Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 13 września 2010

Retrospekcja.

Kurcze, nie chcą mnie w jednym szpitalu na rehabilitacji w Ustroniu ale polecają mi inny. Sanatorium i Szpital Uzdrowiskowy "Równica" ponoć ma być dla mnie odpowiedni. Mam nadzieje, że tak będzie ale pożyjemy, zobaczymy. Mnie jest wszystko jedno, gdzie mnie wsadzą byle by była dla mnie dobra rehabilitacja.

W 2006 roku byłem w Ustroniu na urlopie z przyszła żoną Izą, jej córką i przyjaciółmi. Bardzo dobrze wspominam ten czas i ten wyjazd. To był mój pierwszy pobyt na urlopie od lat i w dodatku tuż przed ślubem.
Pojechałem tam pociągiem z Krakowa do Katowic a potem z Katowic do Ustronia. Nasza kolej jest zaskakująca. Na niektórych odcinkach miedzy Katowicami a Ustroniem pociąg jechał wolniej niż ja - kuternoga mogłem iść. Było to iście żółwie tempo ale miało swój urok. Na miejscu na stacji w Ustroniu czekali na nas moi przyjaciele Tuta ze z żoną i małym niejadkiem Kubą. Kuba miał wówczas jakieś 3,5 – 4 lata. Jak tylko wchodziliśmy na obiad to on już był pojedzony. Oj, straszny niejadek!

Pamiętam Leśny Park, na którym się styrałem jak pies, wycieczkę na Równicę oraz knajpę Kolibę pod Czarcim Kopytem. Knajpa jest magiczna i klimatyczna. Mam to za sobą, ale wspaniałe miejsce na zaręczyny lub romantyczną kolację. Na Czantorii też było cool. Najbardziej mnie rajcował tor saneczkowy, który znajduje się na samej górze. Niezłe prędkości wykręcałem. Czasami miałem wrażenie, że wypadnę z toru:)
W ośrodku w którym spaliśmy przed oknami było wodne oczko, takie z szuwarami i rybkami. Którejś nocy, zaczęło coś kumkać za oknem a właściwie ryczeć. Ja mam mocny sen ale przyjaciele i inni pensjonariusze ośrodka mówili, że kumkanie było bardzo głośne i kłopotliwe w nocy. W stawiku znalazł sobie dom jakiś ropuch. Kumkał nawet w dzień ale jak tylko się podchodziło to nastawała cisza. To było zabawne. W końcu administrator osuszył to bajorko i znalazł winowajcę zakłócania ciszy nocnej. Żabci się nic nie stało, została wypuszczona w innym miejscu.

Pojadę do szpitala może… za rok albo dwa najwcześniej. Dziwnie będzie mi przejeżdżać przez miejsca z którymi mam takie miłe wspomnienia. Nie chodzi mi o byłą żonę tylko o wspomnienie tego jaki wówczas byłem jeszcze sprawny i samodzielny.

To będzie dziwna retrospekcja ale póki co mam jeszcze czas:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)