Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

wtorek, 6 listopada 2012

Najgorzej jest zacząć

To już prawie miesiąc od ostatniego wpisu? Jak ten czas leci. Nie to, że nic się nie działo bo się działo ale nie starczało czasu na zrobienie wpisu. Jeden dzień odpuszczasz to potem ciężko pisać w czasie przeszłym.
Na początku opiszę nie odległy czas przeszły czyli ostatnią sobotę. Miałem jechać na godz. 11 do Małgosi, do fundacji Helpful Hand na cykliczne spotkanie ale miałem obsuwę. Musiałem, a właściwie powinienem i chciałem jechać do szpitala odwiedzić chorą osobę. Myślałem, że nie uda mi się dojechać na spotkanie ale byłem u nich po 12.

Małgosia poruszyła sprawę zmian w zarządzie krakowskiego oddziału PTSR i jakoś tak dziwnie patrzyła na mnie gdy to mówiła. Już czułem pismo nosem. Inni też jakoś tak na mnie patrzyli. No i wyszło szydło z worka. Chcą mnie wybrać na członka zarządu krakowskiego PTSR. Nawet nie jestem zwykłym członkiem czegokolwiek. Nigdy nie miałem ambicji do zajmowania jakiś stanowisk i raczej wolałem pozostawać w cieniu ale się zgodziłem. Już wypełniłem i opłaciłem składkę na członka zwyczajnego PTSR. Jeszcze sprawa nie jest przesądzona bo głosować nad moją kandydaturą mają podczas mojej nieobecności bo w niedzielę jadę do Dąbka na rehabilitację. A może znajdzie się ktoś lepszy? Jakoś się tym nie przejmuję. Będzie jak będzie. Może uda mi się uczestniczyć w czymś fajnym i potrzebnym. No cóż, pożyjemy zobaczymy.

Wieczorem w sobotę była u mnie Ola i Iwona. Ot tak na ploty i odstresować się. Odstresowaliśmy się przy grzanym winku a i Iwona przyniosła swoje winko made in robiony:) Nie wypiłem tego dużo ale spało mi się w nocy beznadziejnie. Miałem taka spastykę w nogach, że nie mogłem się nawet przewrócić na drugi bok. Budziłem się w nocy by zażyć Sirdalud ale to nie wiele pomogło. Musiałem zrobić ukłon po japońsku i się naciągnąć. Dziwna pora na ćwiczenia. Dobrze, że jeszcze moglem to zrobić, a co będzie później?

Mimo, że niedziela była ładna to nie chciało mi się nigdzie iść. Chyba przez poprzednią nieprzespaną noc. Wieczorem była u mnie Ola na rehabilitację i mnie ponaciągała.

A teraz czas teraźniejszy. Od wczoraj mam strasznego lenia. Wczoraj jeszcze coś poćwiczyłem ale dziś to jak w wierszyku Jana Brzechwy:
"Na tapczanie siedzi leń,
Nic nie robi cały dzień..."
Jak mi się nie uda rano poćwiczyć to potem jakoś tak cały dzień mi przez palce przecieka z ćwiczeniami. Muszę się jutro zmobilizować. Najgorzej jest zacząć bo potem już jakoś idzie. Tak samo jak z blogiem:) Potrzeba wiele samodyscypliny, a z tym różnie u mnie bywa. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)