Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 4 maja 2014

U Sławki i Grażyny w Ostoi.

Na rehabilitację z Warszawy do Centrum "Ostoja" na Woli Batorskiej pod Krakowem przyjechała Sławka i Grażyna. One są jak papużki nierozłączki. W tym nierozerwalnym stanie poznałem je w Dąbku kilka lat temu podczas rehabilitacji. Od tamtego czasu spotykaliśmy się od czasu do czasu kiedy nasze turnusy zachodzą. Sławka i Grażyna to mega rozrywkowe dziewczyny. Takich drugich ze świecą szukać. Miałem do nich jechać w sobotę ale pogoda  była tragiczna. Zimno, wilgotno, wietrznie. Jednym słowem tragedia ale dziś już było znacznie lepiej.

Zerwałem się przed 8. Jak na mnie to bardzo wcześnie. Myślałem, że znów mnie będzie krew zalewać przy myciu się i ubieraniu, a tu niespodzianka. Poszło rachu ciachu.
Pod domem wsiadłem w autobus i jadę pod Hutę im. T. Sendzimira, a tam przesiadam się w linię podmiejską 211 i "pędzę" dalej. Z linią 211 jest jeden drobny problem. Ona kursuje raz na 4 godziny. Z pod Huty wyruszyłem o 11:25, a w Ostoi byłem tuż po godzinie 12.
Szybko je zlokalizowałem i pojechaliśmy na taras, a tam zaskoczenie. Okazało się, że w Ostoi jest też Marek. Marka też nie widziałem od lat. Jego również poznałem w Dąbku. Marek mieszka gdzieś nad morzem. W życiu bym się go nie spodziewał pod Krakowem.

Byłą piękna pogoda więc siedzieliśmy na tarasie. Zrobiono nam też wspólne zdjęcia ale coś się przestawiło w telefonie i są takie jak ta poniżej czyli beznadziejne. Bardzo chciałem pokazać te oczojebne, żółte okulary Sławki. Ona w nich wygląda zajefajnie.

Od lewej: Grażyna, ja, Marek (w tle za mną), Sławka w żółtych okularach i Sławek.
Posiedział bym z nimi jeszcze ale autobus powrotny był o 15:46, a następny o 20:46. Propozycja zostania jeszcze była kusząca ale nie chciałem wracać w nocy. Wypad do Ostoi to dla mnie wyprawa. 35 km x 2.

Pobyt na świeżym powietrzu dobrze mi zrobił no i miło było zobaczyć dziewczyny. Być może uda nam się jeszcze spotkać w przyszłym tygodniu przed ich powrotem do stolicy.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Usunąłem komentarze na prośbę. To pierwszy i ostatni taki przypadek.

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)