Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Mineło 5 lat!

Może się wydawać jak czytasz mój blog, że mimo choroby jestem szczęśliwy. Nasuwa się pytanie jak on to robi? Czy to nowy wózek elektryczny sprawił, że jest taki szczęśliwy? A może to zasługa przyjaciół, rodziny i otoczenia? Może jest zakochany? Jak on to robi?

Nie jestem taki twardy na jakiego być może wyglądam. Zawsze jest kilka wyjść. Można się użalać na sobą, zadawać pytania w stylu dlaczego albo za co mnie to spotkało?
Miałem depresje przed diagnozą i po diagnozie. Widziałem śmierć, jak zabrała człowieka, który przyszedł do szpitala na własnych nogach w ciągu trzech tygodni. Patrzyłem na cierpienia innych ludzi, którzy byli ode mnie o wiele bardziej schorowani. To właśnie wówczas zdałem sobie sprawę, że powinienem docenić to co mam – nawet to, że jest to stwardnienie rozsiane, a nie coś gorszego. Dostałem swój krzyż.
W sprawie Krzyża nie jestem dobrym przykładem, chodź tak bardzo chcę wierzyć, że to wszystko to jakaś część większego planu, a ja jestem tylko malutkim trybikiem w maszynie o nazwie ŻYCIE.

Mogłem też tkwić w depresji, beznadziei i wszystkich tych okropnych rzeczach. Co by mi to dało? Nic! Z dnia na dzień bym szedł na dno. Byłem już wciągany przez beznadzieje. Uznałem, że nie chce tak dalej żyć, że tylko walką o swoją jakość życia mam szanse jeszcze coś zdziałać dla siebie i może dla kogoś innego. Ta zmiana to nie było coś takiego, że wstałem rano, przeciągnołęm się, podrapałem po… i stwierdziłem, że od dzisiaj zmieniam swoje życie. Jak pisałem wcześniej – miałem depresję. Poszedłem do lekarza neurologa i dostałem antydepresanty, a potem był wstrząs z powodu śmierci tego człowieka w szpitalu.

Każdy chce być w życiu szczęśliwy. Co to znaczy – być szczęśliwym? Hmmm… to chyba taki stan, w którym czujesz w głębi duszy spokój – równowagę. Że zamykasz oczy i możesz powiedzieć, że niczego więcej nie pragniesz, że to co masz teraz to wszystko czego potrzebujesz do życia. Chwilo trwaj wiecznie! Nie wiem, jak to osiągnąć, nie mam rady ale wiem, że trzeba próbować. Wątpliwym pocieszeniem jest to, że ludzie zdrowi, mający pozycję zawodową i finansową nie mogą znaleźć swojej nirwany a co dopiero ja czy Ty!

Ważną częścią tej nirwany jest by móc się z kimś cieszyć nią. Każdy człowiek chce być kochanym i kochać. To wspaniałe kiedy czujesz miłość drugiej, bliskiej Ci osoby. Kiedy ona też czuje, że jest kochana. Chciałbym móc się jeszcze kiedyś położyć koło takiej kobiety, poczuć jej zapach, dotykać ją, zamknąć oczy i móc powiedzieć – CHWILO TRWAJ! Nie mam nikogo takiego ale może kiedyś jak Bóg da…

Teraz muszę się zmagać z choroba i problemami bez bratniej duszy. Dobrze, że nie jestem zupełnie sam. Dziś mija 5 lat odkąd uzyskałem diagnozę, a ja już jestem na wózku. Nigdy nikogo nie zamierzałem oszukiwać, tym bardziej siebie. Jestem chodzącym realistą ale nie patrzę w przyszłość z optymizmem. Staram się nie myśleć o chorobie. Ja z moim stwardnieniem wypracowałem rodzaj pewnego porozumienia. Ja ignoruje SM a SM ignoruje mnie, chodź wszędzie chodzimy razem i trudno jest mi zapomnieć o swoim towarzyszu. To jest moja metoda na utrzymanie równowagi psychicznej.

Codziennie zastanawiam się jak dalej żyć, co przyniesie nowy dzień? Odpowiedzi mam wciąż o wiele mniej niż pytań.

Zaraz pójdę spać, zamknę oczy i będę wspominał te miłe chwile z przeszłości i marzył o tych wszystkich miłych rzeczach które chciałbym aby mnie spotkały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)