Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

środa, 15 października 2014

Trochę napięty dzień

Rano miał przyjść do mnie gość od drobnych poprawek od podjazdu na schody. Niestety ale miał obsuwę i przełożyłem spotkanie na godz. 13 bo o 11 przyszła do mnie rehabilitantka.
Zapytała się mnie jak mi idzie albo jak mi szło przez ostatni tydzień siedzenie z wyprostowanymi plecami. "Pochwaliłem" się, że ostatnio po rehabilitacji posiedziałem, a potem ze zmęczenia padłem na 3 godziny. Mnie się aż tak długie drzemki nie zdarzają... nigdy! W tym wszystkim tzn. w mojej rehabilitacji to u mnie nie czuć zmęczenia w czasie ale po godzinie, dwóch to padam. Pisałem o tym we wpisie pt. Wyrzuty sumienia.

Chciała bym jej obiecał, że jednak będę siedzieć ale powiedziałem, że raczej się na to nie zgodzę. Rehabilitanci zawsze mi mówili, że to ja powinienem wiedzieć co jest dla mnie dobre bo to ja siedzę w swojej skórze i najlepiej się znam na swoim ciele i swoich możliwościach. Oj, to takie wszystko banalne gdy się tak mówi ale gdy przychodzi rehabilitant to ma tak wiele argumentów po swojej stronie, że ciężko się z nimi nie zgodzić. Ulegałem tym argumentom. Tak było u mnie zawsze i tak było ostatnio, podczas rehabilitacji domowej o której pisałem w lutym, marcu i kwietniu. To była zwykła rehabilitacja, a wyszedłem z niej w gorszym stanie, niż byłem na początku. Tak samo było w Dąbku, podczas gdy sam ćwiczyłem w domu, gdy ćwiczyłem z Olą. Chyba jedyna rehabilitacja, która mi ostatnio nie zaszkodziła to rehabilitacja w Ostoi ale to dlatego że nie ulegałem argumentom rehabilitantów, a zrobiłem to po swojemu. Większość ćwiczeń była biernych, w których mojej pracy było niewiele. Doskonale wiem, że powinienem mieć ćwiczenia czynne bo... (tu ta lista argumentów) ale u mnie to nie działa:(
Dzisiaj właśnie była moja kontra. Powiedziałem, że raczej nie będę siedzieć, bo to ja później ponoszę konsekwencję - nikt inny. Mnie się nic nie cofnie, bo nigdy tak nie było, a to że jak nie będę tego robić to też będzie gorzej to również wiem. Mój wybór to między dżumą, a cholerą ale czy to jest w ogóle wybór?

Po rehabilitacji byłem zmęczony. Sylwia mi pomogła się podnieść do pionu przy chodziku i siadłem na wózek. Nie wiem czy przez grzeczność ale stwierdziła, że jestem naciągnięty i nie mam praktycznie żadnych przykurczy jak na osobę, która miała tak długi rozbrat z rehabilitacją. Dla mnie to wątpliwe pocieszenie. Sylwia wyszła, a ja pojechałem na wózku na klatkę schodową by skonsultować się ws. poprawek przy podjeździe.

Gdy zademonstrowałem jak się ślizgam podczas zjazdu, że kółka w wózku stoją, a ja jadę w dół i przyśpieszam to zauważyłem na twarzy tego młodego chłopaka trwogę. Był zdziwiony, że ja taki hardcorowy zjazd przyjmuję z takim spokojem. Powiedziałem, że za pierwszym razem też miałem trwogę, a teraz już się przyzwyczaiłem:) Suma sumarum to ma coś poprawić. To bardzo rzetelna firma i widać, że chcą mi zrobić... dobrze:)

Był plan, że po klatkowych konsultacjach przebiorę się w jakieś wyjściowe ciuchy i pojadę z mamą do sklepu na zakupy meblowe. Gdy wróciłem, zacząłem się przebierać i dopadł mnie spacz. Jak bym dostał środek usypiający. Straszne uczucie:( Spałem dwie godziny. No i co, za dużo ćwiczyłem?

Jeszcze nie wiem kiedy ale muszę się wybrać do Ostoi w odwiedziny. Stęskniłem się za nimi:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)