W piątek przyjechała do mnie moja Dorotka do Krakowa na weekend. Wyrwała się ze stolicy. To było magiczne spotkanie. Mieliśmy piękną pogodę. Gdy weszliśmy z ul. Grodzkiej na Rynek Główny to Dorotka powiedziała - Wooowww... Trochę pozwiedzaliśmy miasto ale Kraków ciężko ogarnąć przez weekend zdrowemu, a co dopiero nam. Ja to jeździłem na wózku ale Dorotka dzielnie maszerowała po Krakowie.
Udało nam się dotrzeć również na Wawel i pokazałem m.in. dziedziniec na Wawelu.
W Krakowie i Małopolsce wszyscy mówią, że wychodzimy na pole, a nie na dwór. Wyjaśniłem mojej Dorotce, że tak wygląda dwór jak na fotce powyżej. Królowie, szlachta, damy dworu wychodziły na dwór, a wszystko inne to pole. My nie jesteśmy szlachta, nie mieszkamy na zamku więc wychodzimy z domu na... pole:) Wiem, że to wiele ludzi śmieszy ale tak tu jest.
Dorotka poznała mojego brata, Marysie ich dzieci Kubę i Alę. Byliśmy z nimi na obiedzie w sobotę i niedzielę. Miło zjeść obiad na świeżym powietrzu, w miłym towarzystwie i pięknym otoczeniu.
Niestety ale wszystko co piękne szybko się kończy. Odwiozłem gościa w poniedziałek na dworzec do pociągu.
Lookałem czy w tym pociągu zmieszczę się przez drzwi wejściowe na swoim wózku elektrycznym ale nie wygląda to różowo. Muszę kiedyś przyjechać na dworzec z metrem, pomierzyć drzwi i sprawdzić co i jak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie miło gdy się przedstawisz:-)