Stwardnienie rozsiane - diagnoza której nie życzę nikomu. Chciałbym pokazać, że ta diagnoza nie oznacza iż życie się kończy. Pragnę pokazać innym, że to życie wciąż jest, chodź może trochę inne, może trudniejsze ale to nie koniec. Czy jestem czasami załamany? Często, ale potem się podnoszę i maszeruje dalej z podniesionym czołem i z uśmiechem na twarzy.

Jeśli chodź trochę ten blog będzie pomocny dla Was chorych oraz dla Waszych rodzin to będę szczęśliwy. To właśnie jedna z tych rzeczy która dodaje mi sił.

Wojciech Mrugalski

niedziela, 12 czerwca 2022

Nie udało się

Znowu dawno mnie tu nie było. Od początku roku mam zamieszanie. Zamknąłem firmę, którą prowadziłem od 20 lat ze wspólnikiem. Nie da się ukryć, że to, że firma tak długo działała pomimo mojej niepełnosprawności jest tylko i wyłącznie jego zasługą. Dzięki wielkie.

Jest mi smutno, bo wiele rzeczy się kończy w moim życiu, ale jest też coś nowego, a mianowicie od czerwca zacząłem nową pracę. Na razie na trzy miesiące, bo to okres próbny. To jest praca zdalna, przy laptopie. Faktem jest to, że po pracy jestem padnięty. Mam elastyczny czas pracy, a przez to mogą korzystać z rehabilitacji. To jest najważniejsze.

Ostatnio nabawiłem się takiego zgrubienia na pośladku. To ponoć jest preludium do odleżyny. Stosowałem różne preparaty, ale najlepszy, póki co jest aloes. Ten prawdziwy, wyciskany z liścia. Zasypiam z nasączonym kompresem na tyłku i rano dzieje się magia. Po dwóch dniach jak siedzę to nic mi nie doskwiera, a skóra robi się taka gładka, miękka. Jeszcze parę dni stosowania i będę znów miał dupcie niemowlęcia.

Ostatnio byłem na spotkaniu w fundacji, bo była prezentacja cewników i szkolenie jak je używać i jak się samo cewnikować. Wydaje się to bardzo proste za pomocą tych cewników. Mnie to samo cewnikowanie nie dotyczy, bo do tego trzeba mieć sprawne dwie dłonie, ale bardzo ciekawa prezentacja. Wiedziałem, że w SM zapalenie pęcherza jest bardzo częste, ale nie myślałem, że aż tak częste. Ja przez te wszystkie lata choroby to może miałem dwa razy zapalenie pęcherza. Ostatni raz to w maju tego roku. Dostałem antybiotyk na pięć dni, a po dwóch dniach brania antybiotyku funkcjonowałem normalnie. Skończyłem pięcio dniowy cykl antybiotykowy i problem zniknął. Oby tak dalej.

Chciałem podziękować wszystkim, którzy zechcieli mnie wesprzeć i przekazać swój procent na moje subkonto. W dzisiejszych czasach każda złotówka się liczy. Nie miałem okazji zrobić tego wcześniej bo...

Bujałem się z chorobą kota, ale niestety musiałem go uśpić w piątek 10 czerwca 2022 roku. Przyszedł weterynarz po godzinie 18 do mnie do mieszkania. Milko jak zobaczył kogoś nowego to uciekał, ale zawsze po chwili przychodził. Taki słabiutki, wycieńczony ale wciąż był zainteresowany tym co się dzieje. Tym razem myśmy go zawołali i przyszedł do nas. Zaufał nam, a myśmy pozwolili by weterynarz zrobił pierwszy zastrzyk i rozpoczął procedurę usypiania. Milko po podaniu zastrzyku łaził jeszcze z siedem minut. Poszedł się nawet przywitać z weterynarzem i dał mu się pogłaskać, a potem położył się na dywanie i zasnął. Po kolejnych pięciu minutach weterynarz podał mocniejszą narkozę dożylnie i Milko odszedł. Minęły dwa dni, a ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że nadużyłem jego zaufania. Wiem, że to jest nienormalne, bo to tylko kot, ale to cały czas siedzi we mnie. Budzę się rano w sobotę i odruchowo patrzę na łóżko i na wózek, bo tam zawsze on spał ze mną w pokoju, ale tym razem jego już nie ma. Jak mnie mama wyciągała z łóżka to się kręcił koło nas, był blisko, a tym razem cisza.

W sobotę mama pojechała z bratem zakopać Milko na naszej działce, bo tam są wszystkie nasze zwierzęta, a ja zostałem sam w domu z drugim kotem Hopkiem. W takie dni, gdy Milko żył przez ostatnie dwa tygodnie to on cały czas łaził po mieszkaniu. Albo szedł do miski, albo do kuwety, albo do spania na 20-30 lub znowu do miski z wodą. W kuwecie zostawiał taki smród za sobą, że można było uciekać z domu. Co dwa dni dawaliśmy mu podskórną kroplówkę. Dwa dni przed eutanazją dostał takiej biegunki i wymiotów u mnie w pokoju w nocy, że razem z mamą całą noc mieliśmy wyjętą z życia. Wiem, że zrobiłem dobrze, że to był ten czas. Wydaliśmy bardzo dużo pieniędzy na weterynarzy, kroplówki, ekstra jedzenie. Nawet eutanazja kota u nas w domu była nastawiona na jego komfort, żeby się nie denerwował. Niczego nie żałuję. Uśpienie starego, chorego kota to był mój ostatni ludzki akt miłości dla niego, ale i tak tęsknie. 

Jest niedziela, robię ten wpis. Mama na działce, a ja z Hopkiem w domu i cisza. Nikt nie łazi. Kiedyś było męczące napięcie w związku z obserwacją chodzącego kota, a teraz napięcie wzbudza spokój, który mnie bardzo męczy. Milka miałem od 2009 roku. Znałem go od urodzenia. Zabrałem go z podwórka kamienicy, w której miałem biuro. Na zawsze zostanie w mojej pamięci.

Nie spodziewałem, że tak bardzo. 










Zdjęcie zrobione o godzinie 03:51 gdy już było wiadomo, że dziś jest jego ostatni dzień




1 komentarz:

  1. O jejku...Kochany kiciuś...Maleństwo...Jedyne "pocieszenie" to to, że się nie męczy. I nie mów "tylko kot"; ja mam psa i mówię nieraz do męża"WIESZ CO?...JA GO KOCHAM! Tyle lat razem(14), człowiek się przywiązuje i jak dziecko traktuje!

    OdpowiedzUsuń

Będzie miło gdy się przedstawisz:-)