Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 20 lutego 2011

Super dwa dni:)

W sobotę byłem po raz pierwszy na basenie AGH.
Basen mega wypas. Pojechaliśmy razem z Tomkiem. Oczywiście nie obeszło się bez problemów komunikacyjnych. Przyjechał autobus bez platformy do podjazdu z wózkiem. Poszliśmy z Tomkiem na inny przystanek, na inny autobus. Tam się udało wsiąść do autobusu. Dojechaliśmy bez problemu.

Pływałem na sportowym basenie. Cisza, spokój, tylko sami zainteresowani pływaniem. Ten basen to nie teren do lansowania się lasek i koksiarzy bo nie za bardzo jest co robić poza wodą. Jedyny lans można robić w drodze z szatni do wody i z powrotem. Prócz tego nie ma przed kim się lansować bo ci co są w wodzie są zainteresowani pływaniem a nie lustrowaniem. Cała dzieciarnia i rodzice byli w drugim basenie w innej sali basenowej w związku z tym na basenie był święty spokój!

Popływałem chodź nie chciałem przesadzać. Tomek pilnował mnie abym nie przesadzał i się nie forsował. Myślę, że zrobiłem jakieś 150 m czyli z 6 razy po 25 m. Nie są to wielkie osiągnięcia, ale jak na początek to może być. Przecież pływałem tylko na samych rękach z beczką miedzy nogami. Mogłem ciągnąć dalej ale Tomek by mnie przystopował i miałby rację.

Po basenie znów problemy komunikacyjne. Przyjechał autobus bez platformy ale na szczęście kierowca był tak uprzejmy, że wysiadł zza kierownicy i razem z Tomkiem mnie wnieśli na wózku do autobusu. Przecież mógł siedzieć sobie wygodnie w ciepłej kabinie, powiedzieć, że nie ma platformy, a sam ma problemy np. z kręgosłupem i nie może nam pomóc. Mógł ale tak nie zrobił. Jak dojechaliśmy na miejsce to podjechał pod sam krawężnik, obniżył autobus i mogłem samodzielnie wyjechać wózkiem. Ten kierowca to wielki człowiek!
W drodze powrotnej zahaczyłem z Tomkiem o stacje benzynową BP aby coś zjeść i się napić.

Po powrocie zastałem w domu mojego brata z synem. Wszyscy razem obejrzeliśmy film. Po basenie świetnie się czułem. Byłem zmęczony ale zadowolony.

Niedziela zaczęła się leniwie. Koło 11 dosiadłem rower. Przejechałem jakieś 1700 m, a potem znów leniuchowanie. O 14 przyszedł znów brat z synem. Posiedzieli, zjedli obiad i dalej leniuchowanie.
Przed 16 przyszła Ola. Ona zawsze jak do mnie przychodzi to tak jakby szczęście minie odwiedziło. Od razu pojawia się błysk w moim oku. Nie będę wam mówił o czym myślałem bo nie chcę bałamucić czytelników:) Część rodziny się wyniosła do siebie do domu, a my zabraliśmy się do rehabilitacji. Nie szła mi ta rehabilitacja. Ćwiczyłem 2 godziny ale byłem zmęczony albo przez to, że późno poszedłem spać albo przez wczorajszy basen albo przez jedno i drugie.
Z Olą rozstaliśmy się koło 19:30 ale przyjdzie do mnie jutro – moja kochana iskierka:)

To był super weekend! Jestem z niego i z siebie zadowolony. Ogólnie tryskam szczęściem, a teraz idę oglądać na TVP1 Ostatniego Mohikanina bo to wspaniały film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)