Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 16 grudnia 2010

Co z tym entuzjazmem?

Nie wiem jak to jest ale młodzi ludzie mają zapał, wiarę, a potem życie brutalnie wciska ich i równa do szeregu. Człowiek jak jest młody to myśli, że Pana Boga za nogi złapał.
Sam kiedyś miałem wielkie plany. Dobre studia, praca, wspaniała dziewczyna ze wszystkimi przymiotami zwłaszcza erotycznymi. Generalnie pełna sielanka miała być. Prawda jest taka, że teraz ludzie gonią za pieniędzmi. Owszem, pieniądze to ważna rzecz, zdecydowanie ułatwiają życie ale…? No właśnie, czy to ich czyni szczęśliwymi? Czasami mam wątpliwości. Co się stało z ich młodzieńczością?
Co się stało z moja?

Zanim zachorowałem miałem pieniądze. Generalnie totalnie bezstresowe życie. Poznałem dziewczynę, która została później moją żoną. Wcale nie była jak z żurnala ale ją kochałem – przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. Życie wiele spraw zweryfikowało. Zostałem wyrównany do szeregu. Ojej, nie czuję się ze względu na rozwód specjalnie poszkodowany. Ludziom zdrowym nie wychodzą związki więc to chyba nic wyjątkowego.

Życie mnie skierowało na boczny tor. Nie każdy jest jak Jaś albo teraz Jan Mela. Nie chcę powiedzieć, że jestem jakąś niedorajdą życiową ale nigdy nie umiałem walczyć o swoje albo rozpychać się łokciami. Tak było, jak byłem zdrów i tak jest teraz. Może dlatego, że kasa, samochód, powodzenie u kobiet nie było szczytem moich marzeń. Chciałem być szczęśliwy.

Z takich normalnych planów, marzeń, chciałem jechać do Pragi i do Indii odwiedzić Taj Mahal.


Jakoś tak zeszło, nie było z kim jechać do Pragi. Ciągle odkładałem na później, a potem przyszło BUM albo raczej SM. Przecież mogłem wsiąść sam do autokaru albo pociągu. Na Indie też miałbym kasę. Zawsze chciałem obejrzeć ten pałac. Ta chęć zrodziła się gdy usłyszałem historię – legendę o jego powstaniu. Duży chłopiec, a wierzy w takie bajki:).

Dzisiaj jest tak, że czasami nie wypada już marzyć. Wszystkie te marzenia materialne i nie materialne zdają się być tak odległe i nie osiągalne.

Może właśnie dlatego, że przestałem bujać w obłokach i staram się widzieć ludzi, dostrzegać ich, nie koncentrować się na sobie to jestem teraz taki jak jestem. To nie choroba mnie zmieniła chodź może przyśpieszyła pewne sprawy.

Dzisiaj robię sobie wolne od rehabilitacji. Co prawda wpadł do mnie Tomek, usiadł na piłce i jakoś tak mnie skusiło, że go zgoniłem i sam się bujałem na piłce. To nie trwało długo więc to się nie liczy.

2 komentarze:

  1. Oj Wojtek,Wojtek...marudzisz trochę.Jasne ,że łatwo nie masz,ale nie ma co marudzić.Młody jesteś,przystojny,niegłupi.Mało?Nie marudzić mi tu,ćwiczyć!!!monika

    OdpowiedzUsuń
  2. więc gramy w szachy tak wirtualnie? pozwolisz że zacznę ,ok? e2-e4.

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)