Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

poniedziałek, 19 września 2011

Cały dzień na "nogach":)


Zmiana planów. Zadzwoniłem do brata czy będzie mógł mnie wypuścić dzisiaj z domu, a Adam mi mówi, że może mnie wypuścić za 20 min. No i nie starczyło czasu na ćwiczenia za to rehabilitacje miałem podczas szybkiego przebierania. Trzeba było szybciutko wyskoczyć z domowych – dresowych łaszków i przygotować się do wyjścia do ludzi. Na szczęście brat się spóźnił, a w ogóle przyszedł ze swoją córka a moją chrześniaczką. Zdążyłem wypić kawę, ale na śniadanie nie starczyło czasu.

Jak już brat mnie wypuścił to się mnie pyta czy idziemy do pizzerii na piwo. Hmmm…  nic nie jadłem ale na piwo możemy iść. Można powiedzieć, że zupę chmielową miałem na śniadanie ale pora już była obiadowa bo było po godz. 12. Jak to dzieci, jedno ale nie dało nam żyć. Trzeba było szybko dopić piwo i iść… gdziekolwiek byle Ali się nie nudziło. No to poszliśmy do parku. Taka mała, a taki z niej kozak. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia i na film na czym ta zabawa polega.

Alicja + asekuracja:)



Piwko + słoneczko i było milutko. Trzeba było jechać wreszcie coś zjeść konkretnego. Po drodze wstąpiłem na grób ks. Bolka. Chwile sobie z nim pogadałem i jak zwykle się rozkleiłem. Tak się posmarkałem, że musiałem dłuższa chwilę odczekać by móc pojechać dalej miedzy ludzi. Chusteczek nie miałem:(


Dotarłem wreszcie do galerii, do KFC. Zamówiłem pikantne skrzydełka. Jem sobie i nagle do stolika obok mnie dosiada się znajomy gość. Przez chwilę się zastanawiałem skąd ja tego ludka znam i sobie przypomniałem. To szef kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, euro poseł Tomasz Poręba.


Straszny z niego „biduś”. Cały czas dzwoniły do niego telefony, jakby był na call center. Kupił też KFC i nie miał czasu zjeść. Tak, tak, wiem, za taką kasę z euro parlamentu to można się trochę poświecić. Jak już mu trochę odpuścili i telefon zamilkł  to zagadałem do niego. Przeprosił mnie, że będzie mnie słuchał i będzie jadł bo już mu jedzenie wystygło. Poprosiłem go, żeby dbali o rehabilitację w Dąbku, żeby na to się znalazły pieniądze, by ta jedyna perełka dla chorych na SM nie została zlikwidowana ani zmieniona na szkodę nas - chorych. Wiem, że gość ma miliony spraw na głowie. Ciągle go ludzie o coś proszą ale podał mi do siebie maila: nazwisko + imię pisane razem@gmail.com Poprosił abym opisał sytuacje i o co chodzi. Zamierzam do niego w tej sprawie napisać. Nie wiem, czy coś wskóra teraz i po wyborach ale uważam, że coś trzeba robić. Jeśli i Wy się przyłączycie do tego i opiszecie co to za ośrodek i ile on dla nas chorych znaczy to może nie rozwalą tego co dobrze działa. Liczę na Was! Piszcie!

Po galerii wybrałem się na rynek. Jak zwykle dużo ludzi. Mimo, że ostatnio jestem na rynku częściej to i tym razem było miło. Zawsze to lepiej być na świeżym powietrzu niż siedzieć w domu.
Wjechałem do bazyliki Mariackiej. Dawno tam w środku mnie nie było. Kościół robi wrażenie tak jak i Ołtarz Wita Stwosza. Jest piękny chodź moje zdjęcia tego nie oddają:(


Tutaj znalazłem animacje dzięki której można obejrzeć ołtarz samodzielnie – wirtualnie:)

Gdy już wyjechałem z kościoła to obrałem kierunek na Wawel. Po drodze cyknąłem sobie fotkę z Lajkonikiem:)

Kościół św. Wojciecha na Rynku Głównym

Zakochani na sesji zdjęciowej obok kościoła św. Wojciecha

ul. Senacka, przecznica z ul. Grodzkiej. W drodze na Wawel.

Koniecznie chciał abym miał z nim zdjęcie:)



Kościół św. Piotra i Pawła

ul. Kanonicza

ul. Kanonicza

ul. Kanonicza

ul. Kanonicza

No comments

No comments

Na Wawel pojechałem bo chciałem się dostać do katedry. Wejście do katedry dla kulawych jest dostępne do godz.17. Przyjechałem i podeszli pracownicy obsługi turystycznej i rozłożyli mi podest abym mógł pokonać kilka schodów. Gdy już wjechałem na nieco wyższy poziom to okazało się, że w drzwiach jest bardo wysoki próg i nie przejadę. Chłopaki musieli napiąć trochę muskuły i mnie przenieśli.
Gdy już byłem w katedrze na Wawelu to dało się poczuć chłód powietrza i mieszankę religii i historii Polski. Nawet ja, krakus od urodzenia na którym Wawel nie powinien robić wrażenia to i ja uległem powadze tego miejsca. Niestety ale w katedrze co chwile są jakieś progi albo schody, a to bardzo utrudnia zwiedzanie na wózku elektrycznym. Po jakiś 10 minutach opuściłem to miejsce i pojechałem napić się kawy w tym zacnym miejscu. Katedrę zwiedzę wirtualnie:)

Siedzę na kawie i widzę starszego Pana w mundurze. Wołam go po imieniu – Panie Edziu, a on się odwraca. Nie poznał mnie z początku bo dawno się nie widzieliśmy. Kiedyś, jakieś 3-4 lata temu spotykaliśmy się na działce na która jeździłem. Jesteśmy sąsiadami przez siatkę, a nasze rodziny znają się….. hohoho i jeszcze trochę. Jego syn też jest chory na to badziewie, choruje dłużej ode mnie ale jest zupełnie sprawny.
Edward Szczęśniak to bohater. Harcmistrz, żołnierz AK, wywieziony na roboty do Niemiec w czasie II wojny światowej. O ile mi wiadomo to jest już po 80 wiośnie. To żywy świadek naszej historii.


Druh harcmistrz Edward Szczęśniak otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego podczas uroczystości na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu, fot. Stanisław Rozpędzik/PAP
Był na Wawelu bo harcerze dzisiaj mieli jakąś uroczystość, a on jako „szycha” musiał być. Wypiliśmy kawę, porozmawiali i poszliśmy. Odprowadziłem go do tramwaju, a sam pojechałem w kierunku basenu. Po drodze na 1,5 godziny zatrzymałem się u dziadków przy szachach.
Na basenie, w wodzie strasznie zmarzłem. Temperatura była taka jak zwykle ale mi było zimno. Źle mi się pływało. Po basenie udałem się do autobusu linii 159. Kilka dni temu pisałem w tej sprawie. Bałem się, że i dzisiaj inny kierowca będzie mi robił problemy ale... okazało się, że jest nadzwyczaj uprzejmy i miły. Nie robił mi żadnych problemów. Jednak można i korona nikomu z głowy nie spadła.


PS

Gdy wyszedłem z basenu to na telefonie odczytałem maila. Chcę przedstawić jego fragment:
"Bardzo zrobił Pan na mnie wrażenie swoją energia do życia. Ja jestem osobą też bardzo energiczną i towarzyską ale od roku gdy przeszłam na rentę wszystko się urwało. Prawie zerwałam więzy towarzyskie. Siedziałam w domu, tylko w razie potrzeby konsultacji z lekarzem wychodziłam. Mieszkam na II piętrze co tez utrudnia mi sprawę. Proszę sobie wyobrazić, że odkąd czytam Pana blog dostałam impulsu do działania i już 2 razy wyszłam z domu. Zaczęłam na nowo żyć."
Właśnie dlatego piszę tego bloga. W znacznej części zrezygnowałem ze swojej prywatności ale po to by pokazać, że warto jeszcze żyć i marzyć, a choroba to nie koniec. Dzisiaj ludzie bardzo pozytywnie reagują na osoby niepełnosprawne. Sam jestem czasem tym zaskoczony (tak jak dzisiaj kierowcą autobusu). By nie było zbyt pompatycznie to powiem - garnijcie sie do ludzi i miedzy ludzi. Oni na prawdę nie gryzą.

Na wszystkie maile staram się odpisywać. Na tego też odpiszę ale rano:) Jeśli tylko ktoś ma czas i ochotę to proszę pisać. Ja też nie gryzę, a teraz idę spać!

Dobranoc:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)