Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 29 września 2011

Szpital Rydygiera - PS, dzień piewszy

No i na koniec dnia przeszedłem z chodzikiem korytarz w dwie strony. Byłem mokry jak szczur, jeszcze bardziej niż po ostatnim sprzątaniu o którym pisałem kilka dni temu. Myślałem, że już na nic nie będę miał siły i ochoty ale odpocząłem i zabrałem się do ćwiczeń z gumą. Tak mi się dobrze ćwiczyło, że nie zorientowałem się iż minęło 50 minut. By nie przesadzać stwierdziłem, że berecik zostawię na jutro przed śniadaniem. Może się wyrobię i zdążę. Nie chciałem przeginać, zwłaszcza, że jeszcze miałem przed sobą prysznic w extremalnym brodziku.
I brodzik okazał się bardzo extremalny chodź nogi przełożyłem w zasadzie bez problemu.  No może prawa musiała iść na dwa razy ale poszła. To też jest jakiś plus mojej rehabilitacji. Przecież dawno już tak nóg nie unosiłem.
Sajgon był dopiero pod prysznicem. Dziurki od prysznica pozatykane od osadu z kamienia, tylko dosłownie kilka działa i leje w prawidłową stronę. Reszta wody pryska we wszystkie strony spod uszczelki. Nie wiadomo którą stroną przykładać prysznic do ciała by się namoczyć. Jak już się pomoczyłem to mydło musiałem trzymać cały czas w ręce. Nie było żadnej półeczki na której mógłbym postawić mydło, a gdybym je odłożył, czytaj rzucił w kont albo nie daj Boże by wypadło to bym go już tego wieczoru nie podniósł.
Mydło utrzymałem, nie uciekło, a i z prysznicem bardziej lub mniej zmuszony sobie poradziłem. Co prawda za kotarą i na suficie pełno wody przez ten wielokierunkowy prysznic ale co mam zrobić.
Pod prysznicem nie korzystałem z taborecika. Bez problemu się utrzymywałem. Czasami łapałem się ściany albo poręczy ale dla tego, że traciłem równowagę, a nie że musiałem się ratować przed zsunięciem się do parteru. W tym też dostrzegam postęp w rehabilitacji. Mam porównanie do prysznica z którego korzystałem podczas pobytu w Dąbku. Tam cały czas siedziałem pod prysznicem na siedzisku, a tylko od czasu do czasu wstawałem, a tu… proszę, jaka niespodzianka.

Będę podążał tą ścieżka rehabilitacji, a i może jutro zyskam jeszcze jednego sprzymierzeńca:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)