Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

sobota, 31 lipca 2010

Codzienność.

Proste czynności a potrafią doprowadzić człowieka do białej gorączki. Wychodzę z wanny. Zrobiłem się na bóstwo co też wymaga już wysiłku. Po wannie przychodzi czas na wodę po goleniu i dezodorant. Idę do pokoju w stroju Adama i zaczyna się horror.
Najpierw ubieram majtki. Sprawdzam dokładnie czy aby nie ubieram majtek tył do przodu. Nie bez problemów trafiam swoimi kulasami do odpowiednich dziurek i jak już zaczynam je wciągać na miejsce nagle się orientuje że…
K…a ubrałem je na lewą stronę! Przecież oglądałem majtki dokładnie. Jak to się mogło stać? Przecież coś takiego może zdrowego wyprowadzić z równowagi. Nie pozostaje mi nic innego jak powtórzenie całego procesu. Znowu procedura się powtarza. Znów są problemy z girami i dziurkami, a ja dalej walczę i się denerwuję. Wszystko jest przy akompaniamencie rożnych nie wybrednych epitetów pod adresem moich koślawych nóg i SM'u.
Udało się! Trafiłem z majtkami na swoje miejsce. Są już na miejscu. Muszę odpocząć bo się zmachałem.
Ok, czas zacząć ciąg dalszy. Ubieram dżinsy. Tu sprawa jest prostsza. Od razu po rozporku i szwach widać jak to powinno być założone. Tu na pewno nie powinienem popełnić tego błędu jak przy majtkach. Wpycham jedna nogę. Niestety to wszystko nie jest takie proste. Złośliwość rzeczy martwych – mówię o nogach jest wręcz nie do opisania. Jakoś się zawinęła nogawka, a ja nie mam siły przepchać tego zwężenia. Nogi są zbyt słabe. Znów jestem wkurzony, lepiej niech nikt do mnie się nie zbliża. Koty już to zrozumiały i uciekły do drugiego pokoju tak na wszelki wypadek.
Udało się, jest, trafiłem! Jestem z siebie dumny. Kilka głębszych wdechów i zabieram się za drugą nogę. Spodnie już są na miejscu, a ja ledwie żyje. Pewnie przez ten upał na dworze. Masakra!
Teraz jeszcze skarpetki i buty. Może się wydawać, że reszta pójdzie z górki. Nic bardziej mylącego. I z butami i skarpetkami jest mega problem bo przecież trzeba sięgnąć tak daleko! Repertuar epitetów mi się skończył, koty siedzą jak trusie i chyba zastanawiają się kiedy mu się w końcu uda ubrać. Znów sukces - udało się.

Przeszła mi ochota na wszystko, jestem zmęczony.

Mimo całego tego cyrku powyżej naprawdę cieszę się, że wciąż mogę się okąpać samodzielnie, a i ubieranie nie bez problemów ale za to samodzielne się udaje.
Trzeba się cieszyć z małych sukcesów, małych rzeczy - drobnostek. Czasami bywa z tym ciężko ale chyba nie ma wyboru. Trzeba zaakceptować swoje ułomności i jakoś z nimi żyć. Ludzie mogą cię zapamiętać jako osobę wesołą, pogodna mimo trudności albo jako totalnego smutasa, który wciąż jest niezadowolony ze wszystkiego. Ja po chwili nerwów wybieram wersje optymistyczną.

A ty jaką wersję swojego życia wybierzesz?

1 komentarz:

  1. Na razie tkwię w optymistycznej... oby tak zawsze :)
    Justyna z sm

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)