Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

sobota, 11 października 2014

Korzystając z pogody

Ostatnio dopisuje pogoda. W piątek zebrałem się i zdecydowałem się wyjść z domu. Ze względu na moją sprawność jest mi jeszcze trudniej zebrać się w sobie niż dawniej. Trzeba się umyć, ubrać, siąść na wózek i to wszytko na raz. To bardzo męczące i wymaga robienia przerw.
Jedyny plus mojego wychodzenia z domu to bardziej cywilizowany podjazd na schodach. Ten podjazd sfinansowałem z własnych środków bo ze względu na brak jakichkolwiek norm bezpieczeństwa nie miałbym żadnych szans na dofinansowanie z PFRONu. Czemu podjazd nie ma takich norm? Ze względu na wymiary klatki schodowej nie było możliwości wykonania takiego podjazdu. Przedtem moja mama musiała znosić z domu szyny i rozkładać je na schodach. To było dopiero hardcorowe wyjście pozbawione wszelakich norm. Teraz podjazd jest przymocowany przy schodach i jest o wiele bardziej stabilny. Myślę, że udało się wycisnąć maksimum z tej klatki co można było zważywszy na jej wymiary. Muszę pochwalić firmę Orfemet za kreatywność i wykonanie tego podjazdu. Jestem z niego bardzo zadowolony.
Moim blokiem zarządza wspólnota mieszkaniowa, która też była bardzo pomocna. Nawet właściciel firmy, która wykonywała podjazd był zaskoczony brakiem piętrzenia trudności jakie mu robią inne wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe.

Z domu wyszedłem po godzinie 12. Wsiadłem do autobusu i pojechałem do centrum. Wysiadłem na dworcu i "poszedłem" do galerii coś zjeść. Mimo, że pora była obiadowa to jechałem na śniadanie. Przez to poranne mycie się, ubieranie i wychodzenie nie miałem czasu ani ochoty na śniadanie w domu. W Burger Kingu zjadłem jakiś zestaw. Nie jest to moje ulubione jedzenie ale podczas konsumpcji nie muszę się użerać ze sztućcami. Mój brat wpadł też na chwilę do galerii. Wracał ze spotkania i dotrzymał mi przez chwilę towarzystwa. Zjadłem i pojechałem dalej, na krakowski rynek. Przy okazji wstąpiłem do koleżanki, do pracy. Pracuje w fajnej knajpce w samym centrum miasta. Zaproponowała mi bym coś zjadł i pewnie bym się skusił ale perspektywa manipulowania sztućcami odbiera wszelaki apetyt. Nie wyszedłem z restauracji o suchym pysku. Sztućcami machać nie mogę ale zamówiłem szklaneczkę whisky, Jacka Danielsa z lodem i colą:) Taki drink to takie małe przyjemności. Udało nam się pogadać. Było naprawdę miło do czasu... kiedy fizjologia dała znać o sobie. Mogłem jechać do WC u niej w restauracji ale wolałem jechać do sprawdzonej już miejscówki:)

W drodze powrotnej, w galerii Krakowskiej przy dworcu wstąpiłem jeszcze do Pijalnia Czekolady i Kawy Mount Blanc na kawę i lody. Kawe mają dobrą ale bardzo mi smakują u nich lody. Zamówiłem puchar biały szczyt. To 3 gałki lodów śmietankowych z bitą śmietaną i gorącym sosem czekoladowym do polewania. Tak bardzo lubię lody śmietankowe i bitą śmietanę, że nie chciałem polewać tego jeszcze czekoladą. Dla mnie to by było zbyt wiele cukru w cukrze:)

Wróciłem do domu koło 18. Byłem bardzo zmęczony. Padłem już o 22, a to mi się rzadko zdarza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)