Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 26 listopada 2012

Jest OK

Weekend był bardzo wyczekiwany przeze mnie. Musiałem już odpocząć. Byłem już zmęczony całym tygodniem. W piątek wróciłem do pokoju chyba koło północy.

W sobotę nie zdążyłem na śniadanie na stołówkę. Wstałem przed godziną 9 a śniadanie wydają właśnie do godziny 9. Olałem śniadanie. Dobrze, że tu na ośrodku jest sklepik. Kupiłem sobie coś do jedzenia no i zamówiłem kawę. Od razu życie wyglądało lepiej.
Odpoczynek się przydaje ale w taki dzień to jest bardzo nudno. Były co prawda jakieś rozrywki ale raczej dla starszych pań więc wybaczcie ale się trochę nudziło. Doszło do tego, że ze znajomymi w pokoju rozwiązywaliśmy zbiorowo krzyżówki.
Dopiero wieczorem coś się zaczęło kręcić. Mamy tu naszą Katarzynę więc w sobotni wieczór była imprezka. Solenizantka miała wielką ochotę na alkohol ale tak się złożyło, że to jej najbardziej z nas i najszybciej zaszkodziło. Mimo to imprezka dalej się bez niej kręciła. No cóż, tak czasami bywa.

W niedzielę już udało mi się zjeść śniadanie, a potem znów nastała nuda. Znów robiliśmy to co w sobotę przed południem czyli nic nie licząc wypitych kaw i rozwiązywania krzyżówek. Do tego jeszcze ta pogoda. Odkąd tu jestem to był tylko jeden dzień ze słońcem, a tak to jest cały czas mglisto, wilgotno, chłodno i mrocznie. Za oknem scenerie mam jak z jakiegoś horroru. Wieczorem zamiast kolacji zamówiliśmy sobie pizze z Mławy. Moja była tak duża, że nie zjadłem jej. Przesadziłem trochę. Gdybym miał ją zjeść to powinienem nie jeść już od obiadu. Na koniec dnia znów spotkaliśmy się wieczorem ale rozeszliśmy się grzecznie do pokoi koło 22.

Dzisiaj za to obudziłem się sam przed 7. Wypoczęty i wyspany. Umyłem się, zjadłem i poszedłem do Jacka na rehabilitację. Dziś z nim miałem fajne ćwiczenia. To były takie albo w tym samym stylu co z Olą. Styrałem się ale nie byłem zmęczony. To było aktywne ale fajne 30 minut ćwiczeń. Potem wpadłem w całą resztę ćwiczeń. Nie wiem co było tego przyczyną, że to był taki fajny dzień ale może to słoneczko za oknem? Jakoś się inaczej ćwiczyło gdy musiałem marszczyć oczy bo słońce mnie raziło albo gdy pływałem, a woda mieniła się złotymi blaskami słońca.

Wieczorem pewnie znów zbiórka u Maćka, blablabla, czasami trzeba przepłukać gardło a potem trzeba wracać grzecznie spać bo jutro znów zestaw ćwiczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)