Dziś nie mam dobrego dnia. Wstałem i od razu byłem zmęczony.
Po wczorajszych sterydach byłem rozbudzony i poszedłem późno spać. Obudzili
mnie już przed godziną 6 rano. Sale mam koło drzwi wejściowych na oddział
neurologii i wszyscy którzy przychodzili do pracy, wbijali kod do zamka
szyfrowego do otwarcia drzwi, a potem tłukli się drzwiami. Warunków do spania
nie było.
Poszedłem lekko zaspany o 8.40 na rehabilitacje. Poćwiczyłem
z godzinę z Ania. Większość tych ćwiczeń była na mój tułów i miednicę, które
mam zabetonowane. Ćwiczenia które robie w domu są dobre, a tu miałem inne.
Przez to, że były inne to strasznie wróciłem z ćwiczeń zmęczony i padnięty.
Poszedłem na kawę do baru i trochę odsapnąłem.
Jak wróciłem to przyszła do mnie pielęgniarka z
Mitoxantronem. W jakimś fartuchu, z maską na twarzy. Pytam się o co chodzi, że
skoro ona jest tak ubrana to może ja powinienem zatkać nos?:) Powiedziała, że
nie trzeba, a ona jest tak ubrana ponieważ często podaje tą chemie i w tym
przypadku mogło by to być dla niej groźne. Pewnie są na to jakieś procedury.
Chemia zeszła błyskawicznie, w jakieś 20-25 minut i bez
problemu. Po tym poczułem się zmęczony. Lekarz mówi, że może być taka reakcja
ale ja nie wiem czy to nie był przypadek, a przyczyną był opad emocji.
Poszedłem spać i już się czuje normalnie ale odpuszczam dzisiaj rehabilitacje.
Na następną chemie dostałem termin na 27 grudnia 2011. Chciałem iść przed nowym
rokiem ponieważ po nowym roku nie wiadomo co NFZ wymyśli, czy lekarza nie będą strajkowali
itp. Po co się martwić. Jutro wychodzę ze szpitala tylko nie wiem o której
godzinie bo będę czekał na wypis.
Nie mam dzisiaj dobrego dnia. Psychicznie już mnie męczy od
kilku dni. Jeżdżę po tym Krakowie, chodzę na basen, jeżdżę na mecze Wisły ale
jakoś tak mi jest smutno bo nie ma się z kim bliskim tym cieszyć. Brakuje mi
uczuć, miłości, tego że byłem znów przez chwilę kochany i mogłem kochać. Nie chce
przez to powiedzieć, że przeżywam rozstanie z Olą bo to już mam za sobą tylko,
że brakuje mi świadomości tego poczucia, że jest ktoś – mój, jedyny, a i że ja
jestem dla kogoś najważniejszy.
Czasami żałuję tego, że się zaangażowałem w związek z Olą.
Nie dla tego, że się tak skończył tylko dla tego, że mi się przypomniało jakie
to jest miłe. Przedtem byłem już tak długo sam, że zapomniałem i przez to nie
tęskniłem, a teraz mi znów tego brakuje. Moje życie jest zdominowane przez
chorobę. Ciągle o niej muszę myśleć. Myślę o rehabilitacji, po rehabilitacji o zmęczeniu,
jak wypocznę to już planuję jak się dostać na basen, a po basenie znów o
rehabilitacji. Jak ktoś się mnie zapyta co u mnie słychać to o czym mam mówić?
Jak się zapyta mnie jak Ci minął dzień to co, mam opowiadać o chorobie,
rehabilitacji? Boże jakie to jest nudne i męczące. Absolutnie nie dziwię się
Oli. Kto się chce angażować w taką nudę?
Co ja mogę zaoferować?