Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zawsze pod górę

W piątek i w sobotę lekko poćwiczyłem. Przecież nie robiłem tego od dawna. Jakie to ćwiczenia robiłem? Ano takie jakie robiłem dawniej. Tym razem by oszczędzać siły i mierzyć je na zamiary to ćwiczyłem przy okazji wstania z łóżka gdy szedłem do łazienki lub WC. Takie przyjemne z pożytecznym.

Gdy wracam z w/w przybytków to staję przy drabinkach. Staram się stać na lekko ugiętych nogach przodem do drabinek. Jedną ręką trzymam się drabinki, a drugą staram się odwodzić po skosie do góry i za siebie. To takie ćwiczenia skrętne. By nie robić tego na jałowym biegu to rozciągam ręką taśmę gumową, która jest uwiązana do drabinki. Takich powtórzeń robię na jedną rękę 10. Zanim zajmę się drugą ręką to kręcę biodrami przy drabinkach. Taki taniec brzucha. Po 10 okrążeń w jedną i drugą stronę. Kręcenie biodrami to odpoczynek. Gdy już odpocznę to zabieram się za drugą rękę. Jak starczy siły to jeszcze staje przed drabinką i obie ręce podciągam do góry. Oczywiście z obciążeniem tzn. naciągam gumy do góry. Te ćwiczenia zajmują mi jakieś 5, może max. 7 minut i mam dość. Nie jestem wyrąbany ale wiem, że gdy poćwiczę jeszcze więcej to padnę. Nie chce przeginać pały więc się nie przemęczam. Łatwo obliczyć ile miałem tych ćwiczeń w sumie skoro w piątek i sobotę miałem po 3 tury.
Za to w niedzielę rano nie mogłem się podnieść. Nie mogłem zgiąć się do siedzenia i nie mogłem również się ubrać tzn. nie mogłem założyć spodni. Jakoś dziwnie moje nogi stały się cięższe od wczoraj. Wiecie czemu tak było? Bo mi wzrosła spastyka w nogach. By na nich stać muszą mieć cokolwiek siły, a moje ćwiczenia w staniu aktywowały prostowniki. To prostowniki mnie utrzymują w pionie. Normalny człowiek ma w równowadze siłę mięśniową między prostownikami a zginaczami. Powinienem ćwiczyć zginacze ale nie jestem w stanie w ogóle nic robić ze zginaczami.
To nie jest mi obcy efekt. Zawsze tak było. Tak było jak z Tomkiem ćwiczyłem, w Dąbku, z Olą itp. itd. Jakiekolwiek wzmacnianie moich nóg powoduje wzrost mojej spastyki. Może własnie jeszcze jako tako chodzę, sikam na stojąco i siadam przez to, że nie ćwiczyłem od roku? Już nie pamiętam ile na mnie osób w tej sprawie zjadło zęby. Hehehe... tragikomedia. Jak wzmacniać nogi? Echhhh.... szkoda gadać.

Gdy mieszkałem w Warszawie to do Katowic, do kliniki hematologii wysłałem mailem cała swoją dokumentacje medyczną wraz ze skierowaniem. Chciałem się poddać autologicznemu przeszczepowi komórek krwiotwórczych. Pisali o tym jakiś czas temu. Cieszyłem się z tego. Bardzo na to liczyłem bo jak widać nic już nie działa. Ostatnio zadzwoniłem do nich w tej sprawie i byli zachwyceni. Jestem pacjentem idealnym i bez szans na jakąkolwiek poprawę. Gadamy, gadamy, gadamy i nagle dochodzimy do pytania o rezonans.
Ku..a! Ja nie mogę mieć rezonansu bo mam poskładaną nogę przy pomocy stalowego gwoździa śródszpikowego. W 2009 roku złamałem nogę w domu. Fachowo to się nazywało "złamanie wieloodłamowe trzonu kości piszczelowej". Byłem już chory na SM i unieruchomienie nogi od kostki do uda to był by dramat. Udało się wówczas załatwić by mi nogi nie usztywniali gipsem tylko zespolili mi nogę "na drutach". Zrobili mi wówczas zamkniętą repozycję i wewnętrzną stabilizację złamania trzonu kości piszczelowej gwoździem śródszpikowym blokowym. Mogłem nogą ćwiczyć ale nie mogłem jej w ogóle obciążać przez 6 tygodni. Przez ten czas nie chodziłem i bardzo osłabłem. Gdy już złamanie się zrosło to powinienem iść do szpitala by wyciągnąć ten drut z nogi. Nie zdecydowałem się ponieważ musiał bym znów 6 tygodni nie obciążać nogi. W mojej sytuacji 6 tygodni przerwy to problem nie mówiąc o jakiejkolwiek samodzielności. Nie poszedłem wyjąć gwoździa bo bałem się, że w ogóle przestane być samodzielny. Później się okazało, że ten gwóźdź jest stalowy. Gdyby był tytanowy to nie było by problemu z rezonansem. Dziś by się przydało wyjąć ten żelazny złom z nogi ale tego nie zrobię z tych samych powodów co wyżej.

Reasumując: nie będę mógł skorzystać z tej procedury. Przecież nikt nie wyłoży kupę kasy na eksperyment naukowy bez możliwości weryfikacji efektów. Oni takich zdesperowanych jak ja mają na pęczki. Znajdą innego delikwenta.

Amen! Idę do WC i może coś poćwiczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)