Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

środa, 15 grudnia 2010

Suma sumarum - było cool:)

Jakoś nie miałem dobrego dnia przynajmniej do godzin popołudniowych, zresztą pisałem o tym w poprzednim wpisie. Generalnie byłem zmęczony i nie wyspany.

Jeszcze w dodatku koło 11 przyszedł do mnie listonosz. Nie spałem ale on tak dzwoni, że umarłego może obudzić. Zerwałem się odruchowo na równe nogi – dosłownie sztywne, poczym mnie przeważyło i ze sztywnymi nogami wywinołem niezłego orła:). Listonosz za drzwiami drze się – nic się panu nie stało? Donośnym głosom odpowiadam, że zaraz się pozbieram i mu otworze drzwi. Udało się. Pocztę odebrałem i się podpisałem chodź wodziło mną jakbym wypił pół litra wódki. Nogi z tego „pośpiechu” i zdenerwowania już były zmęczone.

Popołudniu wpadłem na pomysł – odkurzę część mieszkania. Nie jestem pedantem ale ilość sierści jaka była w moim pokoju nawet mnie denerwowała. Wszystko to zasługa moich sierściuchów – kotów, sztuk 3. Odkurzanie to niezła rehabilitacja. Ciągle trzeba trzymać napięte mięśnie posturalne, a i nogi nie mają lekko. No i na koniec odkurzania złapały mnie przeprosty w nogach.

Chciałem coś temu zaradzić, więc z trudem dosiadłem rower stacjonarny. Ile mięsa poleciało pod adresem moich kikutów. Denerwowały mnie bo nie miałem nad nimi kontroli. Dobrze, że byłem sam i nikt tego nie musiał słuchać. Kilka pierwszych obrotów szło opornie ale po chwili to ja wygrywałem. Pokręciłem na rowerze, zrobiłem 1000 m. To sukces, nie spodziewałem się, że tyle uda mi się zrobić po wysiłku związanym z odkurzaniem. To taki mały surprise.
Jak wsiadałem na rower to miałem sztywne nogi, a jak z niego schodziłem to były wiotkie. Znów się denerwowałem bo nie mogłem przełożyć nogi by zejść z siodełka. Trochę się czułem jakby mnie ktoś nadział na pal. Sprawę nóg wziąłem na przeczekanie. Chwilkę posiedziałem na moim tronie, nogi odpoczęły i już było dużo łatwiej.

Zwaliłem swoje kości na łóżko by jeszcze poleniuchować. Był plan, by jeszcze spróbować poćwiczyć na piłce albo iść na schody ale mnie odwiedli od tego, a konkretnie Ola na GG.

Kąpiel to też niezła rehabilitacja. Zwłaszcza wchodzenie i wychodzenie z wanny. Posiedziałem, pomoczyłem się w wannie, relaksacyjnie gapiłem się w sufit i tak właśnie doszliśmy do momentu w którym robię ten wpis.

Jutro w planie zamierzam dzień zacząć od rowerku. Nie mam zamiaru pobijać rekordów bo muszę być ready na rehabilitację z Olą. Znów będzie wesoło. Ona przynosi ze sobą cudowną aurę. Kiedyś postaram się to opisać.
Ola zaproponowała mi Taping. Plastry te mogą być dla mnie pomocne poprzez stałe dostarczanie bodźców. Moja wyobraźnia tego na razie nie ogarnia. By można je było skutecznie przymocować to muszę ogolić nogi nad kolano! Nie jestem jakoś specjalnie przywiązany do mojego owłosienia na nogach ale jakoś tak nie przychodzi mi to z automatu. Myślę, że wkrótce je ogolę. O szczegółach będę informował!

Mimo złego początku dnia uważam, że dzięki końcówce dzień ten należy zaliczyć do udanych.
A teraz karaluchu pod poduchy:)

3 komentarze:

  1. Gratuluję zawziętości i tego, że nie poddajesz się chorobie! Golenie nóg to nie taka straszna sprawa :D choć mój mąż by mnie chyba zabił samym wzrokiem na samo wspomnienie o takiej możliwości :)
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalszą rehabilitację :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wojtas umiesz grać w szachy?
    pozrd Lechu

    OdpowiedzUsuń
  3. Umiem grac w szachy, a w zasadzie znam... zasady gry:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)