Prawie już zapomniałem o świętach. Szybko minęły, a i nie zostawiły śladu w postaci wzrostu mojej wagi. Nie obżeram się przy stole. Nie rozumiem jak można się tak zachowywać. Co najmniej jakby się nie jadło miesiąc albo rok czasu. Rozumiem, że jest fajna atmosfera, pyszności na stole itp. ale żeby przez święta przytyć 4-5 kilo? Przecież to uczucie pełności, przytłoczenia i ociężałości to nic przyjemnego. Zawsze mnie dziwiło, jak można tak wpier...ć.
Święta dla mnie to był jedynie odpoczynek od rehabilitacji. Jedyny okazja, że nie musiałem myśleć, a w zasadzie zajmować się, poświęcać czas i uwagę chorobie. Tak czy siak moja laba się już skończyła. Muszę ćwiczyć bo nie powiem, że robię to z chęcią. Za każdym razem gdy zabieram się do ćwiczeń to muszę się zmuszać. To tak jak bym musiał codziennie wstawać do pracy której nienawidzę. Z niewolnika nie ma pracownika. Tak właśnie jest ze mną.
Osłabłem. Kiedyś potrafiłem ćwiczyć 2 godziny dziennie. Dzisiaj jak poćwiczę godzinę to potem idę spać. Prócz mojego osłabienia to jeszcze czuję potworna męczliwość.
Wczoraj podłączałem mojego sąsiada do internetu. Ciągnęliśmy do niego kabel tzn. on to robił, a ja siedziałem na chodziku i nadzorowałem:) Moim jedynym zadaniem było zarobienie wtyczki. To zadanie wymagające pewnej precyzji ale bez przesady. To coś jak nawlekanie igły. Czynność która kiedyś zajmowała krótka chwilę to wczoraj siedziałem przy wtyczce z 5 minut albo i więcej. Do tego są mi potrzebne dwie zdrowe dłonie, a moja lewa już niestety jest mało precyzyjna.
Przed świętami byłem z Olą w galerii na zakupach. Dla mnie to rozrywka, że mogłem pójść i coś robić konkretnego, a nie włóczyć się samemu i bez celu. Poszliśmy na obiad do pizzerii Dominium. Ola zamówiła coś dla siebie, a ja muszę zamawiać posiłek wg kategorii czy dam radę go kulturalnie zjeść. Wydawało mi się, że z pizza sobie poradzę. Niestety ale wydawało mi się. Krojenie pizzy to jeszcze pikuś bo prawą rękę jeszcze mam w miarę sprawną ale trzeba mieć odpowiednią siłę w lewej ręce by przytrzymać kawałek który się kroi. No i z tym był problem. Zrezygnowałem z krojenia. Jadłem pizze rekami. Kawałek zwinąłem i konsumowałem ją jak kanapkę. Pizza smaczna, towarzystwo fajne ale ciężko się cieszyć z tego skoro nie czujesz się komfortowo.
Nie wiem, ten blog miał być siła, natchnieniem, dawać ludziom wiarę by się nie poddawali, a ostatnimi czasami stał się studium upadku człowieka. Nawet mnie jest ciężko już pisać bo to jest ciągłe jęczenie i narzekanie. Nie dostrzegam pozytywów życia? Rozglądam się dokładnie, zaklinam rzeczywistość ale pozytywów, drobnych sukcesów nie widzę.
Przecież nie tak miało być.