Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

środa, 4 lipca 2012

Jestem bez nóg :(

Co za pie...y dzień ale od początku.
Wczoraj od rana dzień jakiś niedorobiony. Budzę się, a czuję się jakby mnie ktoś z krzyża zdjął. Łyknąłem Sirdalud MR, wypiłem kawę i po 30 minutach zacząłem się jakoś kręcić. Mycie, a potem wpadłem na pomysł, że odkurzę swój pokój i przedpokój. Odkurzanie mi jakoś szło. Czułem się taki zadowolony z siebie, a potem przyszło zapłacić za tę dumę. Ścięło mnie na maxa. Leżałem i odliczałem czas kiedy Ola przyjdzie do mnie na rehabilitację.
I tu Ola spadła mi jak z nieba. Zadzwoniła, że i ona jest wykończona i że może w taki upał to byśmy zrobili sobie wolne. Bardzo mi się ta propozycja spodobała. Można powiedzieć, że była taka... rozsądna.

Na popołudnie miałem plan, że pójdę wreszcie na basen. Nie było mnie tam od dawna. Jakoś nie miałem nastroju na chodzenie na basen. O 16 przyjechał mój przyjaciel po pracy aby mnie wypuścić z domu. Cały dzień był upał, a tuż przed wyjściem pogoda zaczęła się psuć. Mimo to nie zrezygnowałem i Rafał mnie wyprowadził. W ramach przezorności ujechałem 5 klatek pod swoim blokiem i zaparkowałem w klatce bo robiło się niebezpiecznie mokro. Słowo niebezpiecznie było tylko na początku bo za chwile chlusnęło jak z węża strażackiego. Siedziałem pod daszkiem w klatce ale jak zawiało to w 5 sekund byłem mokry i musiałem się szybciutko ewakuować do środka do klatki .


Gdy już przestało padać to miałem pierwszy tego dnia problem ze swoim elektrycznym wózkiem. Gdy wyjeżdżałem z klatki to jakoś tak dziwnie "zawiesiłem" się w progu. Dziwnie, bo w klatce prawie progu niem ale wózek nie chciał jechać. Daje gaz do przodu, silniki się włączają ale nie jadę. Włączam, wyłączam wózek i nic. Dzwonie do Rafała, że chyba będzie mnie musiał holować do domu, a przecież przed chwilą do niego wrócił. Zasugerował mi, że może włączył mi się hamulec w wózku. Patrzę i rzeczywiście tak się stało. Gdy wyjeżdżałem z klatki to zahaczyłem prawą częścią wózka o futrynę i dźwignia się przełączyła. Dobrze, że Rafał pomyślał o tym. Gdy już ruszyłem w kierunku basenu to na dworze było już prawie sucho. Na basen jechałem autobusem.

Wysiadłem na krakowskich błoniach. Mimo, że było ciepło to pogoda była nie pewna. Stwierdziłem, że poczekam i zjem coś przy w barze przy stadionie Cracovii. Deszcz wisiał w powietrzu od dłuższego czasu ale nie mógł się zdecydować. Zjadłem zapiekankę, wypiłem kawę i zdecydowałem, że jadę. Jadę wzdłuż błoń i nagle wózek stanął i nie chce jechać.
Migają mi światełka na joysticku, a wózek ani drgnie. Włączam go i wyłączam i nic. Jestem na błoniach, deszcz wisi na włosku, ludzi jak na lekarstwo, a ja się... relaksuje. Co za masakra i stres. Po 10 min wózek się włączył z problemami. Stwierdziłem, że nie ma co jechać dalej i trzeba wracać. Wróciłem się na przystanek i czekam na autobus. Niestety ale autobus musiałem przepuścić bo wózek znów przestał działać. Dobrze, że tym razem byłem już na przystanku i gdyby się rozpadało to już by mi się nie lało na głowę. Miałem trochę czasu to kombinuję z wózkiem. Włączam go i wyłączam i czekam aż wózek się włączy. W końcu się udało. Wózek się odpalił ale jakoś dziwnie. Bieg miałem drugi i nie dało się go zmienić na żaden inny ale przynajmniej można było jechać. Gdy już wsiadłem do autobusu to postanowiłem, że nie będę wyłączać wózka by go nie prowokować. Niestety ale już w czasie jazdy w autobusie wózek znów zaczął świrować. Efektem tego było to, że gdy przyjechałem na miejsce to by wysiąść z autobusu musiałem prosić innych pasażerów aby mi pomogli, a nie jest to łatwe bo wózek i ja to jakieś 200 kg. Biedni ludzie bo odźwigali się na maxa by mnie wynieść z tym bajzlem z autobusu.  Z tych nerwów zapomniałem, że w wózku można odłączyć jedna wajchą silniki i nie jako włączyć luz jak w samochodzie. Wówczas można wózek pchać jak zwykły ręczny tylko cięższy. Znów musiałem dzwonić po Rafała by mnie zholował do domu. To on o tym pomyślał i całe szczęście bo nie wiem jak by miał wyglądać mój powrót do domu.
Sam wjazd wózka do domu po szynach, które są rozkładane na schody bez zasilania jest lekko rzecz ujmując... ciężki. Dobrze, że Rafał to duży, silny chłop.
Przygoda 100 lecia. W głowie się kotłuje z nerwów nawet teraz jak o tym pisze.

Z informacji jakie uzyskałem w serwisie wynika iż mam uszkodzony joystick, a nowy kosztuje 2500 zł bo wózek już nie jest na gwarancji.

Myślicie, że to koniec mojego pecha w dniu wczorajszym? Nie, to nie wszystko. Jeszcze przestał mi działać telefon komórkowy, tzn. działa ale nie do końca ponieważ są problemy z ekranem dotykowym. Muszę to sprawdzić ale mam nadzieję, że telefon jest jeszcze na gwarancji.

To wszystko z wczoraj. Dziś na razie spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)