Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 8 marca 2012

Wyjście z gawry:)

Wreszcie jest o czym napisać. Coś się działo. Przecież nie będę przez całą zimę pisał o siedzeniu w domu albo o ćwiczeniach. Wystarczy już.

Dzisiaj był pierwszy dzień kiedy po zimie samodzielnie na wózku elektrycznym wybrałem się na dwór. Akurat miałem takie szczęście, iż Dżakub mnie wypuścił z domu za dnia czyli kolo 13. Poszliśmy razem na obiad do pizzerii.

Po obiedzie pojechałem do fryzjera bo od tego siedzenia w gawrze to zarosłem strasznie. Musiałem codziennie myć głowę bo w inny sposób nie szło doprowadzić włosów do jako takiego wyglądu. Najpierw nożyczki poszły w ruch, a potem maszynka elektryczna. Z fryzjerką się śmiałem, że mnie strzyże jak owce:) Na szczęście nie zrobiła ze mnie bandyty i mnie nie wygoliła. Rzadko się to zdarza ale dzisiaj jestem zadowolony z fryzury. Jutro poproszę Ole aby mi zrobiła fotkę bym mógł na przyszłość pokazać innym fryzjerką o co mi chodzi. Dzisiaj chyba będę siedzieć w łazience przed lustrem i pytać – lustereczko, lustereczko, powiedz przecież, kto jest najpiękniejszy na świecie?:)
Po fryzjerze pojechałem do galerii handlowej. Spotkałem kilka osób i wszyscy mi mówili, że strasznie osiwiałem. Widzieliśmy się przecież na jesieni. Chyba to siedzenie w gawrze mi nie służy. Do galerii pojechałem zrobić zakupy, na kawę, kupić los na 30 milionów i w ogóle zobaczyć innych ludzi i ich mniej lub bardziej normalne życie. Boże… jak mi to było potrzebne. Siedziałem przy kawie i tak sobie myślałem, że pewnie wiele z tych osób uważa swoje życie za nudne, a nie doceniają tego co mają.

Robiąc zakupy musiałem kupić dla Oli litr Martini. To dla tego, że przegrałem z nią znów dwa zakłady. Każdy zakład to pół litra Martini. Ostatnio mam jakąś zła passe bo to już chyba 5 butelka dla Oli:( Ona śmieje się, że lepiej nie powinienem się z nią zakładać bo tylko przegrywam. Hmmmm… jeszcze jest przede mną jeden zakład o Martini który powinien się rozstrzygnąć najpóźniej do końca czerwca – być może wcześniej. Być może to będzie moja honorowa wygrana ale te zakłady to pikuś przy zakładzie który zaproponowała mi Ola. Nie powiem Wam o co się założyliśmy ale powiem co jest w tym zakładzie nagrodą. Ola zaproponowała mi zakład o pierścionek z brylantem. Wierzcie mi, że mam wygrane:) To jest tak pewne jak 2 + 2 = 4. Nie wiem co się z nią działo, może od tego Martini w głowie się jej pokiełbasiło ale będę miał pierścionek z brylantem:) Gdybym w odwrotną stronę miał by wyglądać ten zakład to bym się nigdy nie założył. Może te moje butelki które przegrywam to są przegrane bitwy ale pierścionek który wygram to będzie wygrana wojna.

Na koniec kupowałem kwiaty dla… mamy. Wiadomo, że jej się należą, za to że wytrzymuje z mną itp., ale smutno mi było, że kwiaty są tylko dla mamy. Że nie mam nikogo dla siebie. Że w takie dni i w ogóle nie mogę się czuć mężczyzną. Bo kiedy mężczyzna może się tak czuć? Tylko przy kobiecie! Ja tego nie mam:(


Jutro wpada mój brat i Dżakub na Jim Beam’a. Jest literek do opróżnienia. Ja to jestem słaby zawodnik ale reszta na pewno będzie zadowolona. My z bratem to pijemy burbon z colą i lodem a Dżakub… on ma inne od nas gardło:)

Jeśli chodzi o mój SM to raczej nic się nie zmienia. Chyba osiągnąłem maximum tego co mogę osiągnąć przy tej ilości ćwiczeń. Pewnie można by więcej osiągnąć ale to wiązało by się z moim większym czasowym zaangażowaniem a to z oczywistych powodów nie wchodzi w rachubę. Wciąż ćwiczę chodź nie mam tyle zapału co kiedyś. Nie to, że ćwiczę mniej ale nie ma we mnie tyle zawziętości co kiedyś. 20 marca znów idę do szpitala na Mitoxantron.

2 komentarze:

  1. Od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga:) Fajny gość z Ciebie, koniecznie musisz sobie poszukać jakąś super dziewczynę:) Mój narzeczony ma SM, stąd moje zainteresowanie wszystkim co dotyczy tej choroby. trzymam za Ciebie kciuki. Nie tylko za Twoją sprawność, ale też za to żebyś znalazł tą swoją drugą połówkę. Tylko trochę się za nią porozglądaj i nie lokuj swoich uczuć tam, gdzie są niechciane. Są tysiące fajnych, ładnych i myślących sercem kobiet, dla których będziesz gwiazdką z nieba. Ja jestem bardzo szczęśliwa, ze mam swojego narzeczonego. Poznaliśmy się kiedy był już chory i uwierz mi - jego mniejsza sprawność zupełnie mi nie przeszkadza....

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba obrosnę w piórka bo taką dawkę komplementów dostałem. Dziękuję, bo to jest bardzo miłe ale prawda leży gdzieś po środku skoro do tej pory nie umiałem stworzyć stabilnego związku i wtedy gdy byłem zdrów i teraz kiedy jestem chory. Cały w tym ambaras aby dwoje chciało naraz. Problem polega na tym, że nie znam ani jednej fajnej, ładnej i myślącej sercem kobiety, dla której byłbym chodź trochę ważny i kochany. To by mi wystarczyło. Właśnie z tego względu nie lokuje nigdzie swoich uczuć.
    Twój narzeczony jest prawdziwym szczęściarzem. Mam nadzieje, że będzie o tym zawsze pamiętał. Życzę Wam szczęścia:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)