Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 25 września 2011

Zakręcony

Cały weekend jestem zakręcony. Właśnie wróciłem do domu ale po kolei. Piątek zaczął się standardowo. Rano samodzielna rehabilitacja, a po południu poszedłem na urodziny do Iwony. Iwona to rehabilitantka. Znamy się już dosyć długo, a pracowałem z nią w domu jak miałem kiedyś złamaną nogę. Bardzo miło wspominam z nią pracę.
Gdyby Ola się nie zgodziła teraz pracować ze mną to następna w kolejce była Iwona. Cała imprezka była w knajpie. Ludzi przyszło bardzo dużo i w zdecydowanej większości byli to jej znajomi ze studiów. Ja musiałem wracać do domu po północy bo ktoś mnie musiał z tym wózkiem wciągnąć po schodach. Nie byłem mocno pijany ale jednak byłem słaby. Jak już się rozbierałem i maiłem iść odcedzić kartofelki to nie zdążyłem rozpiąć rozporka i było… ciepło. Co zrobić, zdarza się. Normalnie nie mam problemów  z pęcherzem ale jak popije to muszę trochę bardziej być czujny. Jak widać alkohol mi te czujność zmniejszył. Dobrze, że to miało miejsce w domu, a nie na ulicy.

Rano wstałem… zmęczony ale nie na kacu. Za mało tego było, nie uzbierało się tyle aby mieć syndrom dnia poprzedniego. Pokręciłem się, nogi miałem bardzo fajne. Zjadłem, a potem wybrałem się w miasto. Nie będę opisywał gdzie byłem bo byłem w miejscach o których już pisałem wcześniej. Wprowadziłem małe urozmaicenie. Pojechałem na krakowskie błonia i wyłożyłem swoje kopyta na ławce do słoneczka. Nie było ani za gorąco ani za zimno – idealnie. No i jak ległem na ławeczce to usnęło mi się:) Kimałem z godzinkę. Wieczorem byłem umówiony z Tomkiem na basen. Pierwotnie plan był taki, że Tomek odbierze mnie z domu i pojedziemy pływać. Na błoniach było tak cool, że powiedziałem Tomkowi, że spotkamy się na basenie. Nie chce mi się wracać do domu. Na basenie byliśmy po 19. Nie byłem zadowolony ze swojej formy. Nie wiem dlaczego bo nie pamiętam ale nie było mnie w wodzie dość dawno. Musiałbym zerknąć na bloga aby sobie przypomnieć co się z tymi dniami stało. Dowodem że dawno nie byłem na  basenie może być to, że w niedzielę jak ubierałem kąpielówki to trochę śmierdziały. Nie wyjąłem ich po ostatnim basenie. Nie było wyboru, trzeba było ubrać te śmierdziele. Na szczęście jak zwykle przed basenem wziąłem  prysznic i kąpielówki też trochę przeprałem na sobie. W wodzie zmarzłem i w ogóle podczas pływania było mi zimno. Mnie się źle pływało, a Tomkowi na odwrót. Wróciliśmy po basenie do mnie. Pizza i jakiś film ale kino  było beznadziejne. Po całym dniu i poprzedniej nocy byłem już skonany. Mimo to jakoś dojechałem.
W niedzielę rano miała do mnie przyjść Ola na rehabilitację ale odwołałem spotkanie. Miała być ładna pogoda więc nie chciało mi się siedzieć w domu.

Rano dzień rozpocząłem od rehabilitacji. To co zwykle + berety. Berety na siedząco już opanowałem bo z nich już nie spadam ale na stojąco to hardcore. Nie wiem, kiedy i czy opanuje je w pozycji stojącej. Tak czy siak zamierzam dalej dosiadać tego rumaka. Może kiedyś się uda. Znów pojechałem o 11 w miasto. Nie będę opisywał gdzie byłem i co robiłem bo to by był bardzo długi wpis. W skrócie, spałem na ławeczce bo mi się spodobało. Byłem na basenie. Jeszcze tak długo nie siedziałem w wodzie bo miałem dopłatę. Po basenie byłem na stadionie Wisły na meczu. Wisła wygrała:) Potem trzeba było jeszcze jechać do domu. Tłok, korki, bo ludzie wyszli z meczu. Pojechałem wózkiem przez miasto. Zahaczyłem o galerie. Siusianie + lotto. Olać siusianie ale te 50 baniek:) W domu jestem tuż przed 20 i od razu na świeżo siadam do blogowania ale już koniec. Brzuch z plecami mi się skleja, a obok czeka i pachnie pyszne jedzonko.
Ola przychodzi jutro koło 9:30. Masakra dla mnie, moich nóg, dla niej bo będzie się siłowała ze mną i moimi nogami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)