Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

czwartek, 25 sierpnia 2011

Pożegnanie

Kilka dni nie pisałem bo trochę byłem zmęczony, a może lekko smutny tym, że powoli zbliżam się do końca pobytu w Dąbku. Tu wszystkie dni są podobne do siebie ale to nie oznacza, że się nudzę.

We wtorek Wisłą Kraków przegrała z APOELem Nikozja mecz o awans do Ligi Mistrzów UEFA. Styl w jakim odpadli był przygnębiający. No comments!

Wczoraj na dworku mieliśmy zrobiony pokaz taneczny. Przyszła młoda, śliczna dziewczyna pokazać nam jak się tańczy jazz. Nie da się ukryć, że robiło to duże wrażenie. Szpagat w jej wykonaniu albo wykop powyżej głowy patrząc na nią wydawał się taki banalny. Nie odbyło się bez problemów ponieważ wyłączyli nam wczoraj prąd. Przerwa nie trwała akurat długo bo tylko około 30 min. ale zaniki zasilania są tutaj na porządku dziennym. Tak chyba jest na każdej wsi.

Dzisiaj jest pożegnanie na którym będę w roli żegnanego. Co prawda nie wyjeżdżam jutro lecz dopiero w sobotę ale impreza jest dzisiaj. Koniec pobytu czuć już przez cały ostatni tydzień. Wiadomo, że nie ma to wpływu na rodzaj i ilość zajęć ale co jakiś czas ktoś mi o tym przypomni. Prócz tego jakoś już się nie chce ćwiczyć tzn. jest mniej zapału niż na początku. Wrócę do własnego życia ale będzie brakowało tego zwolnionego trybu życia jaki się toczy w Dąbku, spotkań w ciągu dnia przy kawie, wieczornego imprezowania no i najbardziej będzie brakowało mi ludzi i zdrowych z personelu i chorych. Zawsze będę powtarzał, że Dąbek to mój drugi dom. To ludzie tworzą jego atmosferę.
Takie końcówki obligują do jakiś podsumowań. W moim przypadku, mimo wielu zajęć raczej mi ciężko zauważyć jakąś poprawę. Może nawet minimalnie jest gorzej ale to takie życie, takie stwardnienie rozsiane. Mimo to i tak zaraz po przyjeździe złożę papiery o ponowny pobyt w Dąbku. W zeszłym roku tak jak i w tym zastanawiałem się w jakim stanie ponownie tu przyjadę za rok. Dzięki ogromnej pracy z Olą, a potem mojej udało się, że ten progres choroby stosunkowo nie był duży ale mimo to wszyscy go tu zauważyli. Wiecie jak jest - jak zabierzesz odrobinkę z niewiele to od razu to widać. Tak właśnie jest teraz ze mną. Nie da się niczego, niczym zrekompensować bo już i tego jest tak mało. Z rehabilitacją jest jak z lekami na SM, to tylko spowalnianie postępu choroby który u jednych idzie powoli, a u drugich szybciej. Po przyjeździe nie zamierzam osiąść na laurach i będę dalej starał się nie poddawać, a o efektach będę informować na bieżąco.

Póki jeszcze tu jestem staram się pomagać Eli w pokonywaniu odległości miedzy jednymi zajęciami, a drugimi. Do tego używam rikszy czyli mojego wózka. Ela siada mi na kolanach i jedziemy. Śmiejemy się, że na pewno będą o nas plotkować:) W ogóle staram się być pomocny i uprzejmy dla kobiet. Zauważyłem, że i Ela i Ewelina strasznie są pogryzione przez komary. Ciągle narzekają, że w nocy je strasznie pogryzły te paskudne stworzenie. Mnie natomiast przez cały pobyt w Dąbku może ugryzły 6, 7 razy. Normalnie sypiam przy otwartym oknie i nie mam problemu z komarami. W związku z tym zaproponowałem dziewczynom, że mogą spać u mnie... w łóżku:) Nie przyjęły mojej propozycji.

Wydaje mi się, że moja propozycja przegrała z preparatem na komary:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)