Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Trochę głośno myślę

Dzisiaj wstałem rano jakiś nadzwyczaj rześki. W ogóle w bardzo dobrej formie fizycznej. Psychicznie też jest ze mną ok. To że mam nudne życie, że nie mogę robić tego co chcę to jest przykre ale mnie to od dawna już nie dołuje. Nie akceptuję tego i nigdy tego nie zaakceptuję lecz nie zamierzam kopać się z koniem i mówić, że szambo jest perfumerią cytując klasyka. Skoro nie mogę być spontaniczny, jestem zależny i ograniczony swoją fizycznością to jest do dupy. To wegetacja. Tak to nazywam.
Oczywiście, że są ode mnie ludzie jeszcze bardziej chorzy, jeszcze bardziej zależni, a mimo to żyją i być może nawet są szczęśliwi ale ja mówię, że oni jeszcze bardziej niż ja wegetują. Spoko, spoko, pędzę i do was ze swoją sprawnością. Niedługo razem będziemy wegetować wg mojej nomenklatury. Nie będę szczęśliwy ale nie będę w depresji tylko gdzieś po środku.
Może ja inaczej odbieram szczęście? Są ludzie dla których jest ważne by robić karierę, mieć wypasiony samochód, piękny dom, 2-3 razy w roku fajne wakacje, pozycję wśród znajomych itp. itd. Mnie nigdy za życia czyli wtedy gdy byłem zdrowy na tym nie zależało. Można powiedzieć, że byłem bez ambicji ale bardzo ceniłem sobie niezależność. Dzisiaj jestem jak listek na wietrze. Oboje mamy gówno do gadania ws. tego dokąd zmierzamy:) Ot to takie moje przemyślenia. Mówię o tym głośno.

Jak już wstałem rano to siadłem na wózek elektryczny i pojechałem załatwić potrzebę, a przy okazji w jednym przebiegu do łazienki. Już przestałem się kopać z koniem i nie tyrpię przy chodziku do łazienki bo jak z niej wracam to jestem wyrąbany na maksa. Teraz jadę na wózku. Robię co mam do zrobienia, a w drodze powrotnej parkuję wózek przy drabince, robię przysiady i kręcę dupką jak w hula hop. Jak mam dość to idę na pryczę.

O 17 przyszedł Marcin na rehabilitację. Dobrze mi się dziś z nim ćwiczyło. Chyba dlatego, że od rana trzymała mnie dobra forma. Mnie takie skoki formy nie cieszą, bo to są co najwyżej jednodniowe wyskoki. Chciało by się powiedzieć, że to dzięki rehabilitacji ale naprawdę nie jestem pesymistą. Znam swój SM, więc jutro będę w formie niedzielnej - zakład?

Po rehabilitacji prycza, odpoczynek, późny obiad, Jack Daniels i fajrant :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)