Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 27 września 2010

Poszerzanie targetu parafi:)

Co za dzień. Jestem jakiś taki strasznie zmulony. Spać mi się chce i ziewam naokrągło. Idzie jesień i niestety takich depresyjnych dni będzie coraz więcej. Trzeba to będzie jakoś przetrzymać do wiosny.

Chciałem na chwilkę wrócić do dnia wczorajszego.
W niedzielę wybrałem się do kościoła z kilkoma innymi SM-owcami. W kościele jest zamontowany podjazd dla osób niepełnosprawnych na wózkach. Po mszy powiedziałem, że trzeba zaprosić do nas księdza bo przecież są też inni którzy może chcieliby skorzystać z posługi duszpasterskiej, a nie mogą. W ten sposób zostałem oddelegowany do załatwienia tej sprawy. Pojechaliśmy z Grześkiem – tak, tym sam co gada przez sen w nocy do księdza proboszcza. Zaprosiliśmy go i przyjdzie do nas we wtorek, na razie na rekonesans. W rozmowie z proboszczem odniosłem wrażenie, że ksiądz się krepował przyjść do naszego ośrodka. Słuchając dalej wypowiedzi proboszcza okazało się, iż kiedyś się już umawiali w tej sprawie z prezesem Fundacji na spotkanie. Niestety ale to spotkanie zostało odwołane, a do ponownego nie doszło i kapłanowi było głupio tak się niejako „wpraszać” do ośrodka. Powiedziałem księdzu by się prezesem nie przejmował bo ja to załatwię i ma od nas zaproszenie. Przecież nie idzie z wizytą duszpasterską do prezesa tylko do swoich owieczek które są chore i nie mogą przyjść do kościoła.

Dzisiaj rozmawiałem z prezesem w tej sprawie. Rozmowa się rozpoczęła dziwnie ponieważ on chce by chorzy jeździli do kościoła. Kościół nie jest daleko, jakieś 200-300 metrów. Odleglość niewielka ale dla zdrowego człowieka. Mówię, że przecież nie każdy jest w stanie do kościoła dojść albo dojechać samodzielnie, a jeśli jest na wózku i ma zbyt słabe ręce to musi prosić kogoś o pomoc. Pan Prezes powiedział, że trzeba będzie skorzystać z wolontariatu i prosić te osoby by przywoziły chorych do kościoła. Odniosłem wtedy wrażenie, że włodarz Fundacji i tego ośrodka jest przeciwny aby ksiądz przychodził do nas.
Dziwne bo przecież parafia uczestniczyła w poświęceniu budynku i można się spodziewać, iż jest to początek dobrej współpracy miedzy parafia i naszym ośrodkiem, a tu tymczasem takie problemy, wydawać by się mogły wręcz nie do rozwiązania.
Prezes powiedział, że chciałby włączyć w działalność wolontariatu w naszym ośrodku młodzież z tutejszego gimnazjum. On absolutnie nie ma nic przeciwko, by ksiądz przychodził do ośrodka tylko chciałby aby młodzież aktywnie uczestniczyła w pomocy osobom niepełnosprawnym. To jest wręcz szatański pomysł – to określenie na jego genialność, chodź nie pasuje do sprawy o której piszę.

Wszystko się udało załatwić i będzie do ośrodka przychodził ksiądz – jak często tego nie wiem ale na pewno tyle razy ile będzie potrzebny. Dobrze się z tym czuję.

Mówiąc językiem biznesowym to poszerzyliśmy z Grześkiem target parafii:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)