Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 27 grudnia 2010

...i po świętach.

Święta, święta i już po świętach. Widać, że brak rehabilitacji i Oli dał mi się we znaki. Ćwiczyłem w domu, rozciągałem się i pedałowałem na rowerze ale to nie to samo. Można powiedzieć ze zgrzeszyłem lenistwem bo nie wiele robiłem w święta. Raczej gapiłem się w TV w której nic nie było.

Jeśli chodzi o same święta to były jedne z lepszych. Pojawiło się światełko w tunelu, że ten mój SM nie będzie góra, że rehabilitacja z Olą postawi mnie na nogi. Wiara jednego człowieka w drugiego daje mega POWER!

Ola będzie u mnie w środę i zaczynamy ostro ćwiczyć.

czwartek, 23 grudnia 2010

Odkurzanie z atrakcjami

Zabrałem się od rana za odkurzanie. Jeżdżę i jeżdżę tą rurą i nagle jak mną nie zakręci. Pamiętam Tomka jak mnie uczył jak powinienem upadać by nie zrobić sobie krzywdy. Podstawową zasadą w miarę bezpiecznego upadku jest upadek do przodu na ręce. Najgroźniejsze upadki to te, kiedy lecisz do tył.
Ja „wybrałem” tę bardziej hardcorową wersje. Ostro mnie ściągnęło do parteru. Na szczęście jeszcze przed przyziemieniem zdążyłem się lekko obrócić i asekurowałem się rękami. Najlepsze w tym jest to, że upadek musiał wyglądać groźnie, a ja nie wypuściłem z ręki rury od odkurzacza:)
W parterze od razu mnie spięło więc trzeba było trochę ochłonąć by się zebrać do pionu. Wstałem i dokończyłem odkurzanie bez dodatkowych atrakcji.

Potem zabrałem się za pedałowanie na rowerku. Nogi zmęczone po odkurzaniu ale jakoś się udało. Są teraz wiotkie ale jakieś rozgrzane. Nie zamierzam tylko na tym poprzestać ale o tym może później napiszę.

Wesołych Świąt!

Osobom chorym życzę by nie traciły nadziei, by nie zabrakło im wiary w siebie i swoje możliwości, a zdrowym życzę cierpliwości i wyrozumiałości dla nas chorych na SM. Wasze wsparcie jest dla nas bardzo ważne.

Wszystkim życzę zdrowych spokojnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Wszelkich łask i dobrodziejstw oraz spełnienia marzenia tych najskrytszych bo właśnie te są najpiękniejsze.

środa, 22 grudnia 2010

Rehabilitacyjna samoobsługa:)

Dzisiaj nie ćwiczyłem tak dużo jak normalnie z Olą. Wybrałem się na schody i jeździłem na rowerze, a zaraz zamierzam się porozciągać.

Schody dają niezły wycisk, dlatego na początek wyszedłem tylko na półpiętro. Myślę, że dałbym radę wyjść na piętro ale nie chciałem ryzykować. Może jutro, będzie lepiej. Prawa noga nawet szła do góry ale z lewą nie mogłem dojść do ładu.
Ciągnąłem ją, a i tak się nie chciała zgiąć w kolanie. Musiałem stosować technikę „zakosów” czyli totalna porażka.

Niestety ale nie udało mi się wybrać dzisiaj na basen. Tomek nie dał rady iść ze mną. Może jutro będzie okazja ale to też nic pewnego:) Basen nie ucieknie.
A teraz idę oglądać film pt. ”Otchłań” który leci na TV4 i naciągać się:)

Romantyczno - świąteczny nastrój.

Dzwoniłem dzisiaj do Dąbka z życzeniami świąteczno - noworocznymi. Bardzo miło było usłyszeć kilka osób, które są dla mnie bardzo ważne. Mam tu na myśli Małgosie – od niedawna została opiekunką. Jest mega rozrywkową osobą.
Robert i Ewa – ich małżeństwo jest jak bajka. Ewa, która wydaje się jakby wczoraj się zakochała, a przecież mają z Robertem już dwójkę dzieci. Muszę z Robertem pogadać o tym jak mężczyzna może tak uszczęśliwić kobietę – żonę:). Sylwek, Shakira - tak wielu jest tam ludzi którzy są... wyjątkowi. Chciałbym tam być teraz na święta.

Wczoraj obejrzałem film pt. "List w butelce". Jest tam modlitwa która mnie bardzo wzruszyła. To właśnie pasuje do Roberta i Ewy.
Do wszystkich statków na morzu...
i w portach.
Rodziny...
przyjaciół i obcych.
To wiadomość i modlitwa.
Podróże nauczyły mnie wielkiej prawdy.
Dane mi było to, czego wszyscy szukają...
a nieliczni znajdują.
Spotkać jedyną...
miłość mego życia.
Kogoś jak ja, z Outer Banks...
i z błękitnej tajemnicy Atlantyku.
Kogo bogactwem są proste skarby...
kto wszystko zawdzięcza tylko sobie.
Kto jest przystanią, moim domem.
Ani wiatr, ani kłopoty...
ani nawet śmierć nie zdołają go zniszczyć.
Modlę się, by każdy mógł zaznać takiej miłości...
i być przez nią uleczony.
Gdy tak się stanie, wszelkie winy będą wymazane...
i żale...
i skończy się wszelki gniew
O co cię proszę, Boże.
Amen.

A ja wciąż wieże, że to nie musi być bajka, że takie rzeczy się zdarzają, że dane mi będzie to, czego wszyscy szukają...

wtorek, 21 grudnia 2010

Idą święta

Poszedłem wczoraj spać, a właściwie usnąłem koło 2 w nocy. Gapiłem się w telewizor.
Dzisiaj Ola była u mnie po 9 rano, a ja byłem trochę zaspany. Na dzień dobry zostałem oklejony plastrami. Moje blade i łyse nogi, dzięki różowym plastrom nabrały „uroku”:). Teraz trzeba czekać na efekty Tapingu.

Za łatwo mi szło podnoszenie nogi, wiec został wprowadzony element utrudniający. Teraz jak podnoszę nogę, to mam zacząć od stopy. Polega to na tym, że najpierw mam zadrzeć do siebie stopę, a potem dopiero ciągnąć nogę do siebie. To niby takie proste ale sprawia mi duże problemy. Trzecie podciągnięcie o ile się uda jest… wykańczające.
Dzisiaj nie jestem zadowolony ze swojej rehabilitacji. Szło mi to jakoś topornie, jak po grudzie. Pewnie dlatego, że się nie wyspałem i byłem zmęczony. Postaram się po południu jeszcze powalczyć na rowerze albo na schodach. Schody chce wypróbować w ramach testów. Nie będę przynajmniej na razie pobijał żadnych rekordów.

Dzisiaj Ola była u mnie po raz ostatni przed świętami. To jest dziwne uczucie. Była prawie codziennie u mnie, rehabilitowała mnie, świetnie się bawiłem w jej towarzystwie, a teraz kilka dni nie będziemy się widzieć.
To tylko kilka dni, a mimo to będzie mi jej brakowało.

Jutro jest plan, że pojadę na basen w ramach rehabilitacji z Tomkiem. Będę paradował w moich łysych i różowych nogach:)

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Piękna Ola:)

Duże mam zaległości. Zaniedbałem się.
W piątek rehabilitacja z Olą. Wieczorem przyszedł Rafał, mój przyjaciel. Napiliśmy się winka i Desperado, a nóżki mi się zrobiły mięciutkie. Było bardzo fajnie. Miły koniec dnia:)

Gdyby nie rehabilitacja z Olą to zapewne weekend byłby nudny. Ona zawsze wprowadza w moje skromne życie cudowny dreszczyk emocji. To ciężko opisać. Przy niej czas leci za szybko, zapominam o tym że jestem chory.
Ola mi się bardzo podoba. Wiecie o czym mówię, niczego jej nie brakuje. Jej uroda jest nietuzinkowa. Co tu dużo mówić – Ola jest piękna. Ma również coś w sobie, coś magicznego, coś subtelnego. Jej sposób bycia jest jakiś... Tego nie da się opisać. Wydawało mi się, że takie kobiety nie istnieją. To dla mnie kompletne zaskoczenie!
Jak ćwiczymy z Olą to często patrzę na nią, w jej twarz i w oczy. Myślę, że w moich oczach widać wówczas… Ona wie, że mi się podoba. Bardzo często mam ochotę ją pocałować.
Nic co tu napisałem, nie będzie niespodzianką dla niej bo już jej to wszystko mówiłem:). Wciąż jesteśmy profesjonalistami.

Jeśli chodzi o moje postępy rehabilitacyjne, to zaczynam ruszać stopą i palcami. Ola mnie rozciągnęła tak, że mogę podnieść wyprostowaną nogę do kąta 90 stopni i tylko troszkę mnie ciągnie. Najwięcej widać postępów w czasie zwykłego dnia. Mogę przynieść szklankę herbaty, myję zęby, a w tym czasie mogę stać i gapić się w lustro. Ciężko te drobne rzeczy zliczyć bo jest ich już tak wiele.
Zaczynamy powoli wdrażać samodzielne stawianie pierwszych kroków. Na razie udało mi się zrobić jeden krok do przodu i ustałem. Potem padł rozkaz od Oli – krok do tył i… wylądowałem na łóżku. Nie zamierzam się poddawać. Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna!

Dzisiaj również ogoliłem nogi. Trochę się wahałem. Na początku trzeba było moją szczecinę skrócić maszynką elektryczną. Dopiero potem zabrałem się za „polerowanie” nóg. Dobra, trzy ostrzowa maszynka, krem do golenia i poszło jak po maśle. Pewnie tym stwierdzeniem wielu osobom się narażę ale golenie nóg to wg mnie łatwizna. Nie ma porównania do golenia zarostu na twarzy. Twarz to nie jest wielka, płaska przestrzeń. Są na niej co chwile jakieś zakręty, a męski zarost jest bez porównania twardszy i gęstszy niż na nogach. Wszystko jedno czy męskich czy damskich:).

W związku z tym, że teraz moje nogi, a właściwie ich część do kolan są piękne i gładkie to jutro Ola przymocuje mi plastry. To będzie bardzo interesujące:)

czwartek, 16 grudnia 2010

Co z tym entuzjazmem?

Nie wiem jak to jest ale młodzi ludzie mają zapał, wiarę, a potem życie brutalnie wciska ich i równa do szeregu. Człowiek jak jest młody to myśli, że Pana Boga za nogi złapał.
Sam kiedyś miałem wielkie plany. Dobre studia, praca, wspaniała dziewczyna ze wszystkimi przymiotami zwłaszcza erotycznymi. Generalnie pełna sielanka miała być. Prawda jest taka, że teraz ludzie gonią za pieniędzmi. Owszem, pieniądze to ważna rzecz, zdecydowanie ułatwiają życie ale…? No właśnie, czy to ich czyni szczęśliwymi? Czasami mam wątpliwości. Co się stało z ich młodzieńczością?
Co się stało z moja?

Zanim zachorowałem miałem pieniądze. Generalnie totalnie bezstresowe życie. Poznałem dziewczynę, która została później moją żoną. Wcale nie była jak z żurnala ale ją kochałem – przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. Życie wiele spraw zweryfikowało. Zostałem wyrównany do szeregu. Ojej, nie czuję się ze względu na rozwód specjalnie poszkodowany. Ludziom zdrowym nie wychodzą związki więc to chyba nic wyjątkowego.

Życie mnie skierowało na boczny tor. Nie każdy jest jak Jaś albo teraz Jan Mela. Nie chcę powiedzieć, że jestem jakąś niedorajdą życiową ale nigdy nie umiałem walczyć o swoje albo rozpychać się łokciami. Tak było, jak byłem zdrów i tak jest teraz. Może dlatego, że kasa, samochód, powodzenie u kobiet nie było szczytem moich marzeń. Chciałem być szczęśliwy.

Z takich normalnych planów, marzeń, chciałem jechać do Pragi i do Indii odwiedzić Taj Mahal.


Jakoś tak zeszło, nie było z kim jechać do Pragi. Ciągle odkładałem na później, a potem przyszło BUM albo raczej SM. Przecież mogłem wsiąść sam do autokaru albo pociągu. Na Indie też miałbym kasę. Zawsze chciałem obejrzeć ten pałac. Ta chęć zrodziła się gdy usłyszałem historię – legendę o jego powstaniu. Duży chłopiec, a wierzy w takie bajki:).

Dzisiaj jest tak, że czasami nie wypada już marzyć. Wszystkie te marzenia materialne i nie materialne zdają się być tak odległe i nie osiągalne.

Może właśnie dlatego, że przestałem bujać w obłokach i staram się widzieć ludzi, dostrzegać ich, nie koncentrować się na sobie to jestem teraz taki jak jestem. To nie choroba mnie zmieniła chodź może przyśpieszyła pewne sprawy.

Dzisiaj robię sobie wolne od rehabilitacji. Co prawda wpadł do mnie Tomek, usiadł na piłce i jakoś tak mnie skusiło, że go zgoniłem i sam się bujałem na piłce. To nie trwało długo więc to się nie liczy.

środa, 15 grudnia 2010

Raz tak, a raz siak

W sobotę miałem dupiany dzień, a dzisiaj miałem superowy. Nie wiem co było powodem samopoczucia w sobotę i również nie wiem czemu zawdzięczam szampański nastrój w dniu dzisiejszym.
Sam siebie zaskakuję. Rano rower, a popołudniu z Ola 3 godzinna rehabilitacja. Dzisiaj miałem naprawdę świetny humor. Już jak się obudziłem to wiedziałem, że chce mi się żyć, a potem było coraz lepiej.

Rano rowerek, prysznic dla szczęścia i czułem się jak młody bóg. Jak Ola przyszła to już byłam w szampańskim nastroju. Potem rehabilitacja i świetna zabawa z Olą.

Teraz już jestem zmęczony. Jutro nowy dzień.
Chciałbym aby był równie miły jak ten dzisiaj.

Suma sumarum - było cool:)

Jakoś nie miałem dobrego dnia przynajmniej do godzin popołudniowych, zresztą pisałem o tym w poprzednim wpisie. Generalnie byłem zmęczony i nie wyspany.

Jeszcze w dodatku koło 11 przyszedł do mnie listonosz. Nie spałem ale on tak dzwoni, że umarłego może obudzić. Zerwałem się odruchowo na równe nogi – dosłownie sztywne, poczym mnie przeważyło i ze sztywnymi nogami wywinołem niezłego orła:). Listonosz za drzwiami drze się – nic się panu nie stało? Donośnym głosom odpowiadam, że zaraz się pozbieram i mu otworze drzwi. Udało się. Pocztę odebrałem i się podpisałem chodź wodziło mną jakbym wypił pół litra wódki. Nogi z tego „pośpiechu” i zdenerwowania już były zmęczone.

Popołudniu wpadłem na pomysł – odkurzę część mieszkania. Nie jestem pedantem ale ilość sierści jaka była w moim pokoju nawet mnie denerwowała. Wszystko to zasługa moich sierściuchów – kotów, sztuk 3. Odkurzanie to niezła rehabilitacja. Ciągle trzeba trzymać napięte mięśnie posturalne, a i nogi nie mają lekko. No i na koniec odkurzania złapały mnie przeprosty w nogach.

Chciałem coś temu zaradzić, więc z trudem dosiadłem rower stacjonarny. Ile mięsa poleciało pod adresem moich kikutów. Denerwowały mnie bo nie miałem nad nimi kontroli. Dobrze, że byłem sam i nikt tego nie musiał słuchać. Kilka pierwszych obrotów szło opornie ale po chwili to ja wygrywałem. Pokręciłem na rowerze, zrobiłem 1000 m. To sukces, nie spodziewałem się, że tyle uda mi się zrobić po wysiłku związanym z odkurzaniem. To taki mały surprise.
Jak wsiadałem na rower to miałem sztywne nogi, a jak z niego schodziłem to były wiotkie. Znów się denerwowałem bo nie mogłem przełożyć nogi by zejść z siodełka. Trochę się czułem jakby mnie ktoś nadział na pal. Sprawę nóg wziąłem na przeczekanie. Chwilkę posiedziałem na moim tronie, nogi odpoczęły i już było dużo łatwiej.

Zwaliłem swoje kości na łóżko by jeszcze poleniuchować. Był plan, by jeszcze spróbować poćwiczyć na piłce albo iść na schody ale mnie odwiedli od tego, a konkretnie Ola na GG.

Kąpiel to też niezła rehabilitacja. Zwłaszcza wchodzenie i wychodzenie z wanny. Posiedziałem, pomoczyłem się w wannie, relaksacyjnie gapiłem się w sufit i tak właśnie doszliśmy do momentu w którym robię ten wpis.

Jutro w planie zamierzam dzień zacząć od rowerku. Nie mam zamiaru pobijać rekordów bo muszę być ready na rehabilitację z Olą. Znów będzie wesoło. Ona przynosi ze sobą cudowną aurę. Kiedyś postaram się to opisać.
Ola zaproponowała mi Taping. Plastry te mogą być dla mnie pomocne poprzez stałe dostarczanie bodźców. Moja wyobraźnia tego na razie nie ogarnia. By można je było skutecznie przymocować to muszę ogolić nogi nad kolano! Nie jestem jakoś specjalnie przywiązany do mojego owłosienia na nogach ale jakoś tak nie przychodzi mi to z automatu. Myślę, że wkrótce je ogolę. O szczegółach będę informował!

Mimo złego początku dnia uważam, że dzięki końcówce dzień ten należy zaliczyć do udanych.
A teraz karaluchu pod poduchy:)

wtorek, 14 grudnia 2010

Troche dziwne samopoczucie.

Poszedłem wczoraj późno spać a rano po 7 obudził mnie kurier z pytaniem o której mi może przynieść paczkę. Jestem jakiś skołowany dzisiaj, towarzyszy mi uczucie oszołomienia. Pewnie z powodu nie wyspania.
Dzisiaj rehabilitacji z Olą nie mam, ale dostałem zadanie domowy wiec muszę poćwiczyć.

Muszę legnąć na chwilkę bo oczy mam na zapałkach:) Postaram się później coś napisać.

sobota, 11 grudnia 2010

Dni, których nie znamy.

Już mi przeszło dołowanie. Wspomnienia, piękna rzecz. Nikt mi ich nie odbierze ale przyszłość czeka – życie czeka.
Wiem, czuję, że jest jeszcze dla mnie jakiś plan. Jak śpiewa Marek Grechuta
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy

Wszyscy znają tę piosenkę ale czy wsłuchiwali się w słowa?



Nic dodać, nic ująć:)

piątek, 10 grudnia 2010

Dupiany dzień

Nienawidzę takich dni jak ten. Od rana jakoś tak wpadłem w taki melancholijny nastrój, a w dodatku towarzyszy mi wewnętrzny niepokój. Który facet się do tego przyzna – tylko taki głupek jak ja. Śnieg sypie za oknem a mnie jeszcze dołuje. Człowiek jak ma taki nastrój to akurat wychwyci z otoczenia wszystko co ma podobne klimaty. Mnie akurat wpadła w radiu w ucho piosenka Jewel - Foolish games.
Utwór śliczny i oczywiście klimatyczny ale zdecydowanie bardziej mi się podoba jak go wykonywała Kasia Sochacka w programie Mam Talent.


Jeszcze jutro idę jako chrzestny na drugie urodziny mojej bratanicy. Już kiedyś odmówiłem mojemu bratu bycia chrzestnym dla jego pierwszego syna – Kamila. Kamil teraz ma 12 lat a ja po 10 latach dałem się namówić na bycie chrzestnym. Ja nawet nie pamiętam kiedy Ala ma urodziny! Mówiłem, że się nie nadaje do tego ale mnie namówili.

Już dzisiaj myślę jak tam dojdę. Wiadomo, że brat mnie podwiezie ale to chodzi o to, że trzeba zejść po schodach, dojść po śliskim chodniku do auta, przy okazji przedrzeć się przez sterty śniegu, a potem to samo - wyjść z auta, jakoś się przetransportować do klatki, potem parę schodów i można wreszcie odpocząć.
Prawda, jakie to proste? Szkoda, że nie dla mnie:(

Wkurza mnie to, że chciałbym się elegancko ubrać, odpastować buty na połysk, ubrać koszulę, stanąć przed lustrem i powiedzieć: niezła z ciebie dupa! Stanąć i wyprostować się już jest problemem, a o eleganckich butach nie wspomnę. W nich bym się zabił. Nie dość, że buty są na obcasie to jeszcze w taką pogodę pozostaje mi tylko jakieś obuwie na płaskiej podeszwie. W tych butach chyba do trumny mnie wstawią.

Ogólnie wszystko mam dzisiaj na nie. Pewnie, że inni mają gorzej ale też inni mają lepiej. Dziś jestem egoistą i interesuje mnie co jest u mnie i w nosie mam cały świat. Dobrze, że koty mnie jeszcze dzisiaj nie denerwują bo nie wiem co bym zrobił jakbym złapał. Pewnie bym je nie uderzył, ale na pewno przegonił. Echhh, koniec tego.

Przejdzie mi do jutra – ten model tak czasami ma!

Pedałowanie

Nie byłbym sobą gdybym się nie zmierzył ze swoim rowerem do rehabilitacji. Pomimo tego, że rano mam do dupy nogi to udało mi się przejechać 1000 m w dwóch ratach. Wiem, wiem – cienias jestem!
Jak na człowieka który jeszcze 5 lat temu na prawdziwym rowerze potrafił zrobić 100 km to ten wynik jest totalna porażką.

Gdy z końcem czerwca wróciłem z miesięcznego pobytu w Dąbku na rehabilitacji to wówczas udało mi się zrobić bez większych problemów 2000 m w dwóch turach. Uważam, że nie jest źle jak na początek i jestem optymistą.
Obawiam się bym nie przesadził, żebym nie przeholował, dlatego chyba dam sobie dzisiaj już spokój z rowerem chodź w tej chwili wydaje się, że mógłbym jeszcze pokręcić.

Myślę, że trzeba będzie później trochę luźniej poćwiczyć:)

czwartek, 9 grudnia 2010

Mały skrócik z dwóch dni

Najpierw zaległa relacja z dnia wczorajszego.
Oczywiście jego częścią będzie moja rehabilitacja. Wczoraj miałem gorszy dzień i dzięki bogu Ola miała nade mną litość.
Nie było źle ale nie byłem zadowolony z siebie. Już się przyzwyczaiłem do tego mojego SM, że raz są gorsze dni, a raz lepsze i ze świeczką należy szukać kogoś kto potrafi to ogarnąć rozumem.
Albo mój Sado-Maso jest tak wielkie czyt. wspaniały, albo mój rozum zbyt mały. Shit, jedno i drugie nie jest powodem do dumy:)

Tych którzy oczekiwali na kolejne wpisy dotyczące mojej rehabilitacji muszę rozczarować. W tym tygodniu jest już przerwa. Ola ma własne obowiązki, które jej uniemożliwiają w tym tygodniu współpracę ze mną. Troszkę się poobijam w stosunku do tego co było w zeszłym tygodniu:)

Za to dzisiaj pierwszy dzień mojego obijania, chodź – poszedłem dziś do drugiego pokoju i popatrzyłem na mój rower stacjonarny i… przeszło mi przez myśl aby go dosiąść. Ja już taki głupek jestem, że jak mi się trochę poprawi, to od razu wydaje mi się, że mogę góry przenosić. Jednak się rozmyśliłem ale rower znów pojawił się w kręgu moich możliwości – to przecież dobrze.

Ola mi pożyczyła książkę pt. Argov Sherry - Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Już drugi raz ją czytam i świetnie się przy niej bawię. To niby ksiażka dla kobiet ale ja jako facet czytam ją i nieźle się bawię. Dobrze, że to nie jest lektura w szkole średniej bo faceci mieli by przechlapane.

Ta książka mnie wprowadziła w dobry nastrój i przypomniała o tym jakie miłe jest flirtowanie:)

wtorek, 7 grudnia 2010

ReWalk by Argo - A Life Regained

Ale mega czad! Wyobrażacie to sobie?
Wstajesz i idziesz, tak po prostu. Może to nie jest to co Tygryski lubią najbardziej ale przecież nie odrazu Kraków zbudowali:)



Artykuł znalazłem na Interii. Tam również jest więcej informacji na temat tego wynalazku:)

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Weekend

Całkiem miły początek weekendu. W piątek wpadli przyjaciele do mnie wieczorem. Imprezka była totalnie spontaniczna, a pretekstem było oglądanie zdjęć Kubka z urlopu na Karaibach. Oczywiście, alkoholu nie zabrakło, nawet trochę zostało:) Oglądaliśmy fotki, i popijali drinki. Było cool.

W sobotę też było intensywnie. Przyszła Ola i się zabrała za mnie. Lubię z nią ćwiczyć bo czasami bierze mnie pod włos w stylu „jeszcze raz – dasz rade” no i trzeba wyciskać z siebie ostatnie poty.
To jest nie do opisania jak Ola się angażuje w moją rehabilitacje. Mnie czasami jest głupio, nie wiem co zrobić i jak się jej odwdzięczyć bo dziękuję to stanowczo za mało.

W sobotę rehabilitowała mnie 3 godziny. Można powiedzieć, że to dużo ale w międzyczasie jest dużo śmiechu. Jak odpoczywam i popatrzę na Olę, która siedzi wyprostowana – pierś do przodu to od razu rozumiem co mi chce powiedzieć. Czy chce czy nie – muszę się wyprostować.
Nie zgodziłbym się na taką długą rehabilitację gdybym się po niej źle czuł, a tu każdego dnia czuję się lepiej. Ola wyszła koło 19, a zaraz po 20 przyszedł do mnie brat ze swoim synem. Oglądnęliśmy Gladiatora i wypili piwko. Nie miałem okazji wypocząć ale też nie byłem zmęczony. Położyłem się spać koło 1 w nocy.
Nie wiem czy to ze zmęczenia czy dlatego, że rehabilitacja tak na mnie dobrze działa ale spałem jak dziecko. Ani razu mnie nie obudziła spastyka w nogach w nocy. Nie musiałem się obracać. Dawno nie spałem tak dobrze.

Myślicie że niedziela była wolna? Nie, w niedzielę Ola też przyszła. Dla mnie super, tylko mi trochę głupio. Przecież mogła odpoczywać, taki siarczysty mróz, a jej się chciało przyjechać do mnie. Ona jest niesamowita. Była po 15 a wyszła koło 19 – szok. Pod koniec poczułem już zmęczenie, zrobiłem się taki cieplutki. Byłem zmęczony fizycznie, ale też ogarnął mnie jak ja to mówię – spacz.
Spacz to takie potworne zmęczenie, potrafi przyjść z nienacka, bez ostrzeżenia i bez powodu. Wystarczy chwilę snu, 30 minut i wszystko mija. I tym razem jak Ola wyszła to położyłem się by dać chwilę wytchnienia moim biednym plecom. Jak tak leżałem to po jakiś 30 minutach udało mi się zdrzemnąć. Pospałem 20-30 minut i obudziłem się jak nowo narodzony - młody bóg. Świetnie się czuję fizycznie. Dowodem może być to, że jest prawie pierwsza w nocy, a ja jeszcze nie śpię i w dodatku całkiem dobrze mi się piszę.

Jeszcze bym coś napisał ale jestem umówiony z Ola na rehabilitację na poniedziałek rano, na godzinę 10, więc muszę się zaraz kłaść chodź wcale nie mam na to ochoty. No ale muszę być wypoczęty, nie mogę marnować jej czasu.
Powiem wam, że taka Aleksandra to skarb. Trzeba ją poznać aby sobie wyobrazić co ona dla mnie robi, a oprócz tego ja ją po prostu bardzo lubię.

Na koniec, z innej beczki chodź wciąż będę się trzymał głównego nurtu tego boga. Muszę się dowiedzieć co i jak, jakie są warunki kwalifikacji do tego programu lekowego związanego z plasterami na sm. Ponoć te badania prowadzi również krakowski ośrodek.

Dowiem się co i jak na ten temat to dam znać, a teraz idę spać.

czwartek, 2 grudnia 2010

Odeszła:(

Kilka dni temu pisałem o pomocy dla Kasi. To zupełnie obca dla mnie osoba, a mimo to pomoc życzliwych ludzi była o wiele bardziej potrzebna dla niej niż dla mnie.

Pisze w trybie przeszłym ponieważ Kasi już nie ma – odeszła.

środa, 1 grudnia 2010

Sport to zdrowie

Sport to zdrowie. Rehabilitacja to też jakaś forma sportu i aktywności fizycznej. Wiem, wiem… nikomu się nie chce rehabilitować. Codziennie te nudne ćwiczenia, w sumie takie proste, a mimo to takie ciężkie i efekty nie są oszałamiające. Póki co, nie ma skuteczniejszej metody walki z SM niż rehabilitacja.

Dzisiaj poćwiczyłem z Olą przez 2 godziny i czuję się bosko. Fizyczny wysiłek podnosi poziom endorfiny. Nie wiem jak ona to robi ale mi się to podoba!

Chciałem również napisać o Agnieszce, która jest rehabilitantka w Krajowym Ośrodku Mieszkalno - Rehabilitacyjnym dla Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane w Dąbku. Agnieszka była moim indywidualnym rehabilitantem i jest specjalistą w swojej dziedzinie. Niestety, ale musi ona zrezygnować z pracy w tym ośrodku z powodów o których nie chcę mówić na forum publicznym. Myślę, że była to dla niej bardzo trudna decyzja ale wiem, że podjęła właściwą. To wielka strata dla nas chorych i dla ośrodka.
Jakoś tak bardzo się związałem emocjonalnie z ludźmi z tego ośrodka, że każda ich tragedia, smutek, radość od razu wpływa na mnie. Traktuje ich jak rodzinę. Kiedy jadę tam, to czuję się jakbym wrócił do domu.

Aga, dziękuję za wszystko i życzę szczęścia!