Do Krakowa na szkolenie przyjechała znajoma. Wczoraj się z nią spotkałem. Brat mnie wypuścił z domu i pojechałem na spotkanie. Przyjechałem po Marzenę do hotelu koło godziny 16 i poszliśmy na Rynek, na kawę. Zamówiliśmy do tej kawy tiramisu i posiedzieliśmy. Na Rynku pełno ludzi ale nie ma się czemu dziwić skoro jest tak śliczna pogoda.
Kawa bardzo dobra ale tiramisu tragedia. Myślę, że było w nim 120% cukru w cukrze. To było zamulające tiramisu. Ja większość zostawiłem. Marzena zjadła znacznie więcej ale też nie dała rady całości.
Posiedzieliśmy z 1,5 godziny i poszliśmy się przejść i rozprostować nogi. Oczywiście nie chodzi tu o moje nogi:)
Odprowadziłem Marzenę do hotelu i pojechałem do domu. Między 19 a 20 miał wpaść do mnie mój brat i Dżakub. Oficjalnie mieliśmy oglądać mecz Ligi Mistrzów naszej Polonii Dortmund vs Arsenal Londyn. Nieoficjalnie mieliśmy się coś napić:)
Wracam do domu, wysiadłem z autobusu i dzwonie do mamy by mnie wpuściła do domu. Dojeżdżam pod klatkę, a tam mój brat czeka. Pytam się czy własnie szedł do mnie, a on że nie. Wypuścił mnie z domu koło 15 i czekał, aż wrócę:) Po co ma składać szyny na schody skoro "zaraz" będzie mnie trzeba wpuścić. Okazało się, że gdy dzwoniłem do mamy to już był w domu i czekał na mnie.
Wielkiego picia nie było. Skończyło się tylko na kilku Desperados.
Strasznie mi się wczoraj nie chciało wyjść z domu. Musiałem tyle rzeczy zrobić. To są sprawy banalne ale dla mnie bardzo już męczące. Trzeba się ogolić by nie straszyć, pójść po spodnie, buty. Ubrać spodnie, buty, bluzkę. Pójść po wózek do drugiego pokoju.
Jezu... to są proste i oczywiste sprawy ale mnie męczą. Często odechciewa się czegokolwiek bo już jestem tak umęczony przygotowaniami, że przechodzi ochota na wszystko. Wczoraj też miałem ochotę odwołać spotkanie z Marzeną.
Mimo to, cieszę się, że jednak nie zrezygnowałem. Zobaczyłem trochę świata, zażyłem "świeżego" powietrza i inaczej spędziłem czas niż na tapczanie w pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie miło gdy się przedstawisz:-)