Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 12 kwietnia 2015

Weekend

W sobotę byłem na spotkaniu u Małgosi w fundacji. Spotkanie było o 13 więc nie musiałem się śpieszyć. Myślałem, że skoro nie muszę wychodzić "o świcie" to uda mi się dojść do ładu i składu z nogami. Niestety ale większą część drogi musiałem się zatrzymywać na wózku bo co chwilę moje nogi na podnóżkach łapały atak padaczki:-) W fundacji spotkałem tam samych zdrowych ludzi, tak jak ja:-) 

Wyszedłem ze spotkania koło godziny 15. Trochę zwiedzałem Kraków. Byłem koło Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. Zadziwiające jest to, jak Kraków się zmienia. Załatwiłem swoje sprawy. Pokręciłem się po mieście, kupiłem los na 40 milionów i wróciłem do domu koło 18.
Miałem zaproszenie na imprezę urodzinową przy piwku do Osady 2000. To taki pub i grill w jednym. Nie skorzystałem z zaproszenia bo mimo, że to fajna miejscówka na świeżym powietrzu to mają toaletę w TOI TOI'u. Nie spotkałem dostosowanego TOI TOI'a do potrzeb osób niepełnosprawnych:-) Nie chcę się oczywiście zachowywać jak w przysłowiu, że złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek (u) spódnicy. To nie wina.... świata. Gdybym tam przyszedł wypił jedno, dwa piwa to bym się w kibelku skompromitował lekko rzec ujmując.

Z tym grill barem mam bardzo miłe wspomnienia. Znajduje się on na samym końcu krakowskich błoń. Bywałem w nim prawie codziennie jak tylko była ładna pogoda. Gdy jeszcze jeździłem na rowerze, nawet po diagnozie to gdy po pracy jechaliśmy na rower to wieczorem w drodze powrotnej jechaliśmy na piwo do Osady 2000. Zdarzało się też, że piwo było przed rowerem i po przejażdżce:-) Jeśli już piliśmy piwo przed to co najwyżej jedno bo po piwie nie było mocy w nogach. Na ten brak poweru zwracali również uwagę moi towarzysze. Myślałem, że skoro jadę do pracy i z pracy na rowerze, że weekendy również spędzałem na rowerze to SM mi nie straszny. Myślałem... a jak się skończyło to widać. Brakuje mi tego bo kochałem rower.

W w niedzielę mimo ładnej pogody zdecydowałem się nie wychodzić z domu nigdzie. Szczerze mówiąc to nie bawi mnie łażenie dla samego łażenia. Leniuchuję dziś w domu przed telewizorem:-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)