszły, a przyszłego już nie ma. Plany? Marzenia? Nadzieje? Nie dostrzegam.

I tymi "optymistycznymi" przemyśleniami zakończmy:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)