Kilka dni minęło ale nie miałem czasu, siły by coś napisać z sensem. W czwartek była oficjalna impreza pożegnalna dla tych co będą opuszczali Dąbek w weekend. Na takiej imprezie jak zwykle jest odrobinka alkoholu. Wypiłem dwa kubeczki Kadarki, a po imprezie pojechaliśmy do kumpla w celu kontynuacji degustacji. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy jak to jest na takich imprezach. Wypiłem jeszcze trzy drinki i pojechałem na chwilę do siebie do pokoju za potrzebą. Gdy już zapinałem rozporek to... ugięły się pode mną nogi i wylądowałem na parterze. To był knock out!
Hmmmm.... lekko byłem zwiotczały od tego Baclofenu w płynie więc nie miałem się siły podnieść. Dobrze, że drugi kumpel szedł i zaglądnął do mnie do pokoju i mi pomógł się pozbierać do kupy bo w innym przypadku musiałbym czekać na podłodze na odparowanie. W sumie nie było ze mną tak źle bo jak już mnie podnieśli to sam się rozebrałem i pościeliłem wyrko ale na podniesienie się z ziemi to sił było za mało albo C2H5OH
za dużo.:)
Rano nie miałem siły na nic. Nawet nie byłem na śniadaniu. Dopiero o 10 pojechałem do sklepiku po jakieś ciacho i kawę. Byłem później na ćwiczeniach ale plątałem się jak smród po gaciach. Marzyłem tylko o spaniu. Po obiedzie zdrzemnąłem się. Jak ja na to czekałem! Wieczorem miała znów być impreza z okazji urodzin Eli. Kupiliśmy dla niej z tej okazji kwiaty. Wypiłem tylko jedno piwko i już przed godz. 20 pożegnałem się i poszedłem spać. Zasypiałem na siedząco. Czułem się jak bym dostał jakiś środek nasenny.
Dopiero dzisiaj czuję się w miarę OK. Postanowiłem, że na obiad idę o chodziku. Nie będę swoich 4 liter ciągle woził na wózku. Nie wiem jak długo szedłem ale myślę, że mógłbym w prędkości poruszania konkurować z żółwiem. Na obiad dotarłem. Po obiedzie czekała mnie jeszcze wycieczka do pokoju. Wróciłem styrany ale dumny z siebie.
W planach mam, że i na kolację pójdę o chodziku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie miło gdy się przedstawisz:-)