Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

wtorek, 19 lipca 2011

Wisła Kraków – Skonto Ryga

Jakoś ciągle nie mogę dotrzeć na basen. Ćwiczę codziennie, i na rowerze i te ćwiczenia które mam rozpisane przez Olę ale na basen dotrzeć nie mogę. Jak mam się mordować z zejściem po schodach, a potem wyjść z powrotem to mi się odniechciewa wszystkiego. Jak się doda jeszcze fakt, że mam się mordować po tych schodach w taki upał to wolę posiedzieć w domu.

Noga już prawie mi się wygoiła, a w przyszłości ponowny upadek nie powinien mieć już takich krwawych konsekwencji, ponieważ mój sąsiad naprawił mi próg do łazienki i uszkodzone (ubite) a ostre krawędzie zamaskował metalowo - mosiężnymi kątownikami. Na razie nie próbowałem extremalnych upadków. Miejmy nadzieję, że to więcej nie będzie miało miejsc aczkolwiek gdybym był taki pewny to pewnie nie pozwoliłbym na naprawę uszkodzeń w łazience.

Dzisiaj miałem zamiar iść na basen przed meczem eliminacji do Ligii Mistrzów, Wisła Kraków – Skonto Ryga ale nie wyrobię czasowo. Mecz zaczyna się o 20.30, a skoro tak to pomyślałem, że uda się pogodzić ze sobą i jedno i drugie. Niestety ale muszę przed meczem odebrać identyfikator. Niby nic ale nie lubię się spieszyć. Jak się zaczynam śpieszyć to odrazu wzrasta spastyka, a ja się zaczynam denerwować. Gdy się denerwuję to spastyka znów rośnie. Tak więc po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw stwierdzam, że basen dzisiaj odpuszczę.

A może złej baletnicy spódnica przeszkadza?

1 komentarz:

  1. W sierpniu 1989, podczas pobytu w Zakopanem udałam się z 9-letnim wówczas synem na Giewont. Towarzyszyła nam poznanianka, wdowa z dwojgiem nastoletnich dzieci. Szliśmy chyba najłatwiejszą trasą, przez Polanę Kondratową, ale dla ceprów nie ma łatwych podejść na Giewont - jak sądzę. Maszerowaliśmy dziarsko, bo zależało nam, żeby zdążyć do domu wczasowego na obiad. Zanim wspięliśmy się pod krzyż moja towarzyszka powiedziała mi, że choruje na stwardnienie rozsiane. Wtedy nie wiedziałam nawet, co to jest za choroba. Do dziś niewiele o niej wiem, poza tym, że jest podstępna i nie odpuszcza. Mam sąsiadkę z parteru, która też cierpi na SM. Sąsiadka wygląda normalnie (cokolwiek to znaczy) i nikt, kto nie wie, nie przypuszcza, że może być ciężko chora.
    Właściwie nie wiem, dlaczego o tym napisałam. Może Ty znajdziesz w tym komentarzu jakiś sens?

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)