Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

wtorek, 1 listopada 2011

Halloweenowy nastrój

Ostatnio się przeziębiłem. Coś mnie kaszle. Całe święta siedzę w domu mimo pięknej pogody. Nie chce mi się nigdzie łazić, a i może uda mi się wykurować bo gorzej chodzę, jestem słabszy. Teraz jestem już prawie zdrowy ale i tak nogi jeszcze gorzej przestawiam.
O szansach na takie chodzenie jakie prezentowałem na filmie WOW, ale wypas:) to już nie mam co marzyć.

Dzisiaj śniło mi się, że w związku z kaszlem znaleźli mi lekarze raka płuc. Wiecie co poczułem? Ulgę, spokój, szczęście że to już nie potrwa długo.


Tyle aby załatwić swoje sprawy.

6 komentarzy:

  1. Witaj Wojtek śledzę Twoje życie od paru miesięcy.Ten nastrój jest do Ciebie nie podobny.W Tobie widziałam wielką siłę do działania a nie poddanie się.Jeżeli masz taki zapał do ćwiczeń i chęci wychodzenia z domu to wiem,że dasz radę.Ja ćwiczę systematycznie ale do pół godz.dziennie i z domu nie wychodzę bo mi się nie chce i nie mam gdzie.Zresztą z 2 piętra nie jest łatwo.Wolę siedzieć w domu.Wychodzę tylko na balkon jak jest pogoda.Musimy mieć nadzieję,że szybko znajdą odpowiedni lek dla nas bo narazie jest tylko mitoxantron.Dla postaci rzutowych mają wybór większy a my nie.Oby był ten lek!Właściwe nastawienie też pomaga ale nie wolno się poddawać.W przeziębieniu człowiek bardzo słabnie też tak miałam.Nie mogłam stanąć na nogi i zrobić kroku nawet opierając się o ścianę.Głowa do góry !

    OdpowiedzUsuń
  2. Chęci do ćwiczeń nie mam. Po prostu jeszcze tego nie rzuciłem ale przydała by się jakaś zachęta. Nie jeden dzień, że zacząłem "łazić" tylko może jakiś constans aby mi nie odbierało tego co tak ciężko wypracowałem. Ola widzi, że pracuje, że ćwiczę. Dzisiaj mówię do niej - ratuj mnie, jestem coraz słabszy. Ona na to: wiem, wiesz jak jest. Co miała powiedzieć? Że będzie lepiej? Cholera, kiedy? Czy tak wiele od życia wymagam? Przeorganizowałem i podporządkowałem cały dzień rehabilitacji. Mam piłkę, berety, materac do ćwiczeń, zamocowałem drabinkę gimnastyczną do ćwiczeń przy ścianie. Codziennie ćwiczę, nie odpuszczam, podzieliłem dzień na 4-5 części i ćwiczę po 30-40 min i po co? 27 grudnia pójdę na drugi mitoxantron i po szpitalu znów osłabnę. A skąd to wiem? Bo znam mój sm, on nigdy się nie poddawał. Musze widzieć efekty swojej pracy, a dzisiaj wygląda, że robię kawał dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty. Przepraszam, że smęcę ale ostatnio nie jest mi łatwo, a muszę dźwigać ten ciężar sam. Nie jestem ze skały.

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Cię. :)
    Twoje "ale czad!", "WOW, ale wypas!"...
    uwielbiam Twój entuzjazm i wolę walki, co nie oznacza, że jej od Ciebie oczekuję i że chwile słabości w Twoim wykonaniu w jakikolwiek sposób mnie rażą.
    nie choruję na sm, nie znam nikogo z sm nie-wirtualnie, a Ciebie "poznałam" dzięki koledze, który bardzo chciał zmotywować mnie do walki; innej, ale też o siebie.
    i własnie Twoją osobę podał mi za przykład. :)))

    ten kawał dobrej roboty, którą robisz to nie tylko ćwiczenia, ale też ten blog. I zdecydowanie ani jedno, ani drugie nie jest "nikomu nie potrzebne".

    życzę Ci dużo, dużo, dużo siły i mam nadzieję, że dziś myślisz już trochę inaczej i że z powrotem dostrzegłeś sens tego wszystkiego, mimo chwil zwątpienia.

    będę tutaj bardzo częstym gościem, jeśli nie masz nic przeciwko. :)

    a nie masz, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojtek ;
    a może po prostu "wyjdź" z domu bo zamykając się w 4 ścianach to nawet zdrowy łapie doła

    W czym jest problem w pomocy "wywiezenia Cię" na powietrze? Może i to się da zorganizować..

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chodzi o problem z "wyjściem". Nie chce mi się włóczyć bez celu i nie mieć, nie móc się cieszyć czymś z kimś. Mam dość jeżdżenia na rynek. Czuje się tam nie swojo, jakbym nie pasował do otoczenia.

    Jestem zmęczony chorobą, rehabilitacją, życiem. Brak mi celu, a ten który teraz wałkuję czyli rehabilitacja to dzięki temu jeszcze się trzymam ale nie wiem co będzie jak mnie sm znów dopadnie, oj nie wiem. Nic tak nie cieszy jak sukcesy, a porażka dołuje maksymalnie.

    Zapewniam, nie zrobię sobie krzywdy

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Wojtuś 10h (tak nazywałyśmy Cię z koleżanką, bo masz "fure" co jeździ 10km/h)
    Dopada nas zwątpienie bardzo często, po co, w jakim celu? Ale gramy, cale życie to jedna wielka gra aktorska. Powiem Ci, że ucieszyłam się jak gdzieś napisaleś, że masz sm w du...Pomyślałam, że jesteś na dobrej drodze. Bo ja też mam to w głebokim poważaniu.Nic nie można zrobić, życie toczy się dalej, z nami czy bez nas, ono zawsze będzie płynąć.
    Wiem, że sobie poradzisz (bo nie masz innego wyjscia).Trzymam kciuki za Ciebie, bardzo Cię lubie.Rozmawialiśmy w Dąbku o Twoim blogu, a teraz cisza...Poczekamy na Ciebie, widze z wpisow, że masz duże grono sympatyków. Wojtuś warto pisać, warto dzielic się z innymi ludzmi. Dobrze, miło (nie wiem jakiego uzyc slowa)wiedziec, że nie jesteśmy sami, bo tyle osob wychodzi nam na przeciw.

    Całuski i do następnego przeczytania.

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)