Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

piątek, 16 września 2011

Niespodzianki:)

Ciągle opisuje dni z perspektywy dnia poprzedniego. Ostatnio nie wyrabiam. Wracam późno do domu i już nie mam siły siadać do robienia wpisu na blogu. Tak też było wczoraj aczkolwiek wczorajszy dzień był pełen niespodzianek ale do rzeczy.

Dzień jak dzień. Zaczął się dosyć leniwie. W ramach ćwiczeń zabrałem się do rehabilitacji. Poćwiczyłem jakieś 45 minut. Nie wiem jak to jest ale z Olą jak ćwiczę to zajęcia trwają jakieś 60 – 80 minut i nie jestem tak wyrąbany jak wówczas kiedy sam ćwiczę. Przecież ja w czasie ćwiczeń również robie odpoczynki. Może dlatego, że staram się robić inne ćwiczenia które być może są bardziej wyczerpujące. Nieważne, to taka dygresja.
Gdy skończyłem to jak zwykle byłem wycięty. Gdyby nie to, że miałem basen w planach to zapewne jeszcze popołudniu bym poćwiczył. Przed 15 wpadł do mnie Tomek - przyjaciel, coś tam wydrukować, wiec skorzystałem z okazji bo Tomek mnie wyprowadził. Ponieważ miałem dużo czasu przed basenem to pojechałem do galerii.

Przed wejściem był zaparkowany…


Zawsze marzyłem o motorze. Olewałem auta, nie specjalnie mnie ten środek lokomocji interesował ale motor to coś innego. Odkładałem robienie prawa jazdy i tak zeszło. Dzisiaj już czasu nie cofnę, a szkoda. Właśnie takie motory zawsze mnie rajcowały. Nie jakieś ścigacze, wyjące silniki od przeżyłowanych obrotów ale takie pyrkacze jak ten Harley Davidson – motor z duszą. Ten był piękny, śliczny.
Wypiłem w galerii kawę, zjadłem jakiegoś kuraka w KFC, zrobiłem zakupy i pojechałem w kierunku basenu, a że ładna była pogoda to wybrałem się „pieszo”:). Jadąc na basen przypomniała mi się Bożenka i to, że Tomek mówił, że akurat jest u niego teraz w szpitalu. Hmmm… miałem dużo czasu więc pomyślałem, że to dobra okazja do odwiedzenia jej.

Bożenkę poznałem w tym szpitalu w 2007 roku kiedy uciekłem na rehabilitację do Tomka przed żoną. Wówczas chodziłem samodzielnie chodź jak pijak, a Bożenka – no cóż, byłą w bardzo złym stanie. Okazało się, że miała zawał rdzenia kręgowego i to dosyć wysoko. Lekarze mówili, że cudem z tego wyszła. Wówczas była leżącym pacjentem. Dorobiła się tego gówna od wysiłku i przepracowania w supermarkecie Real – od dźwigania i przenoszenia ciężkich rzeczy. Jak widać, Biedronka jest też w Realu.
Tomek mnie do jej sali wysłał abym ją zmobilizował do rehabilitacji. Co tu dużo mówić, jednego dnia chodzisz, a potem na drugi dzień przestajesz – tragedia! Nie dziwie się, że miała depreche. Udało mi się ją namówić aby mi kibicowała na sali skoro nie chce ćwiczyć. No i Bożenka dopingowała mnie i obserwowała jak każdego dnia robie nowe ćwiczenia, których w dniu poprzednim nie byłem wstanie zrobić. I może dlatego, że zobaczyła, że widać u mnie poprawę to i ona sama zaczęła w końcu ćwiczyć. Razem się wspieraliśmy.
Po ćwiczeniach szedłem do jej sali na kawę. Na sali leżała razem z innymi pacjentkami, m. in. z babciami. Bożena była osobą leżącą, a babciom trzęsły się ręce więc im robiłem kawę i podawałem do stolika. Wówczas to ja byłem taki sprawny. Jedna z tych przemiłych babuni nawet chciała mnie wyswatać ze swoją wnuczką. Miałem okazję poznać wnuczkę ale właśnie uciekłem przed żoną wiec nie w głowie mi były dupy. Nie zamierzałem wpaść z deszczu pod rynnę chodź wnuczka baaardzooo fajna:) Tyle wprowadzenia.
Myślałem, że wjadę na neurologię swoim wózkiem ale okazało się, iż przed podjazdem jest wysoki krawężnik. Próbowałem go pokonać ale mi się nie udało. Ktoś nie pomyślał. Trzeba być kulawym aby widzieć świat naszymi oczami. Z Bożenką musieliśmy się spotkać na ławeczce na dworze. Bożenka jest w lepszej formie ode mnie. Co prawda śmiga przy chodziku ale śmiga, podnosi nogi do góry czego ja na razie nie robię. Może jak Bóg da, Mitoxantron i rehabilitacja z Olą mnie postawią na nogi. Wiem, wiem to nie będzie z dnia na dzień i to wymaga czasu.
Strasznie miło było ją zobaczyć. Widywaliśmy się ale ostatnio jakoś nie było okazji albo możliwości. To spotkanie, takie nie planowane to taka niespodzianka.

Po wizycie w szpitalu pojechałem na basen. Miałem okazję wypróbować nowe okulary do wody firmy Speedo.
Speedo Futura BioFUSE
 Jestem z nich bardzo zadowolony. Dobrze leża, ja w nich dobrze wyglądam – tak profesjonalnie i można lustrować laski bo w nich nie widać na kogo patrzę:) Gdyby nie te moje deficyty to zacząłbym rwać laski na te okulary:) Dobrze mi się pływało, nie było dużo ludzi. W wodzie byłem prawie godzinę. Po basenie pojechałem na zapiekankę i kawę – to taki standard u mnie.

Trzeba było już się zbierać do domu bo o godz. 21 miał być w TV mecz Wisły Kraków z Odense BK w ramach fazy grupowej Ligi Europejskiej. Gdy już opuściłem basen to widzę, że na ulicy pełno policji. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Dzwonie do brata aby się upewnić i dowiedzieć czy mecz jest w Krakowie. Brat mi potwierdził, że Wisła gra u siebie, a ja byłem święcie przekonany, że mecz będę oglądał w TV bo będzie rozgrywany na wyjeździe. Miałem ze sobą karnet. Dzwonie do domu, żeby na mnie na razie nie czekali, że będę dopiero koło godz. 24.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy skierowali mnie do nowego wejścia dla niepełnosprawnych. Okazało się, że dla kulawych Wisła udostępniła mega wypasiony sektor. Do dyspozycji mamy windy, toalety i wygodne krzesełka. Ale wypas! Wiecie, po raz pierwszy poczułem się jakoś tak ważnie. Nie poczułem się jak dopust boży, że gdzieś trzeba wcisnąć niepełnosprawnych. Nigdy mi na czymś takim nie zależało ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania.



Mecz się oglądało w bardzo komfortowych warunkach natomiast wynik… No cóż, lepiej o tym nie mówić. Wisła przerżnęła 1:3 – szkoda gadać. Cała ta sytuacja z meczem to druga niespodzianka tego dnia:)

Do domu wróciłem tuż przed godz. 24. Mimo iż było późno, byłem lekko zmęczony to sobie pomyślałem, że jeszcze przed spaniem potrenuje chodzenie przy chodziku. Wziąłem chodzik i idę ale jakoś mi to łatwo idzie. Trzeba było sobie utrudnić sprawę. Zostawiłem chodzik i zacząłem łazić z kijami nordic walking. No i się udało. Przeszedłem tyle ile chodzę przy chodziku chodź byłem styrany ale za to jaki dumny!

Po tym treningu trzeba się było zbierać do spania ponieważ rehabilitantka zapowiedziała się na piątek po godz. 9.

1 komentarz:

  1. wiesz co nazywanie kobiet cyt "dupami" jest conajmniej mało eleganckie "dupku"!!!!

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)